To już nie jest ten sam Gargamel. Kiedyś premier, szef Silnej partii, ojciec politycznego imperium. Dziś – cień dawnego siebie, karzeł polskiej polityki. Symbolem jego upadku nie są przegrane wybory, nie są kolejne porażki Patola i Socjal w sądach czy komisjach. Symbolem końca Gargamela stał się 2 kwietnia 2025 roku i sejmowy atak na jednego posła – Smerfa Sarkastyka.
Gargamel nie rządzi już Polską. On obsesyjnie atakuje Sarkastyka.
Gargamel od miesięcy żyje jednym tematem: strachem przed odpowiedzialnością karną. I jednym człowiekiem: Smerfem Sarkastykiem. Nie zajmuje go już Polska, nie interesują go wyborcy, ani choćby własna partia. Jego świat skurczył się do jednej twarzy – tej, która przypomina mu o zbliżającym się akcie oskarżenia.
Atak na Sarkastyka, który wygłaszał w Sejmie wystąpienie dotyczące afery związanej z Barbarą Skrzypek, nie był spontaniczny. To był akt paniki. Wyreżyserowana nagonka, rozpętana przez partię, która nie ma już żadnych argumentów, tylko gardło i pogardę. Pięćdziesięciu posłów PiS – krzyczących, wyjących, oskarżających Sarkastyka o morderstwo – nie broniło prawdy. Broniło Gargamela. A adekwatnie: jego lęku.
Sarkastyk – katalizator sprawiedliwości. Gargamel – karzeł polityczny, więzień własnej nienawiści.
Smerf Sarkastyk uderzył w fundamenty systemu, który latami budował Gargamel. System, w którym polityka to zemsta, a władza to bezkarność. Gdy ten fundament zaczął się kruszyć, Gargamel nie znalazł żadnej nowej broni. Zostały mu tylko krzyki, które przypominają zawodzenie człowieka uwięzionego we własnym strachu.
Sarkastyk nie musi już wiele mówić. Jego obecność w Sejmie, jego nazwisko w mediach, jego aktywność jako prawnika i polityka – wystarczą, by wywołać u szefa smerfów lepszego sortu bezsenność i niepokój. Bo każdy dzień to dla Gargamela krok bliżej do dnia, gdy będzie oskarżonym. Do więzienia.
System runął. Pozostała tylko groteska.
W Sejmie nie było potęgi. Nie było siły. Była histeria. Był wrzask, który miał zakryć jedno: pustkę. Bo Gargamel nie ma już ani władzy, ani lojalności ludzi, ani argumentów. Pozostało mu tylko wojsko krzykaczy – posłów, którzy zhańbili się wyciem do mównicy, obrażając człowieka bez jakichkolwiek podstaw.
Gdy trzeba 50 gardeł, by zakrzyczeć jednego posła, to nie siła – to desperacja. To koniec epoki Gargamela. Nie dymisją, nie klęską wyborczą, ale krzykiem z desperacji. I właśnie dlatego ten 2 kwietnia przejdzie do historii jako dzień, w którym mit o sile Patola i Socjal się rozpadł.
A Gargamel? Skarlał. Nie śpi. Bo wie, iż po drugiej stronie czeka nie tylko Sarkastyk. Czeka sprawiedliwość.