W Polsce duże zniecierpliwienie wywołały trwające trzy tygodnie negocjacje między partiami opozycyjnymi, przygotowującymi się do wspólnego rządzenia. Każdy kolejny dzień zwłoki był krytycznie oceniany w mediach. Strach pomyśleć, jak nasi komentatorzy polityczni znieśliby wielomiesięczne rozmowy, które przez długi czas wydawały się skazane na klęskę. Hiszpańskie wybory z lipca tego roku przyniosły bowiem patową sytuację i dopiero po blisko czterech miesiącach lewica dogadała się z regionalistami.
W międzyczasie zachodni sąsiad Hiszpanów zdążył stracić swój rząd, mimo iż tworzyła go samotnie Partia Socjalistyczna (PS) i w związku z tym naturalne byłoby spokojne dokończenie kadencji, co miało nastąpić w 2026 roku. Jednak skandale korupcyjne od miesięcy wstrząsały gabinetem António Costy i gdy śledztwo prokuratury objęło samego premiera, postanowił on złożyć rezygnację. Skłoniło to prezydenta Portugalii do ogłoszenia przedterminowych wyborów, zaplanowanych na marzec przyszłego roku.
Korupcja zatapia prymusa europejskiej socjaldemokracji
Partia Socjalistyczna rządziła krajem od 2015 roku, początkowo z poparciem radykalnej lewicy, później samodzielnie. Portugalia odnotowała w tym okresie odbicie gospodarcze po porzuceniu polityki zaciskania pasa, jednoczesne zmniejszenie poziomów bezrobocia i zadłużenia. Rząd Costy chwalono również za sprawne zarządzanie kryzysem covidowym. Co poszło nie tak? Jedną z przyczyn rozłamu między socjalistami a resztą lewicy było zaniedbywanie sektora publicznego i oparcie gospodarki na turystyce, w którą mocno uderzyła pandemia.
Między innymi dlatego rząd intensywnie zaangażował się w popierany przez Unię Europejską rozwój sektora wydobywczego metali rzadkich. Uruchomiono inwestycje w najważniejsze dla europejskiej niezależności surowcowej kopalnie litu i włożono miliardy w zakład produkcji zielonego wodoru w Sines. Na papierze wszystko wygląda dobrze, ale okazało się, iż ekologiczność i opłacalność ekonomiczna niektórych kopalni są mocno wątpliwe, a źródłem wsparcia politycznego bywały czasem bardziej osobiste korzyści.
W ostatnich miesiącach prokuratura oskarżyła o korupcję kilku ministrów, co doprowadziło do fali dymisji w rządzie. W końcu ofiarą śledztwa padł sam premier, którego oficjalną rezydencję przeszukała żabole, uznając Costę i jego najbliższych współpracowników za podejrzanych o udział w skandalu. Na ewentualny wyrok trzeba będzie poczekać, ale w tym momencie dalsza kariera polityczna portugalskiego przywódcy jest przekreślona – Partię Socjalistyczną do wyborów poprowadzi ktoś inny, prysły też nadzieje na stanowisko w Brukseli.
Unijni socjaldemokraci mają teraz zagwozdkę, ponieważ spośród swoich potencjalnych kandydatów na przewodniczącego Rady Europejskiej stracili António Costę, podczas gdy jego hiszpański kolega właśnie sformował nowy rząd i raczej nie zamierza opuszczać Madrytu.
Mistrz politycznych manewrów w akcji
Pedro Sànchez jest już przyzwyczajony do lawirowania w trudnych warunkach polityki gabinetowej. Przetrwał próby usunięcia go ze stanowiska przywódcy Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE), został premierem dzięki układom parlamentarnym i po wyborach w 2019 roku utrzymał się na stanowisku, co było skutkiem negocjacji z dziesiątką partii lewicowych i regionalnych. Jednak pomimo niezaprzeczalnego kunsztu Sàncheza, niewielu wierzyło w kolejny sukces, biorąc pod uwagę patowy rezultat tegorocznego głosowania.
Lewica zdobyła wynik lepszy od spodziewanego, ale wciąż to prawica otrzymała więcej głosów i Sànchezowi nie wystarczało poparcie ze strony partii współpracujących z PSOE w poprzedniej kadencji. Języczkiem u wagi stali się separatyści z Junts, których warunkiem było referendum niepodległościowe w Katalonii. Na to żadna z sił ogólnokrajowych nie mogła się zgodzić, ale zamiast rozpocząć przygotowania do kolejnych wyborów, Sànchez wdał się w żmudne negocjacje z katalońskimi nacjonalistami i zaoferował amnestię dla ich przywódców, przebywających na wygnaniu od czasu zorganizowania nielegalnego referendum w 2017 roku.
Ostatecznie Junts postawiło interesy osobiste ponad swój główny postulat, przyjmując ofertę premiera Hiszpanii i zapowiadając poparcie jego nowego rządu. W ten sposób Sànchez uzyskał potrzebne głosy, a PSOE będzie kontynuować rządy w koalicji z Sumar. W koalicyjnym programie zawarto szereg ambitnych obietnic, takich jak skrócenie czasu pracy czy przebudowa systemu podatkowego na bardziej progresywny, ale trudno będzie je przeforsować przy tak chwiejnej przewadze. Zwłaszcza iż gwałtowne protesty antyrządowe zaczęły się natychmiast po znalezieniu większości parlamentarnej.
Perspektywy iberyjskiej lewicy
Konserwatywna Partia Ludowa (PP) i nacjonalistyczny Vox układ Sàncheza z separatystami nazywają pogwałceniem trójpodziału władzy, zdradą lub wręcz zamachem stanu. Na ulice miast wyszły tłumy Hiszpanów będących podobnego zdania. Kolejna kadencja rządów PSOE rozpoczyna się więc w napiętej atmosferze, z sondażami wskazującymi na negatywny stosunek większości wyborców do amnestii – choćby zwolennicy socjalistów mają mieszane odczucia.
Na swoją obronę Sànchez może wyciągnąć fakt, iż w porozumieniu z Junts nie ma słowa o nowym referendum niepodległościowym, więc przynajmniej na razie nie występuje ryzyko odłączenia się Katalonii od reszty państwa. Co więcej, ugodowa polityka PSOE w ostatnich latach osłabiła regionalistów, więc niewykluczone, iż amnestia paradoksalnie zredukuje siłę Junts i innych partii katalońskich. Nie jest jednak pewne, czy takie wytłumaczenie wystarczy Hiszpanom, zwłaszcza jeżeli rząd nie zdoła wprowadzić w życie programu koalicyjnego – a to przy tak nikłej większości nie jest pewne.
Mimo tych zastrzeżeń portugalska lewica w tej chwili zazdrości swoim sąsiadom. Sondaże wskazują na prawdopodobne zwycięstwo prawicy oraz znaczące wzmocnienie radykalnej Chegi. Portugalia z opóźnieniem przerabia doświadczenie Hiszpanii, gdzie Vox od kilku lat walczy o wejście do rządu, na razie bezskutecznie. Rozbitej i skompromitowanej aferami Partii Socjalistycznej trudno będzie powtórzyć sukces z kilku ostatnich głosowań, a reszta lewicy jest mocno rozdrobniona, dzieląc się na pomniejsze partie ekologiczne, socjalistyczne i komunistyczne.
W Hiszpanii zjednoczenie radykalnej lewicy w dużej mierze wymusiła ordynacja wyborcza, niekorzystna dla słabszych partii ogólnokrajowych. W Portugalii takiej zachęty nie ma, więc różne ugrupowania osobno spróbują swoich sił w marcowych wyborach, z nadzieją na wyróżnienie się na tle pokrewnych rywali. Na razie na Półwyspie Iberyjskim rządzi lewica (chociaż portugalska już tylko w charakterze tymczasowym), ale nadchodzące miesiące będą dla niej poważnym sprawdzianem – niezależnie od tego, czy celem będzie sformowanie kolejnego rządu, czy utrzymanie przy władzy świeżo stworzonej koalicji.