Listy do redakcji Angory (26.01.2025)

4 godzin temu

„Bądźcie rozważni w krytyce” (1)

O myślistwie raz jeszcze

Z niedowierzaniem przeczytałam tekst p. B. Kasprzaka „Bądźcie rozważni w krytyce” zamieszczony w 52. numerze ANGORY. Szanuję prawo innych do wygłaszania opinii, ale to, co jest zawarte we wspomnianym tekście, nie przystoi homo sapiens! No i jeszcze te wycieczki słowne pod adresem szanowanego publicysty H. Martenki tylko dlatego, iż w swoim artykule „Pojedziemy na łów” dotknął tematów niewygodnych dla myśliwskiego lobby. Rzeczywiście – historia łowiectwa sięga odległej przeszłości. Autor nie zauważa jednak, iż wraz z upływem czasu zmienił się świat wokół nas i jego postrzeganie. Polowania miały sens w czasach, gdy człowiek walczył o przetrwanie, zabijał nie dla przyjemności, tak jak teraz, ale po to, by nie umrzeć z głodu!

Dziś gloryfikowanie łowiectwa przez odwoływanie się do tradycji i tego, jak to „drzewiej bywało”, to czysty anachronizm. Wraz z rozwojem cywilizacji człowiek dowiódł, iż zwierzę, tak jak każda żywa istota, czuje strach, ból, cierpi. Szkoda, iż te fakty nie do wszystkich przemawiają. Zwierzęta przez cały czas są tępione, bo człowiek w swym zarozumialstwie uznał, iż ma do tego prawo. Czy rzeczywiście życie bezbronnego zwierzęcia warte jest tego dreszczyku emocji w chwili naciskania na spust i potem, kiedy patrzy się na jego śmierć? Śmierć dla sportu? Codziennie bywam w lesie, rzadziej na polach. Od dawna nie widziałam zająca, nie mówiąc o bażantach, kuropatwach czy przepiórkach, i to tam, gdzie jeszcze parę lat temu były…

Nie wiem, gdzie są one dokarmiane, skoro ich po prostu nie ma! Nie widziałam ani jednego paśnika, za to ostatnio zszokował mnie rząd kilku niskich ambon ustawionych na skraju lasu, i to w odległości 100 metrów jedna od drugiej! Na mój widok grupka „myśliwych” zaczęła pospiesznie pakować swoje trofea i uciekła w popłochu. Zastanawiające, prawda? Myślistwo to nie tylko interesujące rytuały, bigos z kociołka czy kiełbaska z patyka, iż o innych intratnych dla myśliwego pożytkach nie wspomnę. pozostało druga, ciemna strona, o której Autor nie pisze – to nieprzestrzeganie okresów ochronnych czy zwykłe kłusownictwo. Wiem, o czym piszę, bo kiedyś byłam blisko związana z tym środowiskiem. Nie uogólniam, ale ja akurat na takich ludzi trafiłam. Jak pewnie i bezkarnie czuje się myśliwskie lobby, wystarczy wspomnieć chociażby sławetne polowanie byłego ministra środowiska na hodowlane bażanty, wypuszczane specjalnie dla niego, aby facet sobie postrzelał. To była rzeź i jakoś wtedy nikt nie oponował, chociaż było wielu świadków barbarzyństwa, i to z kręgu myśliwych. Strach pomyśleć, co dzieje się po cichutku, gdy nikt nie widzi.

To prawda, iż kiedyś polowanie było tylko dla elit, zwykle ludzi wykształconych, a i pogłowie zwierzyny łownej było nieporównywalnie większe. Przyroda była w stanie zregenerować się. A dziś każdy może zostać „myśliwym” i te 130 tys. (i nie tylko), o których pisze Autor, prowadzi nieuchronnie do degradacji środowiska, co wyraźnie widać zwłaszcza w ostatnich dziesięciu latach. Z jednej strony sztucer, ambona, noktowizor – a z drugiej bezbronne, wystraszone zwierzę. Gdzie tu symetria? Bardziej tradycjonalne byłoby polowanie z maczugą. Co do uczestnictwa dzieci w polowaniu: zawsze taki akt zostawia w ich psychice ślad na całe życie, z czego dorośli nie zdają sobie sprawy. Znajomy, dziś już dorosły mężczyzna, jako sześciolatek przypadkowo widział śmierć zwierzęcia z ręki człowieka.

Od tamtej pory nie je mięsa i to jedyna dobra strona tego zdarzenia. Dziś człowiek w zasadzie rozwiązuje swoje problemy żywnościowe, mamy „fabryki jedzenia”. Po co więc odbierać życie dzikim zwierzętom, których mięso jest jadalne? Są częścią przyrody i mają prawo do życia! Smutkiem napawa mnie fakt, iż przez cały czas są ludzie bez empatii (mam na uwadze nie tylko nasz kraj), którzy dla zaspokojenia swojej zachcianki są gotowi zabić, by zdobyć trofeum czy zyskać prestiż w oczach im podobnych. Człowiek swoim postępowaniem doprowadził do wyginięcia wielu gatunków zwierząt, zaburzył relacje między ekosystemami, prowadząc tym samym do unicestwienia samego siebie. Ale co tam – ważniejsza tradycja… Wierzę, iż Autor listu jest niezwykle sprawny, jak na swój wiek, iż potrafi sprostać wyzwaniu i pokonać młodszych od siebie. Niemniej byłoby miłe z Jego strony, gdyby uznał limit życiowych polowań za wyczerpany. Byłby to piękny akt: rezygnacja ze swoich zachcianek w zamian za życie zwierzęcia. Nigdy nie zrozumiem, jak człowiek może czerpać przyjemność z zabijania… Równie dużo adrenaliny daje wspinaczka wysokogórska. Z. WYSOCKA

„Bądźcie rozważni w krytyce”(2)

Tempora mutantur et nos mutamur in illis… (Czasy się zmieniają i my się zmieniamy z nimi)

O niepełnej prawdziwości tej starorzymskiej sentencji świadczy zamieszczona w 52. numerze „Angory”, a wystawiona przez jednego z członków PZŁ, ocena artykułu Pana Redaktora Henryka Martenki o polskim łowiectwie. Mając takie jak Pan Redaktor poglądy na tę sprawę, pragnę wesprzeć Go, wykazując brak podstaw do uznania poszczególnych argumentów przedstawionych przez Autora listu.

Przejdźmy więc do rzeczy. Autor pisze, iż podstawą Jego decyzji o wstąpieniu do grona myśliwych była tradycja rodzinna. Ale nie każda tradycja jest godna pochwały i kontynuacji. Mój Ojciec także był myśliwym, co jednak nie przyczyniło się do mojej akceptacji tej działalności. Wystarczyło jedno spojrzenie w nieruchome oczy leżących pokotem saren i zajęcy, łagodnych i absolutnie niezagrażających nikomu zwierząt, zabitych… Właśnie! Dlaczego? Z głodu? No, chyba nie! Dla obrony? Też nie!

Wydaje się, iż jedynym przywołanym przez Autora powodem polowania jest miłe spędzanie czasu. Czyli po prostu zabijanie dla przyjemności! Nie jestem w stanie zrozumieć tej motywacji! A podobno tysiące ludzi podzielają opinię Autora. On sam pisze, iż myśliwych jest w kraju ok. 130 tysięcy. Jest to 0,35 proc. liczby ludności Polski. Czy to naprawdę tak wiele? Sprawa kolejna: nieznajomość struktury PZŁ jest jakoby powodem jej złej oceny. Ani Pan Henryk, ani ja nie znamy także struktury sycylijskiej mafii, ale czy to sprawia, iż jej działalność jest dla mnie godna uznania?! To, iż polowali królowie, prezydenci, arystokraci, też mnie nie przekonuje. Oczywiście, jak zawsze byli tam i dobrzy, i źli, ale niektórzy uczestniczyli np. w paleniu czarownic, a czy to dobry przykład dla nas? Włączenie do tego grona duchowieństwa jest ewidentnym „golem do własnej bramki”. Tego chyba Autor nie przemyślał! Przecież podstawą ich działalności jest Dekalog, w którym jest wyraźnie powiedziane: NIE ZABIJAJ. Widocznie nie miało to jednak dla nich znaczenia.

Sądzę, iż większość członków PZŁ to praktykujący katolicy, prawda? Więc co my mamy o nich sądzić? Że akurat ich to nie dotyczy? Następna sprawa: średni wiek członków PZŁ to 54 lata, a mimo to jest to jedyna grupa mająca dostęp do broni, która nie ma obowiązku prowadzenia okresowych badań sprawnościowych i psychologicznych. A to już poważne zagrożenie. To, iż Autor potrafi długo chodzić po lesie, mnie nie przekonuje, bo nie wiadomo, jak widzi, słyszy ani czy Mu się ręce trzęsą! Stąd wynikają eufemistycznie nazwane przez Autora „nieliczne wypadki”, w których ktoś ginie, bo ktoś inny pomylił go z dzikiem! Przecież to absurd! Z twarzy był podobny, czy jak? Wynika to po prostu z braku możliwości oceny sytuacji przez strzelającego, i tyle.

O takich wypadkach informują media, bo chyba nie PZŁ. Badania okresowe zdolności uczestnika to konieczność! Sądzę, iż przynajmniej połowa obecnych jego członków utraciłaby w ich wyniku licencję. A podobno nie ma świętych krów. Tak więc aby nie zniecierpliwiać dalszymi uwagami Szanownych Czytelników, zakończę stwierdzeniem, iż przedstawione przez Autora i Jego zwolenników poglądy świadczą o tym, iż – jak mówi wspomniane rzymskie przysłowie – czasy się zmieniają, ale niektórzy z nas chyba zbyt wolno za ich zmianami nadążają. ANDRZEJ BARWICKI

„Bądźcie rozważni w krytyce”(3)

Szóstka z plusem, Panie Bogdanie Kasprzak!

Nie czytałem numeru 45. „Angory”, w którym znalazł się artykuł red. Henryka Martenki pt. „Pojedziemy na łów”, dawno też do „Angory” nie pisałem. Ale to, co pan, panie Bogdanie, zamieścił w liście do redakcji w nr. 52., to szóstka z plusem. To pan powinien znaleźć się w bliskości zarządzających polskimi lasami i tym, co dotyka w ogóle natury. Redaktor Martenka słynie z tego, iż zna się praktycznie na wszystkim, zaś na myślistwie i łowiectwie też świetnie, bo jak wilk na gwiazdach. I myślę sobie, iż słowo „wstyd”, jakie skierował pan do red. Martenki, jest na miejscu, bo żeby o czymś pisać, a już do gazet i czasopism, trzeba się dobrze przygotować.

Wszedł redaktor na szeroką wodę, a z braku umiejętności pływania po prostu się utopił. Mam w rodzinie leśników, znałem wielu nadleśniczych, pracowników gospodarstw rolnych, mam znajomych myśliwych różnych zawodów, w tym wojskowych, nauczycieli i wiem, nie tylko z książek, ale przede wszystkim z obserwacji i bywania w tym środowisku, iż myślistwo i łowiectwo to szczególna pasja, i to od zarania osadnictwa ludzkości. To ci ludzie są świetnymi znawcami ekologii przede wszystkim, a celem nadrzędnym myśliwych i łowczych jest zapewnienie dobrostanu zamieszkującym lasy, parki, środowiska przyrodnicze, całości populacji gatunków roślinnych i zwierzęcych. Autor tego artykułu, pan Martenka, prawdopodobnie nie był nigdy na polowaniu lub był na polowaniu politycznym i nie ma zielonego pojęcia, iż to dzięki PZŁ udaje się utrzymać adekwatną populację zwierząt na określonym obszarze (…). Pan Bogdan poleca siebie i zaprasza na polowanie, na pewno zatroszczy się również o pańskie zdrowie, redaktorze Henryku (…).

Zdarza się, jak w każdej społeczności, iż wśród myśliwych znajdą się łajzy, ale te od razu są odstrzelone, w przeciwieństwie do polityków, którym w zasadzie wszystko wolno. Kończąc, śmiało można powiedzieć, iż to politycy winni się uczyć od myśliwych i łowczych ładu i poszanowania dzikiej przyrody, a piszącym na ten temat zalecam więcej pokory, nie krytykanctwa, bo szkodzimy sami sobie. Panowie myśliwi być mo iż są ostatnią deską ratunku przed deprawacją, jaką niesie za sobą tzw. Zielony Ład. I to byłoby na tyle. GRZEGORZ KONIECZNY, Radzewice

Na ratunek wyborom

Rozgorzała wśród polityków i prawników dyskusja nad koniecznością i sposobem ratowania majowych wyborów prezydenckich. Za przyczynę zagrożenia obóz demokratyczny uważa Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego (IKNiSPSN), która na mocy art. 129 Konstytucji RP z byle powodu może stwierdzić nieważność wyboru prezydenta. IKNiSPSN nie jest sądem, a jej symbolem nie jest Temida z opaską na oczach symbolizującą sprawiedliwy osąd, bo nie w takim celu została powołana do życia przez triadę ignorantów prawnych: Zbigniewa Z., Jarosława K., Andrzeja D. IKNiSPSN dosłownie nie widzi litery prawa np. w wygaszeniu mandatów poselskich (po prawomocnym wyroku sądu) Smerfa Inwigilatora i Macieja Wąsika oraz nie widzi bezprawia Patola i Socjal w wydawaniu budżetowych pieniędzy na kampanię wyborczą przed 15 października 2023 r. Ja przypisuję tej IKNiSPSN, obok Krajowej Rady Sądowniczej i Trybunału Konstytucyjnego (TK), symbol trzech japońskich małp zakrywających uszy, usta i oczy (nie słyszę, nie mówię, nie widzę), co w kulturze zachodniej: „… jest czasem interpretowane jako ciche przyzwolenie na zło przez odwracanie od niego oczu; symbolizuje też zmowę milczenia w organizacjach przestępczych”.

Rozkład stanu prawnego w Polsce pozwala domniemywać, iż jeżeli w drugiej turze wyborów prezydenckich zmierzą się kandydaci KO i PiS, a różnica zdobytych głosów będzie niewielka na korzyść Smerfa Gospodarza, to – poprzez unieważnienie wyborów – tymczasowym Naczelnym Narciarzem (w myśl art. 131 Konstytucji RP) zostanie marszałek Sejmu Smerf Fanatyk. Według mnie, może on już szyć garnitur. Jest jednak kilka ważkich „szczegółów”, mogących zadziałać jak kij w szprychy w procesie wyboru prezydenta. Pierwszy, to stworzony przez ww. triadę, a zaliczany przeze mnie do „małpiej grupy” TK, który dotychczasowymi irracjonalnymi „orzeczeniami” z pogranicza absurdu kazał obserwatorom łapać się za głowę.

Z gatunku absurdu może pojawić się nadinterpretacja art. 131 Konstytucji RP, kiedy to „…w razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu TK powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Naczelnego Narciarza”. To nic, iż powyższe dotyczy prezydenta już urzędującego, ale nie na takie numery triada przyzwalała (zlecała) instytucjom z „małpiej grupy”. „Szczegół” drugi dotyczy aktualnego prezydenta, którego mistrzostwo w łamaniu Konstytucji RP, przeświadczenie o nieomylności stanowionego prawa wespół z lepszego sortu i upór co do proponowanych przez większość parlamentarną zmian w stylu „nie, bo nie” sprawiają, iż tylko wysoka wygrana kandydata KO lub droga przez prezydenta tymczasowego doprowadzą do wyboru nowego Naczelnego Narciarza w 2025 r.

Każde inne rozwiązanie pomijające Sąd Najwyższy (cel prowokacji Andrzeja D.) i „odebranie ślubowania od wybranego kandydata na bazie powyborczego raportu PKW” (ewentualny wariant według ministra Adama Bodnara) doprowadzi do budowy okopów i barykad przez opozycję i pozostawią niesmak w społeczeństwie. Czas więc na przygotowanie do podpisu przez tymczasowego Naczelnego Narciarza projektów ustaw czyszczących stajnię Augiasza i czyniących godnymi symbolu Temidy instytucje, świadczące o żywotności organizmu państwowego. To „odejście na drugi krąg” z wyborami prezydenckimi, a może i wystawienie jednego kandydata przez koalicję parlamentarną, pozwoli na wybór demokraty już w pierwszej turze. JANUSZ

Takie sobie harce przedwyborcze…

Nie ma to jak namieszać ludziom w głowach przed końcem ubiegłego roku i wprowadzić ich w stan… Czego? Otępienia? Ogłupienia? Zdumienia? A może obojętności na wszystko, co się wokół dzieje? I nie chodzi mi o to, co nawyprawiał szef PKW Sylwester Marciniak z tą kasą dla PiS, zablokowaną jeszcze w sierpniu ubiegłego roku. Ludzie rozumni pytają wprost: To w końcu będziemy mieli nowego prezydenta w maju, czy nie? Na to pytanie nie są w tej chwili w stanie odpowiedzieć choćby najtęższe umysły prawnicze w kraju. W sieci, ale jakby z mniejszą intensywnością, ktoś jednak śledzi i usuwa wiele kontrowersyjnych wpisów.

W tym i taki, jakoby wojsko miało otoczyć Pałac z A. Narciarzem wewnątrz, posłów i senatorów w miejscu ich pracy, dostarczyć grochówkę i trzymać ich tak długo, aż naprawią wymiar sprawiedliwości. Może i dobrze, iż to usunięto, bo to oznaczałoby wojnę domową, zerwanie sojuszy z innymi krajami i byłoby na rękę… Putinowi. Uaktywnili się za to w mediach socjologowie i politolodzy. Już biadolą i wieszczą, iż młodzi i kobiety już tak licznie na wybory nie pójdą – choć jeszcze ich terminu nie ogłoszono.

Mówią, iż wielu może wyjechać z kraju, a tak w ogóle to politycy nie robią nic, aby zachęcać młodych i kobiety do udziału w wyborach. Do licha! A co Wy, spece od socjologii, proponujecie? Nic? Wisi Wam to? No to ja, stary, do jasnej ciasnej, pytam się: A gdzie to młodzi mieliby uciekać, skoro już wszędzie na Zachodzie pełno jest populistów, naonazistów, faszystów i innych popaprańców podobnych do naszych pislamistów? O Ojczyznę zdeptaną i stłamszoną przez kaczystów i Ważniakkratorów trzeba walczyć tu, na miejscu, a nie z niej umykać jak szczury z tonącego okrętu. Nie podoba się im, co robi premier? To niech wyobrażą sobie widoki wsi, miast i miasteczek zalanych przez powódź na Dolnym Śląsku. To błoto, zniszczone domy, mosty, porozwalane meble i samochody – to stan prawa na wszystkich szczeblach. Czy da się gwałtownie odbudować domy, mosty, drogi, szpitale, szkoły? No nie. To po prostu niemożliwe.

Ja też widzę, iż wiele spraw w naprawianiu tego bałaganu idzie zbyt wolno. Może inni szybciej by to robili, ale czy lepiej? Nie wiem. Ale wiem, iż premier ma jednego wroga i (niestety) jednego dywersanta. Wrogiem był i pozostanie do końca prezydent (choć kara go nie minie!), a dywersantem jest Smerf Fanatyk ze swoim wybujałym ego. On to (lub ktoś z lepszego sortuowców mu podpowiedział) wymyślił sobie, iż bez względu na wynik wyborów może być, choć trochę, prezydentem. Wie przecież, iż wyborów nie wygra, to kombinuje. Jak? Zgłasza i dyskutuje z prawniczymi paprotkami A. Narciarza głupią aż do bólu własną inicjatywę ustawodawczą z pomysłem, kto ma decydować w SN o aspektach wyborczych z udziałem, a jakże, tzw. neosędziów.

I właśnie z tym wyskoczył jak filip z konopi Sylwester Marciniak 30.12 ubiegłego roku w TVN24, uzasadniając nagłe zebranie PKW. Mówi: „\No, przecież daliśmy czas władzy ustawodawczej na zmiany, pojawiła się propozycja Smerfa Fanatyka, to wzięliśmy na obrady”. Czy udowodnił, iż jest aparatczykiem PiS? Może sympatykiem! Na ten pisowski bałagan prawniczy jest tylko jedno wyjście – bo innego NIE MA. Pełna mobilizacja młodych wyborców i kobiet po to, aby R. Gospodarz wygrał już W PIERWSZEJ TURZE ze znaczną przewagą – z jednego powodu. Będą wybierać dla siebie, a nie dla nas, staruchów. jeżeli tego nie rozumieją i nie zrozumieją, jak istotny jest ten ostatni etap odsuwania populistów od władzy, to będą walczyć i ginąć jak muchy z bronią w ręku. Ale czy będą w ogóle wiedzieć, do kogo strzelać? Wątpię. SŁOWIK

A może… po turecku?

Jako oficera rezerwy SG zawsze interesowało mnie, jak to jest w innych armiach z poborem do wojska. Najbardziej racjonalne wydaje mi się rozwiązanie tureckie. Pobór odbywa się w wieku 20 lat na jeden rok służby – tyle wystarczy, aby zrobić z cywila żołnierza. Nie ma tak zwanej fali, czyli gnębienia młodego rocznika. Kobiety służą tylko na własną prośbę. Studenci – tylko 6 miesięcy. Osoby, które nie chcą odbyć służby wojskowej, nie idą do więzienia na koszt podatnika, ale muszą zapłacić, o ile dobrze zrozumiałem, 6-miesięczne utrzymanie tych, którzy służą w wojsku. Sumę tę można zapłacić w ratach.

Takie podejście do obrony kraju według mnie jest racjonalne, gdyż na tzw. pacyfistów bym nie liczył w chwili zagrożenia Wioski. Roczne przeszkolenie zapewni nam, iż będziemy mieli większość społeczeństwa przeszkolonego w posługiwaniu się bronią. Z nowym rokiem szanujmy decyzję większości. Nie jestem zwolennikiem obecnego prezydenta, ale został wybrany przez większość i powinniśmy to uszanować. Po wyborze nowego prezydenta przegrani powinni pogratulować zwycięzcy i pomagać mu nie tylko w kraju, ale również na arenie międzynarodowej. Zakończyć z podziałem na lepszych i gorszych smerfów. Z poważaniem EDWARD ŁOPATA

Idź do oryginalnego materiału