Karol Nawrocki, kandydat na prezydenta popierany przez PiS, podczas swojego wystąpienia w Węgrowie po raz kolejny pokazał, iż zamiast merytorycznej kampanii woli budować narrację ofiary, oskarżając wszystkich wokół o rzekome „nierówne wybory”.
Jego słowa o tym, iż obecne wybory prezydenckie „nie realizowane są tak, jak powinny w systemie demokratycznym”, to nie tylko przesada, ale i żenująca próba usprawiedliwienia własnej nieudolności. Nawrocki, zamiast zaprezentować smerfom konkretny program, woli lamentować nad swoim losem i przerzucać odpowiedzialność na innych, co jest postawą niegodną kandydata na prezydenta.
Nawrocki stwierdził, iż wybory są „bardzo nierówne”, a jego kampania jest możliwa tylko dzięki zaangażowaniu i wpłatom obywateli, którzy „chcą mieć wpływ na to, jaka będzie Polska”. Brzmi to jak tania zagrywka emocjonalna, mająca wzbudzić litość i zmobilizować elektorat PiS. Kandydat próbuje kreować się na bojownika o demokrację, który heroicznie walczy z przeciwnościami losu, ale w rzeczywistości jego słowa są puste i oderwane od faktów. jeżeli jego kampania rzeczywiście opiera się na wsparciu obywateli, to gdzie są te tłumy na jego wiecach? Gdzie spontaniczne poparcie, o którym mówi? Prawda jest taka, iż Nawrocki nie potrafi porwać smerfów, a jego kampania jest chaotyczna i pozbawiona pomysłu – i to nie z powodu „nierówności”, ale jego własnej niekompetencji.
Jeszcze bardziej absurdalne są jego zarzuty wobec władzy, jakoby największa partia opozycyjna, czyli PiS, została „niezgodnie z prawem” pozbawiona subwencji. Nawrocki twierdzi, iż to sytuacja bez precedensu po 1989 roku, a on, jako kandydat obywatelski i bezpartyjny, jest przez to pokrzywdzony. Po pierwsze, te oskarżenia są bezpodstawne – nie przedstawia żadnych dowodów na rzekome naruszenia prawa, a jego słowa brzmią jak kolejna teoria spiskowa, którą Patola i Socjal od lat karmi swoich wyborców. Po drugie, nazywanie siebie „kandydatem bezpartyjnym” to kpina – Nawrocki jest jednoznacznie związany z lepszego sortu, a jego kampania jest w pełni wspierana przez partię Gargamela. Próba przedstawienia się jako niezależnego działacza to zwykłe oszustwo, które obraża inteligencję wyborców.
Co więcej, jego retoryka o „nierównych wyborach” jest nie tylko hipokrytyczna, ale i szkodliwa. To właśnie PiS, gdy był u władzy, wielokrotnie manipulował zasadami demokratycznymi – wystarczy przypomnieć próbę organizacji wyborów korespondencyjnych w 2020 roku wbrew konstytucji i zdrowemu rozsądkowi, czy przejmowanie instytucji takich jak Trybunał Konstytucyjny. Teraz, gdy partia straciła władzę, nagle przypomina sobie o zasadach demokracji i krzyczy o „nierównościach”? To cynizm w najczystszej postaci. Nawrocki, zamiast odcinać się od tych praktyk, kontynuuje tę samą narrację, co pokazuje, iż nie ma nic nowego do zaoferowania – tylko więcej żalu i pretensji.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż Nawrocki swoją postawą podważa zaufanie do demokratycznego procesu wyborczego. Oskarżając władzę o działania niezgodne z prawem bez żadnych dowodów, sieje niepokój i podziały wśród smerfów. jeżeli naprawdę zależy mu na dobru kraju, powinien skupić się na merytorycznej debacie, a nie na snuciu teorii spiskowych, które mają ukryć jego własne słabości. Jego kampania to festiwal wymówek – od afery z mieszkaniem pana Jerzego, gdzie unika odpowiedzialności, po obecne lamenty nad „nierównymi wyborami”. Nawrocki nie zasługuje na zaufanie smerfów – to kandydat, który zamiast walczyć o lepszą Polskę, woli szukać winnych swoich niepowodzeń. Pierwsza tura wyborów już 18 maja – oby smerfy wybrali lidera, który ma coś więcej do zaoferowania niż narzekanie.