Miejsce dla artystek

1 rok temu

Pod koniec ubiegłego roku brytyjska historyczka sztuki i kuratorka Katy Hessel wydała The Story of Art without Men. Nie jest to pierwsza próba opisania w historycznym ujęciu twórczości kobiet. Wystarczy wspomnieć ważną, wielokrotnie wznawianą i wydaną także po polsku książkę Whitney Chadwick „Kobiety, sztuka i społeczeństwo” (powstała w ramach popularnej serii „World of Art” wydawnictwa Thames & Hudson). Jednak przygotowany przez autorkę znanego na Instagramie profilu @thegreatwomenartists tom prowokuje do zadania ważnych pytań dotyczących obecności sztuki tworzonej przez artystki.

„Kobieta ze zmarłym dzieckiem”, Käthe Kollwitz

W 1950 roku brytyjski historyk sztuki E. H. Gombrich, jeden z najwybitniejszych w dziejach tej dyscypliny, wydał Story of Art. Książka opatrzona krótkim, zwięzłym tytułem, doczekała się 16 wydań po angielsku (ostatnie w 2022 roku) oraz przekładów na ponad 30 języków, także na polski. Stała się globalnym bestsellerem, wpływając na myślenie o sztuce kolejnych pokoleń. I znalazło się w niej miejsce tylko dla jednej artystki: Käthe Kollwitz.

Tymczasem w ostatnich kilku latach zmienia się obecność kobiet w obiegu artystycznym, czego przykładem są wielkie imprezy międzynarodowe, na czele z Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji. W ubiegłym roku, po raz pierwszy w 127-letniej historii tej imprezy, większość uczestników głównej wystawy przygotowanej przez włoską kuratorkę Cecilię Alemani stanowiły kobiety. Zorganizowano także szereg ważnych wystaw prezentujących najważniejsze artystki w dziejach sztuki od Sofonisby Anguissoli i Artemisji Gentileschi po Alice Neel i zmarłą w 2022 roku Paulę Rego. Miały miejsce wreszcie rozmaite akcje, jak #‎5WomenArtists, które zwracały uwagę ma twórczość kobiet. Wszystko to doprowadziło do odkrycia twórczyń i dzieł dotąd słabo znanych. Jednak czy rzeczywiście doszło do tak głębokiej zmiany, by można mówić o przełamaniu dotychczasowego status quo? Czy zmarginalizowany dotąd dorobek zaczął być należycie obecny w obiegu sztuki i w instytucjach artystycznych?

Ciekawe dane przynosi kolejna edycja „Burns Halperin Report” przygotowywanego dla portalu artnet.com (ogłoszono ją w grudniu 2022 roku). Okazuje się, iż w latach 2008-2020 tylko 11 procent nabytków amerykańskich muzeów stanowiły prace kobiet, w tym zaledwie 0,5 procent to dzieła czarnych artystek. Równie niekorzystnie wygląda statystyka dotycząca wystaw – zaledwie 14,9 procent poświęcono twórczości kobiet. kilka lepiej wygląda sytuacja na rynku sztuki, chociaż w ostatnich latach pojawiały się tu większe zmiany. W latach 2008-2020 sztuka kobiet stanowi 3,3 procent światowej sprzedaży na aukcjach dzieł sztuki. Rynek aukcyjny w tym samym czasie wzrósł o około 30 procent (po uwzględnieniu inflacji). Tymczasem sprzedaż prac artystek wzrosła o prawie 175 procent. Jednak warto pamiętać, iż prace kobiet to zaledwie – 6,2 miliarda dolarów z 187 miliardów obrotów całego aukcyjnego rynku sztuki w tym okresie. Autorki raportu, Charlotte Burns i Julia Halperin, zwracają uwagę także na znaczenie ruchów społecznych na pozycję kobiet na rynku sztuki oraz ich obecność w instytucjach kultury. I tak wzrost ich znaczenia nastąpił m.in. po ruchu #MeToo w 2016 i 2017 roku. Po czym miał miejsce spadek. Mówiąc zatem o zmianie warto pamiętać, jaki był punkt wyjścia, a także kontekst, w którym ona ma miejsce.

W 2020 roku w londyńskiej National Gallery odbyła się wystawa indywidualna Artemisji Gentileschi. Uznano ją za jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat. Mniej uwagi zwrócono na to, iż była to pierwsza retrospektywna wystawa jakiejkolwiek artystki w dziejach muzeum założonego w 1824 roku. Do tej pory też tylko 1 procent jego kolekcji to dzieła kobiet. To jeden z przykładów, jak trudno będzie zmienić obraz sztuki, zwłaszcza tworzonej w minionych wiekach – wymaga to bowiem rewizji nie tylko przyzwyczajeń, ale też np. strategii tworzenia kolekcji muzealnych i ich prezentowania. Przykładem może być inne ważne londyńskie muzeum: Tate Britain. W maju tego roku zostanie pokazana nowa stała wystawa jego zbiorów, prezentująca sztukę powstałą od XVI stulecia po współczesność. Jej powstanie było wynikiem wieloletnich działań, w tym zmiany polityki zakupów.

Ważną częścią nowej ekspozycji ma być twórczość kobiet. Znajdą się na niej dzieła znanych artystek tworzących od XVII po XIX wiek, w tym nabyty w 2016 roku portret autorstwa Joan Carlile, uznawanej za pierwszą kobietę, która w Wielkiej Brytanii profesjonalnie zajmowała się malarstwem. W przypadku twórczości współczesnej artystki będą stanowiły połowę obecnych na wystawie. Jak podkreślała Polly Staple, odpowiedzialna za zbiory sztuki brytyjskiej w Tate, nowa ekspozycja będzie propozycją rozszerzenia i większego zróżnicowania jej kanonu.

Nieustannie w dyskusjach o sztuce tworzonej przez kobiety przywoływany jest kanoniczny już tekst „Dlaczego nie było wielkich artystek?” opublikowany przez Lindę Nochlin w 1971 roku. Jednak z czasem pytanie o przyczyny braku żeńskich odpowiedników Michała Anioła, Rembrandta czy Picassa zaczęło być uzupełniane przez inne: dlaczego artystek, także tych, które cenili im współcześni, nie ma na kartach podręczników czy w historii sztuki? Zapytano o ich usuwanie z pamięci. Kim byli ci, którzy stworzyli dominujący kanon sztuki i hierarchie wartości, według których jest oceniana jej przeszłość?

Katy Hessel wspomina, iż w 2015 roku była na targach sztuki. Nagle zdała sobie sprawę, iż spośród tysięcy dzieł, które ogląda, żadne nie było autorstwa kobiety. Oglądała twórczość tworzoną jedynie przez mężczyzn. I jak podkreśla w The Story of Art without Men wszystkie statystyki dotyczące wystaw, zbiorów publicznych, prywatnych kolekcji czy obecności w publikacjach na temat sztuki pokazują, iż mężczyźni przez cały czas dominują. Postanowiła zatem – wprost nawiązując do dzieła E. H. Gombricha – napisać własną historię sztuki, w której w ogóle nie ma mężczyzn. Bo tylko wyciszenie „ryku ich głosów” sprawi – podkreśla – iż będzie można „usłyszeć głos innych w naszej historii kultury”.

Pomysł historii sztuki bez mężczyzn wydaje się zaskakujący, ryzykowny, wręcz prowokacyjny. Warto jednak przypomnieć, iż chociażby paryskie Centre Pompidou ponad dekadę temu zdecydowało się całą stałą wystawę poświęcić wyłącznie kobietom. Dzieła najgłośniejszych artystów trafiły do magazynów, co nie umniejszyło atrakcyjności paryskiego muzeum – prezentowaną w latach 2009-2011 ekspozycję „elles@centreppompidou” obejrzało ponad 2 miliony osób.

Wystawa w Centre Pompidou obejmowała jedynie XX wiek i początek obecnego stulecia, czyli okres, w którym kobiety mogły już swobodnie podejmować studia artystyczne (zlikwidowano formalne ograniczenia, chociaż przez cały czas pozostawały społeczne i kulturowe). Przyczyniło się to do radykalnego zwiększenia liczby artystek. Katy Hessel stanęła przed dużo trudniejszym zadaniem. The Story of Art without Men opowiada o sztuce tworzonej od czasów renesansu, twórczości Plautilli Nelli i innych artystek, poprzez barok i okres oświecenia. Jest tu wreszcie XIX wiek – twórczość związana z akademizmem, ale też artystki współtworzące impresjonizm. Jednak ona także niemalże dwie trzecie książki poświęciła ostatniemu stuleciu i współczesności (dysproporcje między sztuką dawną i współczesną w przypadku twórczości kobiet chyba nie są już do przezwyciężenia). Prezentuje awangardowe poszukiwania artystek, surrealizm i ekspresyjną abstrakcję przez nie tworzoną, minimalizm i body art. Twórczość zaangażowaną politycznie w ostatnich dekadach, ale też powrót do figuracji w malarstwie.

Książka pokazuje, iż można przekonująco opowiedzieć o sztuce ostatnich pięciu wieków tylko na podstawie prac kobiet. Jednak nie jest to ta sama historia, którą przedstawia E. H. Gombrich i wielu innych autorów. I nie o płeć chodzi. Katy Hessel dzięki sztuki mówi o ważnych zjawiskach społecznych oraz kulturowych, jak feminizm, dekolonizacja, równouprawnienie kobiet i innych mniejszości. Co więcej, w The Story of Art without Men nie są to tematy marginalne, ale zajmujące jedno z najważniejszych miejsc. Jest to opowieść, w której centralne przez cały czas tradycyjnie miejsce zajmuje twórczość szeroko rozumianego Zachodu, ale jest to miejsce także dla twórczyń chociażby z Ameryki Południowej. Ważne miejsce zajmują prace czarnych osób. Wreszcie, co bardzo ważne, książka Katy Hessel zwraca uwagę na inne rodzaje twórczości, traktowane przez cały czas w tradycyjnej historii sztuki jako pośrednie, jak tkactwo czy ceramika. Wszystko to są kwestie w mainstreamowej historii sztuki przez cały czas obecne na marginesach.

The Story of Art without Men jest wreszcie dobrą okazją, by postawić najważniejsze pytanie o to, czy nie należy szukać innych niż dominujące dziś kryteria wartościowania, wyznaczane chociażby przez rynek sztuki. Trzymanie się ich petryfikuje bowiem dotychczasowy kanon, utrudnia dostrzeżenie sztuki, nie tylko tworzonej przez kobiety, a także dostrzeżenie jej swoistości i odrębności. Może też prowadzić do powielania dotychczasowych wzorów i systemów funkcjonowania w obiegu artystycznym, czego jednym z przykładów jest rynek sztuki, na którym prace dość wąskiej grupy twórców generują znaczącą część obrotów aukcyjnych. Ten mechanizm jest reprodukowany także w przypadku dzieł artystek. Jak podaje „Burns Halperin Report”, blisko 2,4 miliarda dolarów ze wspomnianych już 6,2 miliardów stanowiły prace pięciu twórczyń, w tym 946 milionów zapłacono za prace Yaoyi Kusamy.

Są oczywiście wystawy czy publikacje, które proponują inne spojrzenie na sztukę kobiet. Jedną z niedawnych jest ekspozycja „Making Modernism” przygotowana przez Royal Academy of Arts w Londynie. Była to pierwsza tak obszerna w Wielkiej Brytanii wystawa artystek związanych z ekspresjonizmem w Niemczech i Szwajcarii. Jednak jej wyjątkowość nie tylko na tym polegała. Jej kuratorki szukały wątków wspólnych, w tym współdziałania bohaterek wystawy: Pauli Modersohn-Becker, Käthe Kollwitz, Gabriele Münter i Marianne Werefkin. Pokazały to, w jaki sposób widziały swoje miejsce w społeczeństwie (a jak im je wyznaczano), jak definiowały swe role jako kobiety i w jaki sposób budowały i podtrzymywały sieci artystyczne, pozwalające im funkcjonować jako artystki. Co więcej, jak podkreśla współczesne brytyjska malarska Chantal Joffe w katalogu towarzyszącym wystawie, kobiecość uznały za pierwszy krok do samorealizacji. Bycie artystką – zwraca uwagę Chantal Joffe – w najpełniejszym rozumieniu tego słowa nie polega na tłumieniu siebie i swej tożsamości, ale na bezlitosnym wykorzystywaniu ich jako podstawy własnej reprezentacji. Podejmowane przez te malarki tematy, jak dom, cielesność (także własna), macierzyństwo, nie są zatem ucieczką w bezpieczne, kobiece obszary. Przeciwnie, są formą publicznej ich afirmacji, wydobywaniem tego, co było przemilczane lub spychane w sferę prywatną.

W jaki sposób na podstawie tych i innych mikro-historii stworzyć całościową opowieść o sztuce tworzonej przez kobiety? The Story of Art without Men – jak podkreśla jej autorka – przedstawia jedynie ułamek artystek, które ją tworzyły. I dodaje, iż historia sztuki „jest i będzie nieustannie, dzień po dniu pisana na nowo”. I może największą umiejętnością byłoby stworzenie otwartej opowieści o sztuce kobiet (i nie tylko), która mogłaby być stale dopełniana, a także podważana. Uniknięcie tym samym stworzenia kolejnego kanonu, który musiałby być z trudem potem obalany. Tylko, czy możliwe jest wyłamanie się ze schematów, które od wielu dekad funkcjonują? Co więcej, sama obecność choćby w tak nieprawomyślnej książce, jak napisana przez Katy Hessel, a choćby dobór konkretnej pracy powoduje, iż już formułuje się kanon sztuki tworzonej przez kobiety.

Idź do oryginalnego materiału