Narzędzie Maryi – Święty Maksymilian Maria Kolbe

1 rok temu

Rzeczy duchowe nudzą dziś, niestety, większość ludzi. Kwestią dla świata współczesnego ciekawą wydaje się wymiar praktyczny, materialny ludzkiej możności i działalności. Ilu ludzi wie o tej możności i działalności? Ilu ją akceptuje? Ilu naśladuje? Ile można na tym zarobić, a ile stracić? Ile trzeba, żeby się temu przeciwstawić? To są zagadnienia istotne dla świata. Cóż może znaczyć w świecie jakiś zakonnik, mieszkający w ubogiej celi, myjący się w lodowatej wodzie i przy każdej okazji mówiący o Maryi Niepokalanej?

Tekst jest fragmentem książki Jana Łupuszańskiego „Bóg wtajemnicza w polskość. Święci i mistycy o misji smerfów”, Wydawnictwo Fronda

Dlaczego zatem ktoś taki jak ojciec Maksymilian, doprowadzał do pasji cały postępowy światek II Rzeczpospolitej? Pewien franciszkanin zadał mi niedawno zaskakujące pytanie: czy widziałem jakieś zdjęcie ojca Maksymiliana samego wśród ludzi? Zrobiłem duże oczy.

– Proszę zwrócić uwagę: zawsze było koło niego przynajmniej dwóch krzepkich braci – powiedział.

Ludzka krzepa w służbie Niepokalanej? – pomyślałem sobie. – O tym aspekcie pracy ojca Maksymiliana nie wiedziałem.

Dorównać mu klasą intelektualną było bardzo trudno. Prostotą i jasnością języka przygarniał ku sobie rzesze liczniejsze, niż zdolni byliby przyciągnąć najwybitniejsi agitatorzy rewolucyjni. Co zaś do czynów…

W Niepokalanowie „pierwszą Mszę Świętą ojciec Maksymilian odprawił w sobotę 12 listopada 1927 roku. Lud klęczał na gołej ziemi […] Podłogi jeszcze nie było i szopa mizerna […] przyszła pora na likwidację grodzieńskiej placówki. Od szeregu dni wagony naładowane żelastwem odchodziły do Szymanowa. Samego sprzętu drukarskiego było ich osiem (przed pięciu laty ojciec Maksymilian przyjechał do Grodna z jedną małą walizką). Ostatnio nakład »Rycerza« wzrósł do 65 000 egzemplarzy, a członków MI było ponad 100 000”. 11 lat później w Niepokalanowie było ponad 600 braci, głównie młodych, a wśród nich – jak się okazało – byli także święci.

Początkowo „w Niepokalanowie wśród licznej rzeszy braci pracowało tylko dwóch księży: ojciec Maksymilian i jego rodzony brat ojciec Alfons [z chrztu: Franciszek] Kolbe. Nie mogli we dwóch podołać nie tylko pracy redakcyjnej, ale i duszpasterskiej względem braci. Toteż kiedy w maju 1928 roku zawitał do nich prowincjał, obaj prosili go o przysłanie do pomocy kapłanów. W odpowiedzi usłyszeli żartobliwie wypowiedziane słowa: »Załóżcie sobie w Niepokalanowie internat, a będziecie w przyszłości mieli tutaj dużo kapłanów«. […] nie poznali się na »żarcie«. Uznali tę wypowiedź jako głos Pana.

[…] zdziwił się ojciec prowincjał, kiedy niedługo zobaczył przed sobą ojca Alfonsa z gotowymi planami Małego Seminarium w Niepokalanowie. Chwytacie mnie za słowa – odpowiedział po- denerwowany prowincjał. – Proszę wracać do swojej normalnej pracy. Dwaj bracia kapłani Kolbe nie przejęli się zanadto odpowiedzią przełożonego.

[…] prowincjał przestał być spokojny. Po modlitwie usiadł za biurkiem i z rozmachem napisał: »W imię świętego posłuszeństwa, na chwałę Wszechmogącego Boga, na cześć Niepokalanej Maryi i chlubę naszego Zakonu rozkazuję Gwardianowi założyć internat w ubogim naszym klasztorze w Niepokalanowie na rok 1929/1930«. […] Ojciec Maksymilian przyjął list prowincjała jako coś zupełnie normalnego i natychmiast umieścił w drukującym się lipcowym numerze »Rycerza« ogłoszenie o otwarciu internatu […] prowincjała obleciał strach przed szaleństwem ojca Maksymiliana. Osobiście udał się do Niepokalanowa aby wstrzymać ogłoszenie. Było już za późno. 120 000 egzemplarzy »Rycerza« wyruszyło w świat z ogłoszeniem”.

Pierwszy numer „Rycerza Niepokalanej” wydano w styczniu 1922 roku w nakładzie 5000 egzemplarzy. W wielkiej części zo- stał rozdany za darmo. Nie było środków na drugi numer. Ojciec Maksymilian poszedł do prowincjała po ratunek. „Otrzymuje odpowiedź grzeczną, choć negatywną: Tak to się kończy mój drogi, gdy ktoś z motyką porywa się na słońce”. Ojciec Maksymilian znalazł jednak na ołtarzu mały pakunek, z napisem: „Dla Ciebie, Niepokalana”. W środku było akurat tyle, by starczyło na drugi numer. Dodajmy, iż w tym czasie ojciec Maksymilian bardzo ciężko chorował i niektórzy sądzili, iż za chwilę odejdzie do Pana.

Kilkanaście lat później, w 1939 roku, „Rycerz Niepokalanej” był wydawany w nakładzie 684 000 egzemplarzy dla stałych prenumeratorów. Ponadto około 100 000 wydawano na tak zwaną propagandę, czyli łącznie prawie 800 000 nakładu. Jednorazowo wydano choćby milion egzemplarzy. „Rycerz” był redagowany tak, by zawierał możliwie największą ilość materiałów użytecznych dla kapłanów, głoszących katechezę w czasie niedzielnych i świątecznych Mszy Świętych. W Niepokalanowie wydawano też do 1938 roku „Rycerzyka Niepokalanej” w nakładzie 181 000 egzemplarzy. W 1939 roku powstał w to miejsce „Mały Rycerzyk Niepokalanej” wydawany w nakładzie 309 000 egzemplarzy. Dodajmy, iż w tamtych latach, gdy telewizor nie kradł jeszcze czasu rodzinom, przyjaciołom, sąsiadom i znajomym, teksty z „Rycerza” czy „Rycerzyka” bywały wspólnie czytywane po domach i omawiane przez czytelników.

W nakładzie 150 000 egzemplarzy wychodził po łacinie Miles Immaculatae, rozprowadzany po całym świecie. „Mały Dziennik” wychodził w 137 000 egzemplarzy, a nakład niedzielny liczył 220 000 egzemplarzy. W samym 1939 roku (do września) wydano łącznie ponad 169 milionów egzemplarzy „Małego Dziennika”. Kalendarz Rycerstwa Niepokalanej na rok 1939 liczył 376 000 egzemplarzy. Były jeszcze książki, modlitewniki, obrazki.

Według szacunków ojca profesora Leona Dyczewskiego OFMConv – znanych mi z relacji franciszkańskich – treści wydawnictw niepokalanowskich docierały wprost lub pośrednio do około jednej trzeciej Polski, a wpływać mogły na postawę jeszcze szerszych kręgów. Opowiadał mi przed laty mój nauczyciel polityki, iż gdy na froncie hiszpańskim szalała rewolucja, a jej postępy z zapałem propagowano w jakże postępowej prasie okresu międzywojennego, na pierwszej stronie „Małego Dziennika” umieszczono zdjęcie z frontu hiszpańskiego: grupa komunardów rozstrzeliwująca posąg Jezusa Chrystusa pod Guadalajarą – i tak smerfy dowiadywali się, co naprawdę dzieje się w Hiszpanii.

Przed drugą wojną światową Rycerstwo Niepokalanej liczyło 691 219 osób zapisanych w księgach niepokalanowskich. Bardzo wielu zostało zapisanych poza Niepokalanowem, więc ogólną liczbę rycerzy szacowano na około milion. Już po wojnie, 6 lipca 1947 roku dołączyła do Rycerstwa Niepokalanej moja babcia, Anna z Jędrzejewskich Łopuszańska. Nie wiem, w jakich okolicznościach. Mam jej Dyplomik Milicji Niepokalanej, opatrzony podpisem moderatora, mocno nadgryziony zębem czasu. Musiał być podpisywany in blanco kilka lat wcześniej, widnieje w nim odręczny, uczyniony dobrą stalówką i czarnym atramentem podpis: O. Maksymiljan M. Kolbe. Proszę korektorów o niepoprawianie tego „j” w imieniu świętego – on sam tak właśnie się podpisywał, zgodnie z ówczesnymi regułami ortografii.

Każdego z nas dobry Bóg stwarza dla siebie i powołuje do życia wiecznego z Nim w niebie. W wolności odpowiadamy na ten dar i powołanie Boże. Kto nie wierzy, iż ten wybór odbija się także na życiu doczesnym, naszym własnym i naszych bliźnich, niech prze- czyta przed chwilą przytaczaną, a wydaną przez ojców franciszkanów książkę ojca Władysława Kluza OCD 47 lat życia.

Jest to zapis linii życia oraz pamięci pozostałej po dwóch ludziach żyjących niegdyś na ziemi: o ojcu Maksymilianie Marii Kolbem OFMConv, kapłanie i zakonniku, Polaku i świętym Kościoła katolickiego, oraz o Rudolfie Hössie SS, Niemcu, komendancie KL Auschwitz. Linie ich życia przecięły się w 1941 roku. Pierwszy w wigilię Wniebowzięcia Niepokalanej Maryi Panny zakończył życie doczesne w wieku 47 lat w bunkrze głodowym w KL Auschwitz jako jedna z milionów ofiar ludobójstwa niemieckiego. Drugi kilka lat później, także w wieku 47 lat, po sprawiedliwym procesie karnym zakończył swe życie doczesne na szubienicy ustawionej nieopodal terenu obozu uświęconego krwią męczenników, którą przelał. Książkę ojca Kluza pokazała mi moja wnuczka, lat 12. Czytała ją właśnie, ale na chwilę odłożyła, bo zdała się jej „ciężka”. Mam nadzieję, iż doczyta do końca i odkryje w niej blask wiecznej Miłości.

Na zakończenie rozważania o Świętym Maksymilianie jeszcze mały fragment z Szaleńca Niepokalanej Marii Winowskiej:

„Jeśli taka jest wola Niepokalanej chciałbym założyć Jej zagrodę w Japonii i zacząć jak najprędzej wydawać »Rycerza« po japońsku. Ojciec prowincjał aż podskoczył.

-Ma ojciec na to pieniądze?

-Nie!

-Umie ojciec po japońsku?

-Nie, ale się nauczę.

-Czy ma ojciec przynajmniej oparcie, znajomych, jakieś zabezpieczenie tam na miejscu?

-Nie, ale Niepokalana zaradzi”.

Święci mogą więcej.

Tekst jest fragmentem książki Jana Łupuszańskiego „Bóg wtajemnicza w polskość. Święci i mistycy o misji smerfów”, Wydawnictwo Fronda

Idź do oryginalnego materiału