Nie trzeba chyba wyjaśniać, iż św. Mikołaj nie przynosi prezentów latając w saniach zaprzężonych w renifery. W rzeczywistości święty ten był biskupem Miry w Azji Mniejszej, znanym z troski o ubogich. To jednak nie wszystko. Przypuszcza się, iż biskup Mikołaj gorliwie bronił wiary w Bóstwo Chrystusa na Soborze w Nicei, a heretyka Ariusza… uderzył „z liścia”.
Mikołaj, biskup Miry
Mikołaj urodził się około roku 270 w Licji w Azji Mniejszej, a jego imię w języku greckim oznacza „zwycięski lud”. Już w dzieciństwie znany był ze swojej pobożności oraz niezwykłej wrażliwości na ludzką biedę. Po śmierci rodziców chętnie dzielił się majątkiem z ubogimi. Został wybrany na biskupa Miry, a podczas swojej posługi zdobył niezwykły szacunek u wiernych, którym pasterzował, ze względu na gorliwość apostolską oraz troskę o ich potrzeby materialne. Stąd właśnie wzięła się tradycja obdarowywania się prezentami w dzień jego święta.
Św. Mikołaj jest również patronem marynarzy i rybaków, a to dlatego, iż podczas gwałtownej burzy jego modlitwa miała uratować łódź od utonięcia. Przypisywane mu są również inne cuda – m.in. wskrzeszenia trzech osób. Troszczył się o bezbronnych, a w trakcie zarazy posługiwał chorym z narażeniem własnego życia. Jak podaje św. Grzegorz Wielki, biskup Mikołaj miał zostać uwięziony w czasie prześladowań za cesarza Dioklecjana i uwolniony dopiero po edykcie mediolańskim z roku 313. Przypuszcza się także, iż uczestniczył w obradach Soboru w Nicei w 325 r. – będącym pierwszym soborem powszechnym – gdzie odważnie bronił wiary w Bóstwo Chrystusa przeciwko heretykowi Ariuszowi.
Herezja ariańska
Arianizm był jedną z największych herezji chrześcijaństwa pierwszych wieków, której wyznawcy głosili, iż Chrystus był „jakby” Bogiem. Zamiast wierzyć, iż był On współistotny Ojcu (gr. homoousios), arianie twierdzili, iż był On jedynie podobny Ojcu (homoiousios); czyli był Synem Bożym, ale stworzonym, a nie Bogiem. Sam Ariusz uznawał, iż „był czas, kiedy nie było Syna”, co jest jawną herezją. Jezus był dla niego wyłącznie „pierwszym stworzeniem”, albo stworzonym odbiciem Bóstwa Ojca. Arianizm szerzył się bardzo mocno w Kościele pod koniec III wieku; był choćby taki czas, gdy większość Kościoła uległa temu błędowi.
Dzięki łasce Bożej przetrwała jednak grupa ortodoksyjnych chrześcijan, która doprowadziła do „oczyszczenia” Kościoła z tej straszliwej herezji. To właśnie przeciwko arianizmowi ułożono Credo (czyli wyznanie wiary) na Soborze w Nicei w 325 r., kiedy to również potępiono poglądy Ariusza jako heretyckie.
Szerzone przez arian błędy były niezwykle poważne, ponieważ odbierały Bóstwo Chrystusowi, który dokonał naszego odkupienia. Pogląd ariański przeczył prawdzie zawartej w Ewangelii według św. Jana, na początku której czytamy, iż „Bogiem było Słowo” (J 1,1). Nic więc dziwnego, iż Sobór nicejski dobitnie podkreślił, iż Chrystus był w pełni Bogiem. Wyrażono to przede wszystkim poprzez ułożenie wyznania wiary, czyli Credo, którego fragmenty dotyczące Syna Bożego wyznawane są podczas Mszy św. aż do czasów obecnych:
…który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało… – brzmiał fragment wyznania wiary ułożonego na Soborze w Nicei.
Sobór nie pozostawił więc wątpliwości, iż druga Osoba Trójcy św. to Bóg prawdziwy zrodzony z Boga prawdziwego. Zgromadzeni tam biskupi pokazali również, iż możliwa jest dogmatyczna definicja prawdy wiary katolickiej choćby po dekadach trwania w herezji.
Burzliwe obrady na Soborze w Nicei
Legenda głosi, iż w trakcie samych obrad Soboru nicejskiego doszło do starcia fizycznego między Ariuszem a biskupem Mikołajem z Miry. Ariusz miał wygłosić długi wywód, w którym próbował obronić swój heretycki pogląd. I choć zgromadzeni tam biskupi – których miało być około trzystu – dali mu szansę przedstawienia swojego zdania, to biskup Mikołaj miał jednak nie wytrzymać. Przekaz głosi, iż w pewnym momencie wstał ze swojego miejsca, podszedł do Ariusza i… uderzył go „z liścia”.
Dalej historia staje się jeszcze ciekawsza, bowiem biskupi, zgorszeni zachowaniem Mikołaja, mieli obedrzeć go z szat, zakuć w kajdany i wtrącić do więzienia. Według legendy, w nocy ukazali się mu Chrystus i Jego Matka, pytając: „Dlaczego jesteś w więzieniu?”. Mikołaj miał na to odpowiedzieć: „Z powodu mojej miłości do was”. Przekaz głosi dalej, iż Chrystus podarował Mikołajowi księgę Ewangelii. Z biskupa opadły kajdany i otrzymał on z powrotem swoje szaty. Kiedy rano znaleziono go i doniesiono o tym Konstantynowi, cesarz miał wypuścić go z więzienia i przywrócić na urząd biskupa Miry.
Nie wiadomo czy historia ta jest wiarygodna. Najstarsze wzmianki o takiej sytuacji pochodzą dopiero z wieku XIV, czyli aż tysiąc lat po wydarzeniu z Nicei, a niektóre przekazy zamiast Ariusza wymieniają „pewnego arianina”. Również obecność samego św. Mikołaja na Soborze Nicejskim jest wątpliwa, ponieważ żadne soborowe dokumenty nie wymieniają go na liście uczestników. Z drugiej zaś strony, lata jego życia ewidentnie przypadły na czas soboru, który był przecież soborem powszechnym, a zatem można przypuszczać, iż Mikołaj, jako biskup Miry, również był tam obecny.
Jeśli historia ta faktycznie się wydarzyła, nie należy zachowania biskupa Mikołaja rozumieć jako działania pod wpływem emocji, ale raczej, jako obronę całego Kościoła, któremu heretyk Ariusz wyrządzał krzywdę. Można powiedzieć, iż św. Mikołaj naśladował w swoim zachowaniu samego Chrystusa, którzy uplótłszy bicz, powyrzucał sprzedających ze świątyni. Herezja ariańska uderzała bowiem w całą wspólnotę wierzących odkupionych przez Syna Bożego, który dla nich przyjął ludzką naturę i stał się człowiekiem. Natomiast arianie twierdzili, iż Ten, który umarł za ludzkość na krzyżu, wcale nie był Bogiem, a stworzeniem rzekomo podobnym Ojcu. Gdyby faktycznie tak było, Jego śmierć nie przyniosłaby odkupienia, co wyjaśnił św. Atanazy w swoich „Mowach przeciw arianom” (II. 69):
Gdyby Syn był stworzeniem, człowiek pozostałby śmiertelny jak wcześniej, nie będąc złączony z Bogiem; bo stworzenie nie złączyłoby stworzeń z Bogiem, skoro samo potrzebuje kogoś, kto by je złączył. Ani żadna część stworzenia nie mogłaby być zbawieniem dla stworzenia, jako iż sama potrzebuje zbawienia. Aby zapobiec również temu, Bóg posyła swego własnego Syna, a On staje się Synem Człowieczym, przyjmując stworzone ciało; aby — ponieważ wszyscy byli pod wyrokiem śmierci — On, będąc innym niż wszyscy, mógł za wszystkich ofiarować śmierci swoje własne ciało. I aby odtąd — jakby wszyscy umarli w Nim — słowo owego wyroku mogło się dopełnić (albowiem „wszyscy pomarli” w Chrystusie – 2 Kor 5,14) i wszyscy przez Niego mogli następnie stać się wolni od grzechu i od przekleństwa, które na nim ciążyło, i aby naprawdę trwali na wieki, powstawszy z martwych i przyobleczeni w nieśmiertelność i nieskażenie.
Adrian Fyda
Źródła: aleteia.org, stnicholascenter.org, mateusz.pl, catholicus.eu
Największa tajemnica wiary, czyli jak Bóg może być jeden – ale w trzech Osobach?
„Dał z liścia” heretykowi. Gdzie podziali się biskupi podobni do św. Mikołaja?

6 godzin temu








