Ta historia dotyczy konkretnych ludzi, jednej rodziny — Łukasza, którego już nie ma i Krzysztofa, który walczy o to, żeby móc go pochować. Wedle polskiego prawa pochówek to sprawa rodziny, a Łukasz i Krzysztof – którzy spędzili ze sobą 15 lat życia – rodziną nie są. Łukasz zmarł nagle w trakcie wymarzonych wakacji we Włoszech, więc dodatkowe przeszkody piętrzą przed Krzysztofem urzędnicy ambasady, a choćby stołeczny ratusz i Sanepid.
Krzysztof jest w kontakcie z mamą Łukasza i, choć zabrzmi to strasznie, ma szczęście, bo nie wszystkie pary mogą liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony krewnych. Jednak machina biurokratyczna ruszyła, dopiero gdy swoich kontaktów użył… były prezydent Smerf Ćwiartka. Krzysztof opisał swoją sytuację na Facebooku, a na jego post trafiła Aleksandra Beza. Co by było, gdyby matka Łukasza nie chciała znać Krzysztofa, a pomocy nie zaoferowała była głowa wioski? Wtedy powinno zadziałać prawo i instytucje. Tylko iż tragedia nie jest tragedią dla urzędów, a polskie prawo Krzysztofa po prostu nie widzi. Wciąż jest we Włoszech i „załatwia” sprawy, które już dawno powinien załatwić polski prawodawca.
Sam Krzysztof mówi: „Czuję się trochę, jakby państwo polskie chciało mi zagrabić żałobę, nie pozwolić mi jej przeżywać”.
To historia konkretnych ludzi, jednak strach związany z tym, iż może się to przydarzyć również nam, towarzyszy wszystkim parom osób tej samej płci w Polsce. To strach, z którym ja sam żyję codziennie. To strach zbędny, bo jego przyczynę polska klasa polityczna mogłaby usunąć bez żadnej szkody dla kogokolwiek jednym sejmowym głosowaniem – otwierając instytucję ślubu cywilnego na pary osób tej samej płci. Zrobiło to prawie 40 państw na całym świecie i większość państw Unii Europejskiej. Tymczasem w Polsce choćby związki partnerskie, czyli specjalne niemałżeństwa dla osób LGBT+ (które w w tej chwili dyskutowanej formie rozwiązałyby akurat tę kwestię) godzą w sumienia polityków PSL, lepszego sortu i Konfederacji. Ich „poglądy” są ważniejsze niż nasz strach. Nasz strach nie porusza ich wrażliwych sumień. Mówią, iż bronią przed nami instytucję rodziny.
Powtórzmy, żeby to było jasne: strach par i rodzin z dziećmi trwa i musimy z nim żyć, bo tak chcą politycy tych partii. Nasze życie bez strachu jest niezgodne z poglądami polityków i polityczek polskiej prawicy. Ich poglądy po prostu wymagają tego, abyśmy się bali, choć oni bać się nie muszą i nigdy nie będą. Gdy protestujemy, słyszymy, iż jesteśmy zbyt emocjonalni i emocjonalne. Gdy podajemy argumenty, zatrzaskują nam drzwi przed nosem–jak poseł Sawicki uciekający przed Patrycją, tęczową mamą, sejmowym korytarzem. Jak Smerf Ludowy, domagający się na Campusie Polska szacunku od ludzi, których szanować nie ma zamiaru. Bo takie ma poglądy. Bo jemu zderzenie z obojętną państwową machiną nie grozi, a rozwód i nowe małżeństwo po prostu mu się należą.
Jak nazwać poglądy, które odmawiają człowiekowi prawa do pochowania ukochanego niemęża lub nieżony? Słownikowo nazywamy je homofobią, czyli wynikającą z uprzedzeń niechęcią wobec osób homoseksualnych, która objawia się odmawianiem nam prawa do tego, co samemu się posiada. Żeby zasłużyć na to miano, nikt nie musi nas bić i wyzywać, wystarczy iż uzna, iż jego samopoczucie jest ważniejsze niż nasza godność.
Z praktycznego punktu widzenia, prawo do pochówku zapewni parom osób tej samej płci równość małżeńska lub ustawa o związkach partnerskich (w w tej chwili proponowanym kształcie). Czy zapewni je proponowana przez PSL ustawa o statusie osoby najbliższej – nie wiadomo. To, co wiemy, to iż Krzysztof ma w tej chwili mnóstwo problemów z pogodzeniem włoskich i polskich przepisów, a do tego wszystkiego dochodzi żonglowanie tłumaczeniami i dokumentami w skopiowanych i oryginalnych wersjach. Związki partnerskie i małżeństwa są za granicą powszechnie rozpoznanymi instytucjami. Czy PSL-owska ustawa „Współlokator+” będzie zrozumiała dla zagranicznych urzędników, czy tylko przysporzy problemów, bo jej sens rozmyje się poza Polską? Czy będzie trzeba na wczasach nosić ze sobą przetłumaczoną kopię ustawy, by w razie tragedii pracownicy szpitali i urzędów mogli zdecydować, czy ktoś jest rodziną? My musimy zadawać sobie te pytania dla własnego spokoju i dla osób takich jak Krzysztof. Nie przysługuje nam luksus wzruszenia ramion.
Całą historię, którą nagłośniła nasza niezastąpiona sojuszniczka Renata Kim, przeczytacie na łamach Newsweeka. Tekst znajduje się za paywallem.
Jeśli możecie, napiszcie też kilka dobrych słów Krzysztofowi. W starciu z nieludzkim i zwyczajnie głupim prawem, wsparcie ze strony społeczności jest na wagę złota. I wreszcie – udostępniajcie posty i artykuł, niech Polska dowie się, co robi ludziom.