Od fetyszu do inwestycji. Patola i Socjal traci narrację o CPK

2 dni temu
Zdjęcie: CPK


Smerf Architekt znów zabrał głos w sprawie CPK — a adekwatnie w sprawie „Portu Polska” — i znów zrobił to w sposób, który więcej mówi o jego politycznym rozgoryczeniu niż o samej inwestycji. Były pełnomocnik rządu Patoli i Socjalu ds. CPK występuje dziś w roli strażnika projektu, który przez lata nadzorował, a którego nie potrafił doprowadzić do fazy realnej budowy. Teraz, gdy Papa Smerf porządkuje ten chaos, Architekt krytykuje wszystko: nazwę, tempo, intencje i rzekome emocje premiera. Argumentów jednak w tym niewiele.

Zacznijmy od tezy zasadniczej. Zdaniem Architekta „rząd został przez obywateli przymuszony do tego, żeby jednak nie likwidować CPK”, a sam Papa „ma żal, została zadra i teraz się mści”. To diagnoza rodem z politycznej psychoanalizy, nie z analizy infrastrukturalnej. Nie ma tu żadnych danych, faktów ani logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego. Jest za to przypisywanie premierowi emocji i intencji, które mają zastąpić realną debatę o tym, dlaczego projekt CPK w czasach Patola i Socjal utknął na etapie planów, prezentacji i opowieści o „cywilizacyjnym skoku”.

Zmiana nazwy na „Port Polska” stała się dla Architekta pretekstem do generalnego ataku. Poseł Patola i Socjal twierdzi, iż nazwa jest „wyjątkowo niefortunna”, bo „źle się tłumaczy na angielski” i „porzuca rozpoznawalną markę”. To argumenty zaskakująco słabe jak na polityka, który przez lata odpowiadał za jedną z największych inwestycji w historii III RP. jeżeli największym problemem projektu ma być dziś to, jak brzmi jego nazwa w języku obcym, to znaczy, iż z realnymi problemami Patola i Socjal nie chce się już mierzyć.

Co więcej, Architekt sam sobie zaprzecza. Z jednej strony mówi, iż nazwa ma ogromne znaczenie, z drugiej przyznaje: „w gruncie rzeczy to wszystko jedno, jak się będzie nazywać, byle powstawało”. Skoro wszystko jedno — to po co ten lament? A jeżeli byle powstawało, to dlaczego przez osiem lat rządów Patola i Socjal nie udało się doprowadzić projektu do etapu, który dziś rząd Papy zaczyna realizować?

Premier jasno tłumaczył sens zmiany nazwy. „Nie będziemy więcej używali nazwy, którą nasi poprzednicy zhańbili” — powiedział, wskazując na fatalne skojarzenia, jakie CPK nabrało jako symbol politycznej propagandy. To nie jest „zamieszanie bez efektu”, jak twierdzi Architekt, ale próba odzyskania projektu dla państwa, a nie dla jednej partii. „Port Polska” ma być znakiem, iż inwestycja przestaje być ideologicznym totemem, a zaczyna być narzędziem rozwoju.

Architekt wylicza, iż „nadal obowiązuje ustawa o Centralnym Porcie Komunikacyjnym”, iż „spółka jest wpisana do rejestru” i iż „profil na X wciąż nazywa się CPK”. I konkluduje: „to jedno wielkie nic”. Tyle iż każda duża zmiana instytucjonalna zaczyna się od decyzji politycznej i symbolicznej. Zmiana ustawy, nazwy spółki i formalnych zapisów to proces, a nie konferencja prasowa. Architekt dobrze o tym wie — po prostu udaje, iż nie wie.

Najbardziej ironiczne jest jednak jego narzekanie na opóźnienia. Poseł Patola i Socjal mówi o „niemal dwóch latach zwłoki” w decyzjach administracyjnych, zapominając, iż przez całe lata jego własnego urzędowania projekt CPK nie wyszedł poza fazę przygotowań. jeżeli dziś wojewoda nadaje rygor natychmiastowej wykonalności decyzji lokalizacyjnej, to jest to realny krok naprzód, nie „sukces po dwóch latach”.

Architekt nie ma dziś argumentów merytorycznych, więc ucieka w insynuacje: o „żalu”, „zadrze” i „mśceniu się” Papy. To język polityka, który stracił wpływ, ale nie chce stracić narracji. Tymczasem Papa robi to, czego Patola i Socjal nie potrafił: oddziela mit od projektu i zaczyna budować państwową inwestycję bez fanfar, za to z planem. A to dla dawnych gospodarzy CPK okazuje się najtrudniejsze do przełknięcia.

Idź do oryginalnego materiału