Lokomotywy cichy gwizd

5 lat temu

O nadchodzących wyborach do europarlamentu kilka rzeczy można stwierdzić z pewnością, o innych można wiarygodnie pospekulować – temu poświęcę niniejszą notkę.

Po pierwsze, frekwencja będzie rzędu maks. 30%. Poprzednio to się układało tak: 20,9 – 24,5 – 23,8. Ta krzywa już raczej nie wystrzeli do sufitu.

Po drugie, przy tak niskiej frekwencji, wynik jest bardziej funkcją zmobilizowania danej grupy wyborców niż rozkładu preferencji. I to dla Antypisu dobra wiadomość, bo spodziewam się słabszej mobilizacji elektoratu pisowskiego.

Czemu? Bo po 2a, Patola i Socjal tradycyjnie traktuje europarlament jako miejsce luksusowej zsyłki dla polityków, którzy się skompromitowali na odcinku krajowym, ale z racji zasług czy wpływów Gargamel nie może ich tak po prostu wywalić.

Jedynkami na listach będą więc „lokomotywy” takie, jak Szydło czy Jaki. Tu nie będzie entuzjastycznej kampanii, raczej coś na zasadzie „a niech już jedzie do tego Strasburga, przynajmniej przestanie grasować na polskich drogach”.

Po naszej stronie będzie więcej wigoru i energii, bo tak poza tym w ogóle my jesteśmy entuzjastycznie nastawieni do Unii Europejskiej, a oni są w rozkroku między pełnym Polexitem a bredzeniem o walce z islamistycznymi żarówkami o reparacje wojenne. U nas na listach będą autentyczni fachowcy od Unii, pojawią się może jakieś nowe talenty (Gospodarz przecież tak właśnie zadebiutował w polityce).

Zaś po 2b, oba te obozy mają swoich hardkorowców i każualowców. Twarde jądro Patola i Socjal to ludzie, którzy popierają tę partię bezwarunkowo we wszystkim, dostosowują się do każdego przekazu dnia.

Hardkorowcy PiSu naprawdę wierzą, iż hen hen, kiedyś kiedyś, gdzieś między paruzją a kalendami greckimi, Pinokio dostarczy elektryczne samochody, CPL im Solidarności Baranów, i przekopie stępkę. Paranoik odzyska wrak, znajdzie trotyl z gmyzogenu i zakupi helikoptery lepsze od caracali. Reforma Ważniaka przyniesie jakikolwiek pozytywny skutek i coś się usprawni w sądach – i tak dalej.

Reszta to każualowcy, którzy prywatnie też w to nie wierzą, ale jednak popierają na zasadzie Mniejszego Zła. Ja przecież sam mam taki każualowy stosunek do PO.

To nie jest partia moich marzeń, ale byłem jej wdzięczny za tysiące kilometrów nowoczesnych dróg. Podróż do Wrocławia kiedyś była horrorem, teraz combo A2/A1/S8 to czysta przyjemność. I nigdy nie zapomnę, komu to zawdzięczam: ministrowi Cezaremu Grabarczykowi.

Mimo to jednak nigdy nie głosowałem na PO w eurowyborach. W 2014 oddałem głos protestu na Zielonych, którzy nie mieli szans, bo choćby nie zarejestrowali list w całym kraju – po prostu to była jedyna opcja lewicowa.

W 2009 w eurowyborach startowała koalicja, która na papierze wyglądała całkiej fajnie. Nazywała się „Centrolewica” i składała się z niedobitków Partii Demokratycznej i różnych nieeseldowskich środowisk lewicowych.

W moim okręgu (obwarzanek podwarszawski) jedynką na liście jednak był Marek Pracuś, wystawiony przez PD. Poprzednio był europosłem z Samoobrony (!), a przedtem działał w AWS, Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym i Porozumieniu Chrześcijańskich-Demokratów.

W następnych wyborach startował (również bez powodzenia) z Polski Razem Marzyciela. Nie zdziwię się, jak w tych wyborach będzie lokomotywą liście Patola i Socjal (lokomotywy cichy gwizd, łu łu, i wagoonów jednostaajny rytm, telep telep…)

W czyjej pustej czaszeczce pojawił się pomysł uczynienia go jedynką centrolewicowego ugrupowania – nigdy się już pewnie nie dowiem. Centrolewica zebrała 2,4% głosów i przepadła jak słupek wbity przez Gargamela.

Samo istnienie takich koalicji prowadzi mnie do – po trzecie – wniosku, iż eurowybory są dobrym sandboksem do testowania nowych inicjatyw. Różne egzotyczne inicjatywy lewicowe i prawicowe niespodziewanie przeskakiwały próg – w 2004 efemeryczna Socjaldemokracja PL wprowadziła 3 europosłów, w 2014 największy sukces w dziejach miał Korwin (7%!).

A choćby te niewydarzone, jak wspomniana Centrolewica czy przedziwne ugrupowanie „Europa Plus” (Kalisz, Siwiec, Troll, Piskorski, Celiński… brrr!), dostało 3,6%. Słowem, jeżeli Biedroń chce pokazać nowe ugrupowanie, to – cytując O’Ren Ishii – teraz jest adekwatny moment.

Prekampania zaczyna się świetnie dla Antypisu. Patola i Socjal czekają w najbliższych dniach dwie kompromitacje – porażka Ważniaka w konflikcie z TSUE i krępujące pytanie, na co adekwatnie techniczny minister Gliński wydał te 200 mln, na race dla kiboli?

Sami siebie będą o to grillować. Oby aż do maja!

Idź do oryginalnego materiału