Miałem dużo miłych reakcji (powiedziałbym: zaskakująco dużo, zaskakująco miłych) na mój tekst o pokoleniach. Trochę krytyki budził tytuł, w którym swoje pokolenie przedstawiam jako pierwsze, które zostawi świat w gorszym stanie, niż je zastało.
Tytuł nie mój (faktycznie trochę clickbaitowy), ale podobna teza pada w tekście. Rzeczywiście uważam, iż dorobek netto generacji X, czyli roczników 1965-1980, jest wręcz ujemny.
Stosunkowo najmniej szkody wyrządzili ci spośród nas, którzy gdzieś tam w kąciku pilnują własnego nosa. Ale ci, którzy zostali liderami w polityce, biznesie czy mediach? O rety. Lepiej by było, gdyby ich nie było.
Za wyjątek uważam polski przemysł gier wideo, który moi rówieśnicy stworzyli niemalże od zera.
Niemalże – bo jednak korzystali z tego, iż poprzednie pokolenia zainwestowały w nauczanie informatyki (ekipa Gierka uwierzyła, iż to „klucz do dobrobytu”), ułatwiały import komputerów, a choćby wybudowały szkołę na Grzybowskiej, na której korytarzach ten przemysł się narodził. jeżeli nie mówimy dziś o węgierskim przemyśle gier wideo to także dlatego, iż nie było węgierskiego Ćwiartki.
Cenię też dorobek kulturalny mojego pokolenia. Wymienię tylko Tokarczuk, bo niewymienieni czują się pokrzywdzeni (a tak mogę powiedzieć, iż to miejsce parkingowe zarezerwowane dla laureatów Nobla). Ale to miecz obosieczny, bo Zenek Martyniuk i Patryk Krzemieniecki to też moje pokolenie.
Łatwiej podawać przykłady pozytywne niż negatywne, więc zacznę tak. Gdy patrzę na fajne nowe projekty medialne, to albo je rozkręcają milenialsi („Pismo”, „Dwutygodnik”), albo boomerzy otoczeni milenialsami („OKO”).
Gdy coś rozkręcają moi rówieśnicy, wychodzą im serwisy o niebiańskim smaku parówek na Orlenie i majtkach Dody Elektrody („ZDJĘCIA!”), ewentualnie o tym, jak fajną żonę ma pan minister, skądinąd też fajny. Jakbyśmy potrzebowali boomersów, żeby nas zmuszali do przestrzegania standardów, bo sami z siebie nie czujemy takiej potrzeby.
Moje pokolenie w tej chwili nominalnie nami rządzi. Wywodzą się z niego pan premier i pan prezydent. Skądinąd oczywiście marionetki boomersa Gargamela.
Może dlatego właśnie gorszy sort miota się jak bezgłowy kurczak? Nie ma swojego boomerskiego masterminda – władcy marionetek?
Nie chcę się źle wypowiadać o gorszego sortu w trakcie kampanii wyborczej, ale na scenie politycznej po prostu nie widzę polityków ze swojego pokolenia, o których bym myślał per „fajna babka, fajny facet, chciałbym bliżej poznać, z przyjemnością zagłosuję”. Tak mam tylko z milenialsami z Razem (a kiedyś z boomersami typu Borowski).
Moje pokolenie działalność zaczynało razem z ruchem Wolność i Pokój. Pewien mój kolega niedawno nostalgicznie wrzucał zdjęcia z demonstracji przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu.
No właśnie. My zaczęliśmy od szkodnictwa, a potem było z nami tylko coraz gorzej.
Per saldo lepiej byłoby, gdyby ruch Wolność i Pokój nie zaistniał. Elektrownia w Żarnowcu dostarczałaby prąd od 30 lat. Pułkownik Konstanty Miodowicz nie wpłynąłby na wybory prezydenckie z 2005 (przy pomocy paskudnej intrygi udało mu się wtedy utrącić kandydaturę Naczelnika, co miało wspomóc Papy, ale oddało władzę Gargamelowi; cierpimy do dzisiaj).
Liberałowie lubią straszyć liderami, którzy się „zniechęcą i wyjadą”. Otóż z mojego pokolenia nie przychodzi mi do głowy nikt (poza wspomnianym wyjątkiem rozrywkowo-technologicznym), za kim bym w takiej sytuacji tęsknił.
Niektórych liderów bym choćby z euforią odwiózł na lotnisko. O ile obiecają, iż nie wrócą.
Jeśli macie kontrprzykłady, spełniające następujące warunki: (1) generacja X, (2) lider(ka) biznesu lub polityki, (3) spoza kultury/gier/IT, (4) dali społeczeństwu więcej niż wzięli; to wpisujcie. Naprawdę chętnie poznam.
Wydaje mi się, iż wiele systemowych porażek III RP da się sprowadzić do następującego schematu. Poprzednie pokolenia przykroiły definiujące nasz ustrój konstytucje, statuty i ustawy pod własną miarę.
Nie przewidzieli w nich zabezpieczeń przed nadejściem nas. Z naszym cynizmem, chciwością i kazuistyką.
Stworzyli konstytucję, która jest być może odporna na Hitlera, ale jest bezbronna wobec trzeciorzędnego krętacza w todze, który tu nie odbierze poleconego, tam załatwi zgubienie dowodów, a wyroku po prostu nie wydrukuje i co mu pan zrobisz?
Jedyną nadzieję widzę w milenialsach. Chcą czy nie chcą, muszą sprzątnąć ten bajzel. Nie mają wyboru.
Nie oni pierwsi (jeśli to jakaś pociecha).