Pierwsze rozporządzenie ma 81 stron i zatytułowane jest „Rozporządzenie ministra edukacji zmieniające rozporządzenie w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz podstawy programowej kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej, w tym dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym lub znacznym, kształcenia ogólnego dla branżowej szkoły I stopnia, kształcenia ogólnego dla szkoły specjalnej przysposabiającej do pracy oraz kształcenia ogólnego dla szkoły policealnej”. Drugie liczy sobie stron 57 i nosi tytuł „Rozporządzenie ministra edukacji zmieniające rozporządzenie w sprawie podstawy programowej kształcenia ogólnego dla liceum ogólnokształcącego, technikum oraz branżowej szkoły II stopnia”.
Brzmi zawikłanie i niewinnie, tymczasem mowa o projekcie podstawy programowej dla przedmiotu edukacja zdrowotna (w tych samych rozporządzeniach mamy też podstawy programowe przedmiotu edukacja obywatelska), który ma stać się obowiązkowy w całym prawie cyklu kształcenia od przyszłego roku. W tej chwili projekty są na etapie opiniowania oraz konsultacji społecznych (czas na nie mija 20 listopada, czyli za moment).
Szczegółowa analiza dokumentów przekracza miarę publicystycznego tekstu – zajmę się nimi zresztą bardziej szczegółowo w najbliższym wideoblogu na moim kanale (do subskrybowania którego nieustannie zachęcam). Warto natomiast pokazać, na czym polega wielka manipulacja dokonywana przez panią Nowacką.
Po pierwsze – mamy do czynienia z oszustwem. Mocno rozbudowana warstwa indoktrynacyjna i ideologiczna nowego przedmiotu została zamaskowana pod neutralną nazwą edukacji zdrowotnej. Któż mógłby być przeciwko edukacji dla zdrowia? Można jednak zadać sobie pytanie, po co odrębny przedmiot, skoro – jak wskazują krytycy działań pani Nowackiej – w zasadzie wszystkie niezbędne informacje były zawarte w programach biologii czy wychowania do życia w rodzinie.
Otóż po to, aby móc w programie zawrzeć właśnie czysto ideologiczne elementy, a przeciwników móc ośmieszać jako tych, którzy sprzeciwiają się nowoczesnej edukacji zdrowotnej.
Po drugie – kolejny poziom manipulacji polega na użyciu doskonale znanej metody, stosowanej nie tylko w tej dziedzinie. Oto pogląd sporny, co do którego nie ma zgody, który powoduje napięcia i nie jest powszechnie akceptowany, przedstawia się jako fakt lub jedyne akceptowalne i „naukowe” stanowisko, wokół którego żadna debata nie jest możliwa. Tak się dzieje z utrudnianiem życia kierowcom – rzekomo oczywistym i jedynym możliwym oraz „naukowym” rozwiązaniem jest wyrzucenie samochodów z miast, a najlepiej w ogóle likwidacja indywidualnej motoryzacji. Podobnie jest z klimatyzmem: mamy nabrać przekonania, iż każdy inny pogląd niż akceptujący bez zastrzeżeń hipotezę o antropogenicznych przyczynach zmian klimatu oraz tworzoną na jej podstawie politykę klimatyczną, jest oszołomski i nieuprawniony. Stąd próba przyklejania sceptykom łatki „negacjonistów klimatycznych”, tak aby wywołać skojarzenie z negacjonistami holocaustu.
Identycznie to wygląda w programie edukacji zdrowotnej. Sięgnijmy po przykład. W dziale VIII – „Zdrowie seksualne” – dla klas VII i VIII (ss. 26 i 27 projektu) czytamy, iż uczeń „omawia pojęcie orientacji psychoseksualnej i kierunki jej rozwoju (heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, aseksualna); wyjaśnia pojęcia: tożsamość płciowa, cispłciowość, transpłciowość”. O co tu chodzi? Ano o to, żeby wpoić uczniom (w wieku 12-13 lat), iż nie ma normy i odchylenia od normy. Są równe sobie kierunki rozwoju „orientacji psychoseksualnej”. W dodatku mamy tu wprowadzenie ideologicznego języka i nowomodnych, absurdalnych pojęć takich jak „cispłciowość”, co jest ideologicznym sposobem na opisanie całkowicie normalnej osoby. Kobieta i mężczyzna – nie wymaga to żadnych dodatków. Ale w wersji, którą chce wciskać dzieciom pani Nowacka jest to jedna z wielu możliwych, równorzędnych wersji „tożsamości” – z dodatkiem „cis”.
Wokół wszystkich tych spraw istnieje ostry spór co do ich oceny, kwalifikacji, skutków społecznych. W związku z tym próba narzucenia określonego sposobu widzenia tych kategorii przez szkołę bez najmniejszych wątpliwości łamie konstytucyjne prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem.
Podobną sytuację mamy w programie dla tych samych klas, w dziale II: „Zdrowie fizyczne”. Na stronie 19 czytamy, iż uczeń „wyjaśnia znaczenie szczepień w przeszłości i obecnie; rozróżnia szczepienia obowiązkowe i zalecane; omawia, czym są ruchy antyszczepionkowe, czym jest dezinformacja o szczepieniach i jak ją rozpoznać”. O ile rzetelna wiedza o szczepionkach nie budzi kontrowersji, to już ostatnia część zagadnienia w oczywisty sposób dotyczy kwestii spornych, które w ogóle nie powinny być przedmiotem nauczania. Dość przypomnieć, iż jako „antyszczepionkowcy” w czasie pandemii kwalifikowani byli i ci, którzy twierdzili, iż w szczepionkach przemycane są mikromaszyny, jak i ci, którzy podnosili uzasadnione naukowo wątpliwości dotyczące cyklu ich przygotowania oraz testowania, wolności obywatelskich pogwałcanych poprzez nacisk na szczepienia czy pojawiających się już wówczas badań, kwestionujących skuteczność czy wskazujących na ryzyka powstające wskutek użycia szczepionek u niektórych grup ludzi. Tylko ktoś skrajnie naiwny lub mający złą wolę mógłby twierdzić, iż ten punkt edukacji zdrowotnej nie będzie służył forsowaniu stanowiska frakcji sanitarystycznej.
Z kolei w programie dla szkół ponadpodstawowych wśród zagadnień fakultatywnych w dziale VII „Zdrowie seksualne” (s. 48 odpowiedniego projektu), czytamy, iż uczeń „omawia kwestie prawne i społeczne związane z przynależnością do grupy osób LGBTQ+” lub, alternatywnie, „opisuje stereotypy płciowe, w tym odnoszące się do sfery seksualnej, a także omawia ich negatywny wpływ na rozwój człowieka i relacje interpersonalne oraz omawia sposoby im przeciwdziałania”.
Po trzecie – projekt zawiera elementy, które w istocie nie mają żadnego związku ze zdrowiem, natomiast będą znakomitym mechanizmem indoktrynowania uczniów. Głównie chodzi tutaj o zakres zagadnień pomieszczonych w działach „zdrowie psychiczne” oraz „zdrowie społeczne”. Co to na przykład znaczy, iż uczeń (s. 24 projektu dla szkół podstawowych) „analizuje swoje zachowanie, uczucia i potrzeby w różnych sytuacjach pod kątem budowania poczucia własnej wartości”? Wchodzimy tutaj w sferę zdecydowanie wykraczającą poza to, co powinna móc robić szkoła. Kwestia „budowania poczucia własnej wartości” jest ściśle powiązana ze światopoglądem i sposobem wychowania. Własną wartość można budować poprzez przekonanie, iż nie trzeba nikomu nic z siebie dawać, bo i tak jest się najwspanialszym człowiekiem na ziemi; a można też uzależniać samoocenę od tego, czego się realnie dokonało i co dało się z siebie innym, w tym społeczności, narodowi, wspólnocie. Jakim prawem szkoła zamierza w tak czułe sprawy wkraczać z buciorami – prawdopodobnie także forsując spojrzenie jedynie słuszne?
Jeśli ktoś narzekał na ministra Smerfa Poety za obcesowość w narzucaniu niektórych rozwiązań, a stać go na obiektywne spojrzenie, musi przyznać, iż pani Nowacka jest pod tym względem o wiele gorsza. To już stuprocentowa mentalność rewolucjonistki. Pani minister jasno daje znać, iż nie obchodzi ją żadna krytyka, choćby zmasowana i dobiegająca z wielu stron – tak jak to jest w przypadku zakazu prac domowych. O ile wychowanie do życia w rodzinie było nieobowiązkowe, to edukacja zdrowotna obowiązkowa będzie – a jednocześnie nie ma w tej sprawie niemal żadnej dyskusji, bo przecież tak zwane konsultacje społeczne to pic na wodę i chyba nikt nie ma złudzeń, iż mogą cokolwiek istotnego zmienić.
Współczuję rodzicom, których dzieci trafią do tego młyna, bo przemielenie – zwłaszcza przy postępowych nauczycielach – będzie straszliwe. Nie każdy będzie w stanie zastosować w domu odtrutkę, wielu rodziców o konserwatywnych poglądach uzna, iż lepiej się dostosować niż iść ze szkołą na udry, ryzykując ocenę dziecka na świadectwie – i na to pani Nowacka niewątpliwie liczy. A jednak tylko masowy protest i obstrukcja zajęć – a można sobie wyobrazić różne jej sposoby – może tu coś dać. Cynik, którym jest pan Papa, może zadziałać tylko wówczas, gdy uzna, iż koszt polityczny rewolucyjnych szturmów pani minister jest dla niego nieopłacalny.
Łukasz Warzecha