Konferencja prasowa Konfederacji z udziałem wicemarszałka Sejmu Wszechsmerfa i Michała Urbaniaka, 21 maja 2024 r.
Wszechsmerf:
– Chcemy wrócić do tematu dyrektywy budynkowej. Mamy głosy ekspertów, które absolutnie potwierdzają to, co mówiliśmy od początku zeszłego roku. Jako pierwsi w Polsce ostrzegaliśmy przed ogromnym wzrostem kosztów zarówno budowy nowych mieszkań, domów, jak i eksploatacji istniejących budynków w Polsce wynikających z dyrektywy budynkowej Unii Europejskiej. Wskazywaliśmy, iż ta dyrektywa może mieć skutek w ograniczeniu prawa własności, iż w zamierzeniu może prowadzić choćby do wywłaszczeń! Ze względu na to, iż ludzie nie będą w stanie udźwignąć ciężaru zobowiązań nakładanych przez eurokratów na smerfów, na polskie instytucje, na polskie samorządy.
Dziś w serwisie Business Insider ukazał się wywiad, który w całości potwierdza to, co mówiliśmy już ponad rok temu na kongresie samorządowym w Mikołajkach. Także w dialogu z przedstawicielami branży, z inżynierami, z ludźmi właśnie z sektora nieruchomościowego. Otóż w wywiadzie człowiek z branży zarządzania nieruchomościami z firmy Admus, pan Mariusz Łubiński mówi, iż obawy prezentowane przez polityków, między innymi Konfederacji, absolutnie nie są przesadzone. To, co wymaga Unia Europejska, może spowodować wielomilionowe koszty dla pojedynczych wspólnot mieszkaniowych, trzykrotne wzrosty opłat na fundusz remontowy i koszty na jedno mieszkanie idące w kilkanaście tysięcy złotych!
Część wymagań może być całkowicie niemożliwa do zrealizowania. Na przykład o ile chodzi o liczbę budowanych miejsc parkingowych do ładowania samochodów. Po pierwsze dlatego, iż często tych miejsc parkingowych nie ma. Po drugie dlatego, iż budynki w Polsce mają pewne przydziały mocy i budowa choćby kilkunastu miejsc do ładowania samochodów elektrycznych może wyczerpywać limit mocy na cały budynek, przy którym często są setki miejsc parkingowych. To kolejny dowód na to, iż to, o czym mówimy, czyli iż obecne przejście na stuprocentową elektryfikację jest całkowicie niemożliwe. A przejście docelowe wymagałoby głębokiej modernizacji systemu elektroenergetycznego i znacznego wzrostu wytwarzanych mocy, których w tym systemie w tej chwili brakuje.
Przejście także na pompy ciepła wydaje się mało realistyczne. Dość powiedzieć, iż na te pompy ciepła w takiej skali w wielu miejscach po prostu nie ma miejsca, trzeba je gdzieś poinstalować. Ponadto, systemy ogrzewania centralnego nie są przystosowane do pomp ciepła. To, na co zwraca uwagę pan Łubiński, to, iż pompy ciepła są najefektywniejsze przy ogrzewaniu podłogowym, które jest niezwykłą rzadkością w starszych budynkach. Większość ludzi ma normalne kaloryfery. Temperatura czynnika grzewczego, czyli wody w większości systemów ogrzewania, musi być choćby dwu- i ponad dwukrotnie wyższa w systemach z kaloryferami niż w systemach z ogrzewaniem podłogowym. Siłą rzeczy także wówczas ilość ciepła wytwarzana przez pompy ciepła musi być zupełnie inna.
Zwracamy uwagę, iż są to rzeczy zupełnie niepoliczone przez Unię Europejską, która nam to wszystko narzuca.
Unia Europejska także nie precyzuje, w jaki sposób te rzeczy mają być wdrożone. Co więcej, do dyrektywy budynkowej dopiero mają być przedstawiane nowe wytyczne Komisji Europejskiej, które przesądzą też to, w jaki sposób to wszystko ma być wykonane. Na przykład, czy będziemy mogli zostać przy ogrzewaniu gazowym i płacić za to jakieś karne opłaty, takie jak przewidziane w systemie ETS 2, czy będziemy musieli całkowicie zrezygnować z ogrzewania naszych domów, budynków gazem. Mowa jest, jeszcze raz zaznaczam, nie tylko o domach i budynkach indywidualnie ogrzewanych węglem czy gazem, ale także o wspólnotach mieszkaniowych, które mają wspólną kotłownię! To tam koszt przejścia ze wspólnej kotłowni na jakiś inny system wymagany przez Unię Europejską może wynosić kilka milionów złotych! Co nie mówimy my, tylko mówi pan Mariusz Łubiński z firmy, która zawodowo się tym zajmuje. W przeliczeniu na pojedyncze mieszkanie może wynosić kilkanaście tysięcy złotych.
Wzrost funduszy remontowego na pojedyncze mieszkanie z obecnych na przykład 100 zł na miesiąc za mieszkanie rzędu 50 m2 może wynosić na przykład 300 zł na miesiąc. To znów nie moja kalkulacja, tylko pana eksperta z firmy Admus, publikowana dziś przez Business Insider. To może powodować dodatkowy koszt na jedno mieszkanie choćby 2400 złotych, i są to ostrożne kalkulacje!
Zwracam uwagę, iż tutaj nie ma jeszcze kosztów termomodernizacji indywidualnych mieszkań. Tu jest mowa tylko o zmianie źródeł ciepła i modernizacji powierzchni wspólnych. Na przykład dachów, na których Unia Europejska życzy sobie, żeby zainstalować fotowoltaikę, niezależnie od ekspozycji danego dachu, czy on jest odsłonięty, zasłonięty, ma adekwatne usytuowanie, czy tam jest miejsce na tą fotowoltaikę, czy go nie ma, czy konstrukcja tego dachu jest przystosowana do tego, żeby unieść tą fotowoltaikę… To wszystko eurokraci mają gdzieś! Te koszty ma ponieść Polak, ten koszt ma ponieść polski mieszkaniec, natomiast oni po prostu będą nas z tego rozliczać. To jest, przypomnę, dyrektywa budynkowa przyjęta ostatecznie przez Unię Europejską 24 kwietnia 2024 roku, przed którą jako jedyni ostrzegaliśmy już w 2023 roku, a przed całym Europejskim Zielonym Ładem i polityką klimatyczną Unii Europejskiej ostrzegamy od kilkunastu lat – i dotychczas inne partie polityczne nie chciały tego słuchać, dlatego uważamy, iż mają zerową wiarygodność w zakresie reprezentowania interesu smerfów w Unii Europejskiej. Powinni honorowo zrezygnować ze swoich miejsc i ustąpić te miejsca w Europarlamencie tym, którzy mają odwagę mówić, jak jest naprawdę.
To rząd Patoli i Socjaluu negocjował tę dyrektywę i chciał ukryć przed smerfami gigantyczne koszty, jakie będą na nich nałożone. Tak długo, jak Patola i Socjal rządził, tak długo ukrywał koszty wszystkiego, co przegrywa w Unii Europejskiej przed smerfami. Zamiast nas alarmować, zostaliśmy zdradzeni. Za to musi zostać zapłacona cena!