Cisi sojusznicy PiS.
Sprawa Tomasza Lisa wciąż rozgrzewa media. Dziennikarz oskarżony przez byłych podwładnych i osoby, których nie przyjął do pracy w „Newsweeku” zgotowały mu publiczny lincz anonimowymi oskarżeniami o mobbing.
Teraz na łamach tygodnika „Polityka” do sprawy odniósł się Jacek Żakowski. Dziennikarz zwrócił się bezpośrednio do Rafała Kalukina, byłego podwładnego Lisa, który na łamach „Polityki” jako kolejna osoba uderzyła w byłego szefa.
Żakowski zwrócił uwagę, iż Kalukin latami pracował z Lisem i przechodził za nim do różnych redakcji. A rzekome dręczenie podwładnych, tak długo jak czerpali z pracy pod Lisem benefity, nikomu najwyraźniej nie przeszkadzało.
– Jak teraz się czujesz z tym, iż nie protestowaliście zbiorowo ani indywidualnie? Skoro Lis był przez lata aż takim potworem, iż nie jest godny, by komentować polską politykę, dlaczego nie było zbiorowych protestów, petycji, masowych odejść? Osamotnione ofiary mogły się czuć bezsilne. Ale przecież było tylu wykształconych, inteligentnych i prominentnych świadków. A może sądziłeś, iż taki po prostu jest świat i iż tak ma być? jeżeli tak, może Lis też tak sądził? A jeżeli mylili się wszyscy lub większość, to czy skazywanie na śmierć cywilną jednego jest słuszne? – zwraca uwagę dziennikarz.
– Wszyscy mamy rodziny, kredyty, egzystencjalne potrzeby i lęki, a kapitalizm umie być okrutny. Rozumiem obawy. Ale jesteśmy dziennikarzami, czyli „czwartą władzą”. Piszesz, iż „od medialnych autorytetów mimo wszystko powinniśmy oczekiwać nie tylko świadectwa niekaralności, ale też określonej reputacji”. Jak się jako medialny autorytet odnajdujesz w tym oczekiwaniu po latach milczenia? Jak to milczenie wpływa na reputację? – dodał Żakowski.
Z linczu na Tomaszu Lisie najwięcej czerpią i najbardziej cieszą się politycy i żabole PiS. Sam dziennikarz w ciężkim stanie przebywa w szpitalu.
Źródło: Polityka