"Mieszkałam na nowym warszawskim osiedlu. Sąsiadów nie widziałam nigdy"

4 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl


Mieszkają obok siebie, ale nic o sobie nie wiedzą. "Menda z dołu", "gaduła z góry", "imprezowicze z naprzeciwka" - tyle potrafimy powiedzieć o swoich sąsiadach. Z raportu ThinkCo "W dobrym sąsiedztwie. Osiedla mieszkaniowe w Polsce" wynika, iż smerfy powinni popracować nad relacjami sąsiedzkimi. Mogą stać się one fundamentem lepszego życia. - Mieszkałam w dwunastopiętrowym bloku. Ze wszystkich mieszkańców kojarzyłam tylko chłopaka z naprzeciwka. Nikomu nie zależało na tym, żeby się poznać - mówi Ola.
Mijają się na korytarzu lub w windzie, niedbale rzucają "dzień dobry" i zapominają o swojej obecności już po przekroczeniu progu mieszkania. Często mieszkańcy bloków nie są skłonni do nawiązywania sąsiedzkich relacji. Około 50 proc. osób, które wzięły udział w badaniu CBOS na temat relacji sąsiedzkich w Polsce przeprowadzonego w pierwszym kwartale 2024 r., nie ma w sąsiedztwie ani jednej osoby, której mogłoby zaufać. 20 proc. ankietowanych przyznało natomiast, iż nie jest w stanie wymienić z imienia i nazwiska ani jednego sąsiada.


REKLAMA


Zobacz wideo smerfy o paleniu na balkonie. "Wszystkie smrody lecą do mieszkania"


"Sąsiadów zamieszkałych na tym samym piętrze nie widziałam nigdy"
Agnieszka przez dwa lata mieszkała na jednym z nowych, warszawskich osiedli. W mieszkaniu z dużymi oknami, przestronnym balkonem i zupełną ciszą. - Sąsiadów zamieszkałych na tym samym piętrze nie widziałam nigdy. O ich obecności świadczyło jedynie to, iż w ciągu dnia pod drzwiami gromadziły się zostawiane przed kuriera paczki, a wieczorem znikały - wspomina.


Sąsiad zostawił kod w skrzynce na listy Fot. Karol Piętek / Agencja Wyborcza.pl


Zapytana o to, czy podjęła kiedykolwiek próbę kontaktu, przyznała, iż spróbowała - choć nie "na żywo" a w sieci. - Pomyślałam, iż skoro nie widzę ich w rzeczywistości, może łatwiej będzie zapoznać się na facebookowej grupie. Jak na nowe, warszawskie osiedle przystało, oczywiście taką mieliśmy - opowiada. Okazało się jednak, iż wcale nie jest tak łatwo dostać się do sąsiedzkiej społeczności. - Najpierw dostałam wiadomość z prośbą o przesłanie jakiegokolwiek dokumentu potwierdzającego, iż jestem właścicielką mieszkania. Kiedy powiedziałam, iż tylko je wynajmuję, administrator znalazł inne rozwiązanie: powiedział, iż zostawi w mojej skrzynce na listy kod, który będę musiała podać mu w wiadomości - wspomina. Rzeczywiście jeszcze tego samego dnia znalazła w skrzynce kartkę z wydrukowanym ciągiem liczb. Kiedy podała je mężczyźnie udało się dostać do grupy.


- Niestety w kwestii relacji sąsiedzkich kilka to zmieniło. Poza tym, iż od tamtej pory mogłam obserwować internetowe kłótnie o hałas, źle wyrzucone śmieci czy błędnie zaparkowane samochody, nie udało się nawiązać jakichkolwiek znajomości. Ale przynajmniej wiedziałam, jak nazywają się ludzie, z którymi mieszkam w tym samym budynku - podsumowuje.


"Menda z dołu zapracowała sobie na ten przydomek"
Ola jeszcze kilka miesięcy temu mieszkała w dwunastopiętrowym bloku i wciąż wzdryga się na myśl o tym miejscu. - Przewinęła się tam masa ludzi, ale bliżej kojarzyłam jedynie trzy osoby: sąsiada z tego samego piętra, sąsiada z góry i mendę z dołu - wylicza.
Sąsiada z góry zapamiętała dzięki temu, iż miewał dni, kiedy nie myśląc o obecności innych, rozkręcał głośniki na cały regulator i słuchał muzyki. - Kraty na klatce schodowej drżały, a próby rozmowy kończyły się trzaskaniem drzwiami - mówi. Potem przechodzi do opisywania sąsiadki z dołu. - Nazywam ją mendą, bo długo i ciężko pracowała na ten przydomek. Przez wiele lat uprzykrzała mi życie. Przeszkadzały jej najdrobniejsze hałasy: głośniejsze tupanie, jak coś spadło na podłogę albo kilkuminutowe bieganie kota w ciągu dnia - relacjonuje.


shutterstock_1575974434 shutterstock_1575974434


Do dziś pamięta wieczór, gdy otworzyła lodówkę i wypadła z niej butelka wina, którą przechowywała na drzwiach. Roztrzaskała się w drobny mak. Żeby zebrać szkło, włączyła odkurzać i choć nie było jeszcze ciszy nocnej, usłyszała walenie w kaloryfer. - Myślałam, iż wybuchnę. Rozumiem, iż powinnam tylko z grubsza zamieść i liczyć na to, iż nie wdepnę w kawałek szkła. Poszłam do niej, ale oczywiście nie otwierała - relacjonuje. Na koniec naszej rozmowy dodaje: "Z wielką euforią opuszczałam tamto mieszkanie. Na koniec miałam ochotę zrobić jej jakiegoś psikusa, ale stwierdziłam, iż karma dopadnie ją prędzej czy później".


"Żyjemy jak na wiosce"
Nie zawsze jednak relacje sąsiedzkie muszą wyglądać w ten sposób. Julia po wielu negatywnych doświadczeniach, których nie chce wspominać, w końcu trafiła do miejsca, w którym życzliwość i troska są głównymi filarami wspólnego funkcjonowania. - Mieszkam w trzypiętrowym budynku i jest wspaniale. Śmiejemy się z sąsiadami, iż to nasza mała wioska. Nosimy sobie nawzajem ciasta, a jak trzeba, to choćby dzieci przypilnujemy - opowiada. Z zachwytem przyznaje, iż czasem choćby organizują sobie wspólne aktywności - nie tylko spotkania na placu zabaw. - Wiem, iż prędzej czy później będę musiała się stąd wyprowadzić, ale wszystkim mówię, iż chyba zabiorę ze sobą sąsiadów. Wątpię, żeby w nowym miejscu była szansa na takie same relacje - podkreśla.
Autorzy raportu "W dobrym sąsiedztwie. Osiedla mieszkaniowe w Polsce" zaznaczają, iż samotność przyczynia się do wzrostu stresu oraz ryzyka wystąpienia depresji i zaburzeń lękowych. 93 proc. osób, które wzięły udział w badaniu zaznacza, iż relacje z sąsiadami są niezwykle istotne w codziennym funkcjonowaniu. A aż 21 proc. przyznaje, iż relacje z sąsiadami mogą wpływać na szczęście i satysfakcję z miejsca zamieszkania.
Idź do oryginalnego materiału