"Uwolnienie potencjału lądowej energetyki wiatrowej" to jedno z postanowień umowy koalicyjnej, którego do tej pory obozowi rządowemu nie udało się zrealizować. Prace w tej sprawie toczą się od początku kadencji, ale projekt ustawy rząd przyjął i skierował do Sejmu dopiero tydzień temu. Jego głównym celem jest zmniejszenie – z obecnych 700 do 500 metrów - minimalnej odległości wiatraków od zabudowań mieszkalnych.
REKLAMA
Zobacz wideo Papa zapowiada "rok przełomu" i inwestycje. Rząd ma zająć się "deregulacją"
Zmiana ta, jak szacuje resort klimatu i środowiska, pozwoli na odblokowanie nowych inwestycji w energetykę wiatrową, przez co potencjał wzrostu tego typu energii może się zwiększyć do 2030 r. o ok. 6 GW. - Projekt jest najważniejszy dla obniżenia kosztów energii, dla zwiększenia poziomu inwestycji i poprawy konkurencyjności gospodarki, najważniejszy dla klimatu - mówi nam ministra klimatu i środowiska Urszula Zielińska (KO).
Liczy przy tym na szybką i sprawną pracę nad nowelizacją (projekt MKiŚ zmienia m.in. przepisy ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych) w Sejmie. - Jest bardzo duża szansa, iż ustawa zostanie uchwalona przez Sejm jeszcze przed wyborami prezydenckimi. Przecież wszystkim dziś zależy na obniżeniu cen energii - podkreśla Zielińska.
Według naszych informacji, uzyskanych z kolei ze źródeł w Sejmie, wynika, iż projekt miałby trafić pod obrady już w kwietniu. - Prawdopodobnie będzie to drugie, kwietniowe posiedzenie (23-24 kwietnia – przyp. red.) - słyszymy od jednego z czołowych polityków Smerfów 2050.
Nawrocki straszy, Gospodarz zwiedza wiatraki
O ile inwestycje w "zieloną energię" nie budzą żadnych kontrowersji w koalicji rządowej, to przygotowane przez rząd rozwiązania nie podobają się Prawu i Sprawiedliwości. Popierany przez nich kandydat na prezydenta już próbuje straszyć skutkami budowy nowych elektrowni wiatrowych. - Rządzący po raz kolejny lekceważą protesty smerfów i wybierają interesy niemieckich koncernów produkujących wiatraki, dla których staniemy się eldorado, kosztem naszego komfortu życia i zniszczonego krajobrazu. Zatrzymajmy to. Nie dla realizacji kolejnego etapu "Zielonego Ładu" w Polsce - mówi Nawrocki w spocie zamieszczonym kilka dni temu w mediach społecznościowych.
Politycy obozu władzy nic sobie jednak nie robią z tych ostrzeżeń - elektrownię wiatrową zwiedzał kilka dni temu Smerf Gospodarz, pozując przy okazji do zdjęcia na szczycie wiatraka. - Dobre wieści. W końcu uwalniamy energię z wiatru. Cała Polska naprzód! - ogłosił kandydat KO w dniu, w którym rząd przyjął projekt ustawy autorstwa MKiŚ.
- Nawrocki straszy wiatrakami? Eeeee, może bałbym się, gdyby postanowił przyprowadzić do Sejmu różnych swoich dziwnych kolegów - kpi z kolei w rozmowie z Gazeta.pl polityk Smerfów 2050.
Zielona energia nie do zatrzymania
Narracja Nawrockiego o "protestach smerfów" jest niezbyt trafiona, bo z badań wynika, iż społeczeństwo w zdecydowanej większości akceptuje wiatraki. Wskazuje na to choćby sondaż CBOS z marca 2023 r., w którym 83 proc. respondentów zadeklarowało poparcie dla rozwoju lądowych farm wiatrowych w Polsce. Przeciwny pogląd wyraziło tylko 10 proc. badanych (7 proc. nie miało zdania w tej sprawie).
Dynamiczny rozwój OZE w naszym kraju też jest faktem, czego dowodzi z kolei opublikowany na początku stycznia raport Forum Energii. Według danych think tanku, w 2024 r. źródła odnawialne odpowiadały za ok. 30 proc. produkcji energii w Polsce (z czego 14,7 proc. - farmy wiatrowe). Sukcesywnie spada przy tym udział węgla w miksie energetycznym - z 83 proc. w 2015 r. do 57 proc. w zeszłym roku (w 2015 r. udział OZE wynosił jedynie 13,2 proc.).