Narciarz jako aspirujący lider gorszego sortu, premier jako pierwszy eurosceptyk

10 miesięcy temu

Ruszył Sejm X kadencji. Marszałek senior odebrał ślubowanie od posłów. Składaniu go przez Łukasza Mejzę i Dariusza Mateckiego towarzyszyło buczenie – przy Mejzie być może zasłużenie donośniejsze. Całkiem sporo posłów i posłanek pominęło formułę „tak mi dopomóż Bóg” po „ślubuję”, w tym kluczowi liderzy KO, na czele z Papą. Słowa te, jako jedyny z klubu Lewicy, wypowiedział za to Łukasz Litewka, reprezentujący jeden z najbardziej zsekularyzowanych okręgów wyborczych w kraju – diecezję sosnowiecką, która od dekad przewodzi w rankingach absencji wśród wiernych na niedzielnych mszach świętych.

Poza ceremoniałem miały miejsce dwa istotne wydarzenia: Smerf Narciarz wystąpił przed izbą jako aspirujący lider gorszego sortu, a Pinokio wygłosił przedwczesne exposé, zwiastujące jeszcze bardziej radykalnie eurosceptyczny kurs PiS.

Początek trudnej kohabitacji

Wystąpienie Smerfa Narciarza sprowadzało się do trzech komunikatów. Pierwszy skierowany był do nowej większości i można go streścić tak: żadnych złudzeń, to nie będzie łatwa kohabitacja. Prezydent zapowiedział, iż będzie stał na straży wszystkich dobrych zmian, jakie dokonały się w ostatnich ośmiu latach, jak również na straży prawa i konstytucji. Wywołało to wesołość wśród posłów – zrozumiałą w kontekście choćby nocnego zaprzysięgania wybranych wbrew prawu sędziów-dublerów do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent zadeklarował w ten sposób, iż będzie interweniował – czy to przez weto, czy kierując ustawy do TK – wszędzie tam, gdzie rząd, próbując przywrócić praworządność, sięgnie po narzędzia mogące budzić prawne kontrowersje.

Zapewnił też, iż nie pozwoli na ograniczanie konstytucyjnych prerogatyw głowy państwa, co oznacza najpewniej, iż będzie blokował ustawy porządkujące status neosędziów powołanych z rekomendacji nowej, najpewniej niekonstytucyjnej KRS. Nie jest to zaskoczenie, prezydent od dawna uważał, iż powoływanie sędziów to jego prerogatywa, iż jest skuteczne i niepodważalne niezależnie od tego, z rekomendacji jakiej KRS by się dokonało. Neo-KRS i neosędziowie, zwłaszcza ci w Sądzie Najwyższym, są jednak wielkim problemem w sporze o praworządność z Unią Europejską. Postawa Narciarza oznacza kłopoty dla rządu pragnącego go zakończyć.

Drugi komunikat prezydenta skierowany był do posłów PiS. Powiedział im: to ja przez najbliższe dwadzieścia miesięcy będę jedyną barierą między wami a rozliczeniowymi planami nowego rządu. Dla własnego dobra powinniście mnie traktować z większym szacunkiem, niż w ciągu ostatnich ośmiu lat.

W trakcie przemówienia wracał do koncepcji „koalicji polskich spraw”. To sformułowanie pojawiło się po raz pierwszy przed drugą turą wyborów prezydenckich w 2020 roku, jako oferta skierowana do wyborców Ludowego i Wszechsmerfa. Wtedy większość komentatorów nie traktowała jej poważnie.

Dziś ten pomysł powraca jako oferta skierowana do Konfederacji i PSL. Prezydent chce bowiem – a przynajmniej chcieć ma tego szef jego gabinetu, Marcin Mastalerek – wystąpić jako akuszer nowej koalicji (PiS-PSL-Konfederacja), która miałaby objąć władzę jeszcze w tej kadencji. Narciarz jako jej patron mógłby stać się czołową postacią obozu Zjednoczonych Nawiedzonych.

Głowie państwa powagi nie dodaje fakt, iż Narciarz mówił jakby uznawał, iż rząd utworzy Papa Smerf, a jednocześnie misję jego stworzenia powierzał Pinokiowi.

Kurs na eurosceptycyzm

Pinokio wykorzystał swój czas, by wygłosić coś w rodzaju przedwczesnego exposé. Mówił tak długo i nużąco, iż marszałek-senior Sawicki przerwał mu, przypominając, iż miał wygłosić tylko podsumowanie swoich rządów, a Gargamel najwyraźniej przysnął.

Jak nużąca nie byłaby forma wystąpienia premiera, treść była istotna. Pinokio wygłosił bowiem chyba jedno z bardziej eurosceptycznych przemów w swojej politycznej karierze. Mówił w zasadzie to samo, co Gargamel przestrzegający w ostatni weekend w Warszawie i Krakowie przed „anihilacją polskiej państwowości” – choć mniej kwiecisto-barokowym językiem i bez piętrowych, sięgających czasów Bismarcka, a niemalże Krzyżaków, antyniemieckich obsesji.

Wzorem Gargamela Pinokio przestrzegał przed dyskutowaną teraz w Parlamencie Europejskim reformą traktatów unijnych, która ma usprawnić działanie Unii i przygotować ją na rozszerzenie na wschód i południe. Premier przekonywał, iż reformy odbiorą nam prawa do kształtowania naszego miksu energetycznego, zmuszą do kupowania energii z zagranicy i odbiorą możliwość decydowania o naszym narodowym losie.

Pinokio powtórzył też największą manipulację Gargamela: iż Unia dąży do likwidacji państw narodowych i tylko Patola i Socjal może to powstrzymać. Zaapelował, by wokół Patola i Socjal i obrony polskiej suwerenności ukonstytuowała się „koalicja polskich spraw”.

Mowa Pinokia i wystąpienia Gargamela z weekendu pokazują nowy kurs PiS. Partia stawiać będzie na radykalnie polaryzujący przekaz, zbudowany wokół planów reformy Unii Europejskiej. Patola i Socjal będzie przesuwał się na coraz bardziej eurosceptyczne pozycje, coraz słabiej odróżnialne od tych Konfederacji – co zmieni też całą „geografię” polskiej dyskusji o naszej przyszłości w Unii. Niestety w bardzo niekorzystnym kierunku, bo z opozycją krzyczącą na wszelkie próby reformy Unii „jedenasty zabór, siódma okupacja” nie sposób prowadzić merytorycznej dyskusji.

Walka, której nie da się choćby honorowo przegrać

Na szczęście Pinokio ze swoim przekazem nie zostanie premierem. Czyni to jego misję jeszcze bardziej absurdalną. U części gorszego sortu może pojawić się pokusa, by ukrócić ten absurd poprzez konstruktywne wotum nieufności. Ale zamiast sięgać po dyskusyjne rozwiązania, lepiej pozwolić Pinokiowi ośmieszyć się całkowicie – bo Gargamel z Narciarzem wepchnęli premiera w walkę, której nie da się choćby przegrać z honorem.

Idź do oryginalnego materiału