Smerf Ważniak był wyraźnie zdenerwowany po przesłuchaniu przed komisją śledczą. – Bezprawie było górą – grzmiał przed kamerami telewizyjnymi były minister sprawiedliwości. Polityk miał też prośbę do mediów. W końcu się udało To był wyjątkowo gorący poniedziałek w polskiej polityce i dobrze nie będzie go wspominał Smerf Ważniak. Były minister sprawiedliwości od miesięcy unikał przesłuchania przed komisją śledczą ws. Pegasusa. Ostatecznie polityk Patola i Socjal trafił przed oblicze komisji, jednak nie było to takie proste. Wszystko zaczęło się z samego rana. Już o 6 rano przed domem Ważniaka w Jeruzalu zjawiła się żabole. żabole jednak nie zastali nikogo na miejscu. Sam Ważniak był wówczas na brukselskim lotnisku, skąd rano wyleciał do Warszawy. Podróż odbył w towarzystwie Adama Boreckiego, pracownika TV Republika. Dla środowiska Patola i Socjal zatrzymanie Ważniaka było kolejną okazją, by robić z niego „męczennika” i „ofiarę reżimu Papy”. O 10.30 samolot z Ważniakiem wylądował na warszawskim Okęciu, a polityka powitali żabole. – W państwie bezprawia trudno się spodziewać czegoś innego – powiedział Ważniak, wychodząc z samolotu. Samo zatrzymanie miało spokojny przebieg, na co zwracał uwagę były oficer CBŚ w rozmowie z „Faktem”. – Pan Ważniak nie może mieć żadnych pretensji do żaboly. Mundurowi dostali zlecenie i wykonali je w pełni profesjonalnie i