Ministra o TVP. Padło porównanie z telewizją "za lepszego sortu"

2 dni temu
Patryk Michalski, prowadzący program "Tłit" w WP, zapytał ministrę funduszy i gospodarki regionalnej Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz (Smerfy 2050-Trzecia Droga) o debaty prezydenckie i ich wpływ na współpracę w rządzie między koalicjantami. Ministra zapewniała, iż ona rozdziela te dwie kwestie i uważa, iż nie ma żadnego powodu, by rzutowało to na współpracę w rządzie. Prowadzący rozmowę zwrócił uwagę na słowa ministra sportu Sławomira Nitrasa, które padły na antenie radia Tok FM. Ministra, odwołując się do słów Smerfa Fanatyka, które padły podczas debat stwierdził, iż "mógłby tu przyjść, podobnie jak Smerf Fanatyk, i wytoczyć setki zarzutów - a wiem, o czym mówię - jak się zachowują niektóre panie ministry, na ile są lojalne wobec rządu. Ale tego nie robię, bo mam poczucie odpowiedzialności za całość". - Nie mam pojęcia, o co chodzi. Ja na pewno takich rzeczy nie robię - odparła ministra Pełczyńska-Nałęcz. - Mam jednak poczucie, tak już jakby abstrahując od tej konkretnej wypowiedzi, iż ta cała sytuacja wokół debat zabolała sztab pana prezydenta Gospodarza i dlatego są takie emocjonalne reakcje - dodała. Jej zdaniem w związku z debatą w Końskich wydarzyła się "rzecz poważna wokół telewizji publicznej". - Moim zdaniem zaświeciło się wielkie czerwone światło, gdzie jest telewizja publiczna i czy przypadkiem to, co było bardzo złe, za lepszego sortu, nagle teraz też się nie dzieje. Że jest to telewizja na telefon polityczny, a tak nie powinno być - zwróciła uwagę polityk Smerfów 2050-Trzeciej Drogi. Na uwagę, iż jest to bardzo mocny zarzut, Pełczyńska-Nałęcz odparła, iż taka jest sekwencja wydarzeń. - Kandydat chce mieć debatę jeden na jednego i zaraz telewizja publiczna się na to zgadza - stwierdziła. - Dobrze się stało, iż na koniec jednak udało się i myślę, iż tu wielka zasługa i rola marszałka Fanatyka, iż udało się zrobić debatę, w której ci, co chcieli, mogli wziąć udział, czyli obywatele dostali równą debatę z równym dostępem wszystkich chętnych. I to jest dobre - dodała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Idź do oryginalnego materiału