Jak podaje najnowszy raport Instytutu Spraw Obywatelskich „Rady na odpady. Monitoring gospodarki odpadami komunalnymi w Łodzi”: Firma Veolia Nowa Energia sp. z o.o. otrzymała pozwolenie na budowę Instalacji Termicznego Przekształcania Odpadów Komunalnych. Owo miejsce byłoby zlokalizowane przy EC4 (Elektrociepłowni nr 4), przy J. Andrzejewskiej 5. w tej chwili inwestor ubiega się o dofinansowanie budowy ITPOK z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Instalacja miałaby przetwarzać 200 000 Mg/rok odpadów, głównie o kodzie 19 12 12, na energię cieplną i elektryczną. Miasto Łódź planuje wybudować drugą spalarnię odpadów o identycznej wydajności, z lokalizacją przy ul. Sanitariuszek (w pobliżu stacji segregacji).
Odpady należy traktować jak surowce, czyli zawracać do cyklów produkcyjnych – taki sposób zagospodarowania odpadów nazywa się gospodarką o obiegu zamkniętym (GOZ). Oznacza to, iż od 2018 r. Unia Europejska stawia nam nowe wyzwania. Cele recyklingu są i będą coraz ambitniejsze. Zdaniem ekspertów samorządy zupełnie sobie z tym nie radzą. Instytut Spraw Obywatelskich zorganizował w 10 sierpnia 2023 roku spotkanie dla mieszkańców Łodzi. Dzięki temu dowiedzieli się oni, czemu planowana spalarnia jest najgorszą z opcji w gospodarowaniu odpadami. Mogli także zadać pytania specjalistom.
„Zaskakująco dużo zebranych tworzyw”
– Łódź jest typowym, dużym polskim miastem, które kompletnie sobie nie radzi z odpadami – stwierdził Paweł Głuszyński, ekspert branży odpadowej działający w niej od 30 lat, związany z Towarzystwem na Rzecz Ziemi.
Problemów z odpadami w Łodzi nie brakuje. Za to miasto ponosi surowe kary finansowe. Papier, szkło, bioodpady oraz tworzywa sztuczne – to główne kłopoty miasta.
To właśnie między innymi tworzywa sztuczne stanowią problem w skali całej Europy.
W ubiegłym roku w Łodzi odebrano 32 tys. ton tworzyw sztucznych. Paweł Głuszyński przyznał, iż jest to bardzo dużo.
– Niecałe 30 proc. ostatecznie trafiło do zagospodarowania. Niestety, jest to niska średnia dla wszystkich miast w Polsce. Nie ma chętnych odbiorców. Recyklerzy poszukują tylko tych określonych, a tworzywa są kolorowe, z różnymi dodatkami (…).
Jak przyznał, z całą pewnością należy segregować tworzywa sztuczne, bo finalnie, wskutek nacisków przemysłu, znajdą się chętni odbiorcy takich materiałów.
– Gdyby Łódź zapewniła odpowiednią wydajność i rodzaj instalacji, to przy segregacji robionej przez Łódź w zeszłym roku, miasto osiągnęłoby wymagany poziom 25 proc. odpadów przekazanych do recyklingu i nie płaciłoby żadnej kary. Tutaj ukłon w Państwa [mieszkańców] stronę, bo Państwo wykonaliście swoje obowiązki, natomiast miasto ich nie zrealizowało – tłumaczy.
Co jest więc problemem? W mieście nie ma instalacji (kompostowni, biogazowi), która przetwarzałaby odpady kuchenne. Jest kompostownia dla odpadów zielonych. Te w całości do niej trafiają.
Ekspert zaznaczył, iż łódzka kompostownia byłaby w stanie przyjąć dwukrotnie więcej odpadów, niż aktualnie do niej trafia. – Jest zapas, który teoretycznie pozwoli przez kilka lat poprawnie przetwarzać odpady z terenów zielonych, zabudowy jednorodzinnej. Natomiast te odpady [bio kuchenne], które łodzianie wrzucają do brązowych pojemników, trafiają niestety do instalacji, które nie przetworzą tego na pełnowartościowy produkt, czyli np. kompost, biogaz. To wszystko jest marnowane.
Głuszyński podał konkretne wartości: prawie 16 tys. ton takich odpadów zmarnowano. – Są stabilizowane, żeby nie wytwarzały metanu. Potem są składowane. – Dodał, iż jedyne, co się z nimi dzieje, to sporadyczne wykorzystywanie ich do rekultywacji czaszy składowiska.
Tajemnicze znikanie odpadów
Podobny kłopot stanowią odpady wielkogabarytowe. Ich potencjał jest marnowany. Podczas porządkowania gospodarstw domowych, strychów, piwnic itd. ludzie masowo pozbywają się niepotrzebnych już mebli. Następnie są one mielone. Tymczasem można by z nich odzyskać np. drewno, metale, szkło i przekazać do recyklingu.
Tajemnicze jest to, co dzieje się z odpadami w całej Polsce. W ubiegłym roku w Łodzi blisko 50 tys. ton, czyli niecałe 19 proc. przekazano do recyklingu, 17 proc. trafiło do składowania, a 4 proc. do spalenia.
– Jest taki kod odzysku: R12. Rzecz polega na tym, iż odpady trafiły gdzieś tam, np. na jakąś taśmę lub bęben i tam krążą. (…) Ministerstwo akceptuje taką patologię. Tak jest we wszystkich miejscowościach. W całym kraju jest to aż 70 proc. odpadów. Można policzyć, iż to pomniejszone o 20 proc. ze względu na utratę wilgoci. Nie wiadomo, co się z nimi dalej stało. Są zakopywane, gdzieś tam kiedyś trafią w jakiej postaci. I to jest prawie 60 proc. odpadów z Łodzi. System to akceptuje. Jest to absurdalna sytuacja. Trzeba coś z tym zrobić, żebyśmy wiedzieli, na czym stoimy i w co jeszcze powinniśmy inwestować, żeby to poprawić – skwitował Paweł Głuszyński.
Stawka kary zmienia się każdego roku
Za brak osiągania określonych pułapów recyklingu oraz brak wywiązywania się z obowiązków adekwatnego zagospodarowania odpadów samorządy ponoszą kary.
– Trzeba było myśleć wcześniej. Od 2018 r. wszyscy wiedzieliśmy, co nas czeka. A samorząd śpi, jest zrelaksowany: no, Warszawa może coś z tym zrobi – ironizował ekspert. Musimy się po prostu wziąć do roboty. (…) Do 2020 r. były unijne pieniądze – proszono, żeby ktoś je wykorzystał. Nie było chętnych, żeby je wziąć. Wręcz mówiono, iż „bioodpady to jest coś wstrętnego, my w ogólne nie chcemy się tym zajmować”.
Priorytetem było inwestowanie w instalacje do recyklingu. Jak uświadamia Głuszyński, teraz ceny wzrosły kilkakrotnie.
Do 2026 r. Łódź zapłaci 100 mln zł kary. – Jest to ogromna kwota. Za to można wybudować zakład do przetwarzania odpadów, np. biogazownię.
Czy spalarnia będzie zatruwać życie mieszkańców Łodzi i ościennych miejscowości?
Spotkanie zorganizowano nie tylko po to, żeby pomóc mieszkańcom zrozumieć, co jest nie tak z gospodarowaniem odpadami w Łodzi, ale również po to, aby poruszyć temat planowanej przez firmę Veolia spalarni odpadów na łódzkim Widzewie. Krąży na ten temat wiele mitów, a mieszkańcy są wyraźnie zdezorientowani i poirytowani całą sytuacją. Nie wiedzą, co mogą jeszcze zrobić, żeby instalacja nie zatruwała środowiska, a co za tym idzie, nie niszczyła ich zdrowia. Ma ona być zlokalizowana w bardzo bliskiej odległości od osiedla mieszkaniowego.
– Ona jest dużo za duża na potrzeby Łodzi. Tutaj na pewno ponad połowa odpadów (minimum 54 proc.) będzie importowana z innych miejscowości. Samorząd nie będzie miał nad nią żadnej kontroli.
Oczywiście będzie ona kontrolowana przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, przez Sanepid i inne służby – tłumaczył Głuszyński. Ale samorząd nie będzie miał wpływu na to, jaka będzie cena za przyjęcie odpadów, jaka będzie cena sprzedaży energii, także jest to po prostu zupełnie poza samorządem.
Przypomniał przy tym, iż przed laty miasto chciało budować swoją instalację. Sprzedało jednak wszystkie dokumenty Veolii.
– W 2018 r. pani prezydent rozwiązała tę dzierżawę wieczystą. To miała być spalarnia w tzw. partnerstwie publiczno-prywatnym, wybudowana przez miasto. Dzięki oporowi mieszkańców w 2010-2011 r. odeszli [od pomysłu – przyp. red.] – wyjaśniła Teresa Adamska, członkini zarządu, wolontariuszka stowarzyszenia Centrum Zrównoważonego Rozwoju.
Paweł Głuszyński przyznał, iż najgorzej pod względem emisji niebezpiecznych związków będzie na stronie wschodniej od instalacji. Na czym polega problem w Polsce? – W 2016 r. przyjęto idiotyczny zupełnie przepis mówiący o tym, iż o ile odpady są o odpowiedniej wartości palnej, to nie można ich składować, trzeba coś z nimi zrobić – w domyśle spalić.
Co mówią o planowanej spalarni sami mieszkańcy?
– Ja jestem bardzo przestraszona. To jest osiedle, gdzie są żłobki, przedszkola – mówiła z przerażeniem jedna z mieszkanek Łodzi.
Jednak nie wszystko jeszcze przesądzone.
– Nigdy nie jest za późno. Sędziowie to też ludzie. o ile widzą protesty, iż jest opór społeczny, to nie jest tak, iż to po nich spływa. Oni też się tym kierują. Ale jeżeli jest cisza, jeżeli nikt nic nie mówi, to po prostu nie ma problemu – tłumaczył Rafał Górski, Gargamel Instytutu Spraw Obywatelskich, redaktor naczelny Tygodnika Spraw Obywatelskich. – Zapraszaliśmy wiele razy miasto oraz Veolię na debaty. Nikt nie przyszedł.
Dodał także, co jest najistotniejsze. – Pierwsza, najważniejsza rzecz jest taka, iż jest systemowe ciało, które mogłoby w Państwa imieniu działać – to jest spółdzielnia. Wy jesteście członkami tej spółdzielni i to wy decydujecie, czym się samorząd zajmuje – apelował.
Na spotkaniu poruszono także sprawę konieczności dotarcia do mediów ze sprawą planowanej spalarni. Padły zdania, iż czasem wystarczający jest jeden telefon do redakcji. Część uczestników spotkania wyraziła chęci zawiadomienia o tym stacji telewizyjnych. – Mała grupka ludzi jest w stanie zmienić rzeczywistość, bo ona pociągnie większość – dodał Rafał Górski..
Działaj!
Łodzianie nie kryli wzburzenia i skrajnych emocji. Padły także głosy podziękowań za działalność Instytutu Spraw Obywatelskich. – Proszę się zastanowić, w jakim miejscu byśmy teraz wszyscy byli, gdyby nie praca Instytutu. (…) Państwo wykonujecie rzetelne badania. Mówienie, iż coś jest szkodliwe, to jest żaden argument w rozmowie z urzędnikiem, czy z osobą decyzyjną. Tu potrzebne są twarde dane – zauważyła łodzianka.
Zauważono jeszcze jeden – poza niszczeniem zdrowia i środowiska – problem, który wygeneruje powstanie spalarni odpadów. – Kartą przetargową jest również to, iż nasze mieszkania nie będą nic warte. Nikt nie będzie chciał ich od nas kupić. Tak więc to jest w naszym interesie – dodała zaniepokojona mieszkanka Łodzi.