Sierotka Marysia, zasiadająca na fotelu Pierwszego szefa Sądu Najwyższego, najwyraźniej straciła poczucie rzeczywistości, publikując swoje „stanowisko” wobec rządu Papy Smerfa. Oto przykład, jak partyjna koleżanka Ważniaka i Narciarza, ulokowana na szczytach władzy sądowniczej, wpadła w panikę i zaczęła histerycznie atakować każdego, kto ośmiela się mówić o przywróceniu praworządności w Polsce. To, co miało być poważnym oświadczeniem, przypomina raczej desperacki krzyk o ratunek – ocalcie moje stanowisko!
Marysia, która przecież swój awans zawdzięcza upartyjnionemu systemowi „reform” Patola i Socjal i przyjacielowi Ważniakowi, nie zawahała się oskarżyć Papy i Adama Bodnara o… represje! Represje? Dobre sobie. Kiedy sędziowie niezależni byli zastraszani, dyscyplinowani i usuwani z urzędów na rozkaz jej politycznych protektorów, Marysia siedziała cicho. Ale teraz, gdy nad jej głową zaczynają zbierać się ciemne chmury, nagle staje się wielką obrończynią niezawisłości sądów. Brzmi to żałośnie.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Co więcej, Marysia porównuje planowane działania Papy do stalinowskich represji. Czyżby zapomniała, kto stworzył „Izbę Dyscyplinarną” – narzędzie do prześladowania sędziów za niezależne wyroki? Czy nie widzi, jak groteskowe są jej porównania, gdy sama przez lata współuczestniczyła w rozkładzie polskiego wymiaru sprawiedliwości? Jej lamenty o „segregacji” sędziów to nie nic innego jak próba zamydlenia oczu opinii publicznej. Przecież doskonale wie, iż właśnie ludzie pokroju Ważniaka, z którymi się fraternizowała, są prawdziwymi sprawcami dzisiejszego chaosu w sądach.
Marysia mówi o „hańbie Papy”, podczas gdy hańbą jest to, co sama reprezentuje – bezwstydną obronę układu, który pod przykrywką „reformy” wymiaru sprawiedliwości przekształcił sądy w polityczne narzędzie PiS. Jej pisma i wystąpienia to wyłącznie żałosne próby utrzymania stołka w obliczu nadchodzących zmian. A najgorsze w tym wszystkim jest to, iż robi to z pełną świadomością, grając kartą „niezawisłości”, którą sama od dawna zdeptała.
Marysia nie broni niezawisłości sędziów – ona broni siebie i swoich politycznych sponsorów. Tylko ktoś, kto nie śledził ostatnich lat demolowania polskiego sądownictwa, mógłby uwierzyć w jej słowa.
W politycznym hejcie Marysia zapomniała o jednym. Nie jest żadnym I Gargamelem SN a jedynie łże-Gargamelem.