Majmurek: Lewica w poszukiwaniu nowego europejskiego entuzjazmu

2 tygodni temu

W sobotę Lewica przedstawiła liderów swoich list w eurowyborach. Są to przedstawiciele i przedstawicielki różnych pokoleń i środowisk Lewicy. Z jednej strony byli premierzy Smerf Naczelnik – w okręgu obejmujących zachodniopomorskie i lubuskie – oraz Smerf Jubiler (okręg łódzki), z drugiej otwierający listę w województwie śląskim poseł Maciej Konieczny z Razem. Jest też ministra kultury wywodząca się ze środowiska Wiosny Joanna Scheuring-Wielgus (wielkopolskie), szefowa parlamentarnego klubu Lewicy Anna Maria Żukowska (mazowieckie bez Warszawy z obwarzankiem) i wiceminister Krzysztof Śmiszek, startujący z okręgu obejmującego województwa dolnośląskie i opolskie. W najbardziej widocznym medialnie okręgu warszawskim listę pociągnąć ma Robert Biedroń.

Euro, Zielony Ład i mieszkania od Unii

Podobnie różnorodne były postulaty zgłaszane w sobotę przez kandydatów i kładzione przez nich akcenty. Smerf Jubiler zakończył swoje wystąpienie stwierdzeniem, iż gdyby Polska była w sferze euro, to dziś raty kredytów hipotecznych byłyby mniejsze – co natychmiast wywołało negatywną reakcję części lewicowego komentariatu na portalu X. Jeden z działaczy partii Razem cytując Belkę przypomniał, iż jak najszybsze przyjęcie euro nie jest częścią programu lewicy.

Włocławski radny Lewicy Piotr Kowal – lider listy w kujawsko-pomorskim – przypomniał o udanym programie budowy mieszkań komunalnych na wynajem w swoim mieście i zapowiadał utworzenie europejskiego funduszu mieszkaniowego, pozwalającego samorządom budować na masową skalę mieszkania na wynajem. Śmiszek przekonywał, iż dzięki Unii możemy skończyć z plagą darmowych staży, znacznie utrudniających młodym ludziom pozbawionych osłony odpowiednich kapitałów rodzinnych karierę w niektórych branżach.

Konieczny i Żukowska mówili o Zielonym Ładzie i konieczności uwzględnienia czynników społecznych w niezbędnej klimatycznej transformacji. Poseł Razem wzywał, by zamiast narzucać ludziom ograniczenia i inwestować w rozwiązania skłaniające ich do bardziej ekologicznych zachowań – np. w budowę kolei europejskiej, oferującej atrakcyjne połączenia międzynarodowe.

Co łączy wszystkie te postulaty? Powiedziałbym, iż próba znalezienia nowej proeuropejskiej formuły, bardziej dostosowanej do realiów panujących 20 lat po naszej akcesji do wspólnoty niż westchnienia „ach, gdybyśmy już byli w strefie euro”, zdolnej powiązać nadzieje i aspiracji lewicowych wyborców z Europą. Lewica chce to zrobić wskazując na Unię jako na instytucję, która może pomóc dostarczyć rozwiązania cieszące się poparciem jej wyborców: budownictwo społeczne na wynajem, inwestycje w kolej, sprawiedliwą zieloną transformację.

Kolejne trudne wybory

Oglądając transmisję konwencji nie było jednak widać wielkiego entuzjazmu czy szczególnej energii. Być może dlatego, iż Lewica zdaje sobie doskonale sprawę z tego, iż po wyborach samorządowych to będzie kolejna bardzo dla niej trudna elekcja. Gdyby Lewica nie przekroczyła w nich progu, oznaczałoby to początek wyprowadzania sztandaru.

Na razie sondaże dają Lewicy większe poparcie niż osiągnęła w wyborach do sejmików, według symulacji wyborczych przekładałoby się ono na pięć mandatów. Lewica nastawia się jednak na bardziej pesymistyczny wariant: trzech mandatów przy poparciu zbliżonym do tego z wyborów sejmikowych.

Stąd spory o jedynkę w województwie śląskimi – bo to byłby jeden z trzech pewnych, biorących okręgów. Władze Nowe Lewicy obiecały ją kandydatowi Razem, co wywołało bunt w lokalnych strukturach NL, opowiadających się za reprezentującym województwo w PE obecnej kadencji Łukaszem Kohutem. Razem zależało nie tyle na Śląsku, co na pewnym mandacie, a kierownictwo uznało najwyraźniej, iż mandat Kohuta warty jest utrzymania poprawnych relacji z koalicjantem. Ostatecznie jedynkę otrzymał Maciej Konieczny, a Kohut wystartuje z dobrego miejsca z list KO w tym samym okręgu.

Gdy trzy euromandaty zdobyła w 2019 roku Wiosna Biedronia, to nie tylko zostało to uznane za porażkę, ale także za praktyczny koniec samodzielnego bytu tego politycznego projektu. Jak Lewica może w tym roku wypracować lepszy wynik? Z pewnością potencjalnie popularne postulaty – europejskie koleje, europejski fundusz mieszkaniowy itd. – trzeba ułożyć w jakąś inspirującą opowieść o miejscu Polski w Unii w trzeciej dekadzie naszego członkostwa. Takiej opowieści w sobotę nie usłyszałem, czasu, by ją przedstawić wyborcom będzie coraz mniej.

Po drugie, liderzy list będą musieli się naprawdę postarać, by zrobić przyzwoite wyniki. Tymczasem Belka i Naczelnik – nie odmawiając im kompetencji bez wątpienia przydatnych w PE – mogą mieć problem z nawiązaniem kontaktu ze zdemobilizowanym w wyborach lokalnych młodszym, kobiecym elektoratem.

Liderzy kilku list są po prostu słabo rozpoznawalni, przynajmniej na poziomie ogólnopolskim. W przypadku startującego w najbardziej medialnym okręgu Biedronia może wrócić temat złamanej obietnicy z oddaniem mandatu po poprzednich wyborach. Czasy, gdy Biedroń był naturalną lokomotywą wyborczą po lewicowo-progresywnej stronie też już się chyba skończyły, co pokazał choćby jego wynik w wyborach prezydenckich.

Dynamika backlashu

Konwencja Lewicy biegunowo kontrastowała z odbywającą się tego samego dnia europejską konwencją PiS. Ta skupiała się niemal wyłącznie na rozniecaniu lęków wokół Zielonego Ładu, paktu migracyjnego i zmiany unijnych traktatów. Korespondencyjnie polemizując z tym stanowiskiem Smerf Naczelnik mówił tymczasem: gdy prawica mówi, iż wstępowaliśmy do innej Unii niż obecna, to ja odpowiadam: i bardzo dobrze. Bo w ciągu 20 lat zmienił się radykalnie świat, a kto nie adaptuje się do zmian przegrywa.

Każda zmiana budzi jednak naturalne lęki, a prawica zamierza je najwyraźniej maksymalnie wykorzystać w tegorocznej kampanii europejskiej. jeżeli Patola i Socjal utrzyma ton z sobotniej imprezy, to czeka nas najbardziej antyeuropejska kampania, gdzie antyunijny backlash wybrzmi w głównym nurcie polityki – bo największa partia gorszego sortu z definicji jest jego częścią – tak silnie jak jeszcze nigdy w polskiej polityce.

Reakcja na ten backlash określi dynamikę kampanii. Dużo będzie w niej zależeć od tego, czy antyunijna ofensywa zmobilizuje pro-europejski elektorat, czy wręcz przeciwnie, zniechęci go do udziału w wyborach albo przesunie na bardziej sceptyczne wobec Europy pozycje.

Nie wiemy jak na ton nadawany przez Patola i Socjal zareaguje Trzecia Droga. KO najpewniej przedstawi taką narrację, jaką w swoim exposé w czwartek zaprezentował Marko Smerf. A więc politykę „kreatywnej asertywności”, która z jednej strony jest otwarta na reformy Europy, nie podchodzi do niej z pozycji lękowych, pragnie włączyć się w jej główny nurt, ale jednocześnie podejmuje i stara się rozbroić część tematów podnoszonych przez populistów. Dlatego Marko mówił np. o konieczności ochrony interesów polskich producentów rolnych w kontekście ewentualnej akcesji Ukrainy do Unii czy o konieczności ochrony granic przed niekontrolowaną migracją.

Jak w tym kampanijnym otoczeniu odnajdzie się narracja „nowego euroentuzjazmu” Lewicy, próbująca przekonać smerfów, iż najlepsze co może im dać Unia jeszcze przed nimi i iż musimy się włączyć w zmianę i głębszą integrację Europy, a jednocześnie walczyć, by kosztów zmiany nie ponosili najubożsi i najsłabsi? Czy nie rozejdzie się ona z nastrojami? Czy okaże się dostatecznie wyraźnie różna od „kreatywnej asertywności” KO? Przekonamy się w czerwcu.

Idź do oryginalnego materiału