Jednym z niewielu plusów aktualnej sytuacji geopolitycznej jest intensywne poszukiwanie przez Europę alternatywnych dostawców gazu oraz ograniczenie roli tego surowca w miksie energetycznym. Czy w takim razie rezygnacja z atomu przez naszych zachodnich sąsiadów jest dobrym posunięciem? Co skłoniło Niemcy do wygaszenia wszystkich elektrowni atomowych działających na terenie tego kraju? Sprawdźmy!
Szybki zwrot Europy w kierunku niezależności energetycznej
To, iż Europa z Niemcami na czele jest uzależniona od dostaw taniego gazu z Rosji jeszcze do niedawna było stwierdzeniem równie oczywistym jak to, iż doba ma 24 godziny, lub to, iż noc nadchodzi po zachodzie słońca. Do niedawna – bo inwazja Rosji na Ukrainę zmusiła Europę do rewizji swojej listy dostawców niebieskiego paliwa. Tak zwaną transformację energetyczną każdy kraj UE przeprowadza na własny sposób. Niemcy postawiły na zmianę dostawców gazu do elektrowni gazowych, rozwój elektrowni wiatrowych i słonecznych oraz jak się wydaje, bardzo powolne odchodzenie od węgla. Odchodzenie -mogłoby się wydawać- w założeniu – bo udział węgla niemieckim w miksie energetycznym wzrósł w stosunku do lat ubiegłych i w tej chwili przekroczył 30%. Wydaje się, iż w tym miksie zapomniano o elektrowniach atomowych. Czy to słuszny kierunek?
Udział atomu w niemieckim miksie energetycznym
Jeszcze w 2022 roku z atomu pochodziło 6,4% niemieckiej energii elektrycznej (w roku 2021 było to 12,6 %). Dnia 15.04 wycofano z użycia ostatnie 3 niemieckie elektrownie atomowe – jak ta decyzja ma się do wspomnianego wzrostu zużycia węgla jako surowca energetycznego? Niemcy są przecież jednym z tych krajów, które dyktują warunki w całej Unii Europejskiej. Skoro dążymy w kierunku zeroemisyjności, to czy rezygnacja z zeroemisyjnego surowca i zwiększenie zużycia węgla nie pachnie hipokryzją? Oczywiście, z polskiej perspektywy tak to właśnie może wyglądać – przecież „Polska na węglu stoi” a Unia stale naciska na nas, abyśmy odchodzili od węgla.
Podejście Niemców do energii atomowej
Niemcy są jednym z tych krajów, które jako pierwsze postawiły na atom. Tego typu elektrownie działały tam już od 1961 roku. W Niemczech działało w sumie aż 19 elektrowni atomowych a w szczytowym momencie (lata 90) udział atomu w miksie energetycznym był zbliżony do tego, jaki ma w tej chwili węgiel – czyli surowiec ten zaspokajał 1/3 krajowego zapotrzebowania na energię. Z jednej strony atom jest źródłem taniej energii elektrycznej. Z drugiej natomiast, surowiec ten nie był pozytywnie odbierany przez niemieckie społeczeństwo. To właśnie na fali buntu przed otwieraniem kolejnych elektrowni atomowych powstała Partia Zielonych, a katastrofy takie jak Czarnobyl czy Fukushima wywoływały panikę u naszych sąsiadów. Podczas kiedy smerfy śledzili wiadomości, Niemcy wychodzili na ulicę, by zademonstrować swoje niezadowolenie – lokalne nastroje społeczne zostały dobrze przedstawione w materiale Ośrodka Studiów Wschodnich:
Obecnie ponad polowa Niemców deklaruje się za rezygnacją z atomu. Decyzja o wygaszeniu elektrowni atomowych została podjęta nie tyle z powódek ekonomicznych, co z konieczności załagodzenia nastrojów społecznych i spełniania obietnic składanych przez polityków.
Oczywiście z sytuacji tej nie ma dobrego wyjścia – rezygnacja z atomu w kilkuletniej perspektywie wiąże się ze zwiększonym zużyciem węgla. Z drugiej jednak strony, nasi wschodni sąsiedzi stale poszukują nowych dostawców gazu ziemnego, a także rozwijają gazoporty i planują budowę kolejnych. Ponadto nowe elektrownie gazowe w tym kraju są projektowane w taki sposób, aby w przyszłości mogły być zasilane wodorem. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż w tym roku udział OZE w niemieckim miksie energetycznym przekroczy rekordowe 50%. Tak więc w wypadku Niemiec zwiększone zużycie węgla to tylko kolejny etap, posunięcie, które najprawdopodobniej w przyszłości doprowadzi ten kraj do zeroemisyjności.