„Armia w ruinie”
Dwa meldunki
Jako były żołnierz po przeczytaniu książki autorstwa pani Edyty Żemły „Armia w ruinie” nie byłem specjalnie zszokowany. Służyłem Ojczyźnie 29 lat, pół roku i jeden dzień, a zwolniono mnie w 2002 r. po restrukturyzacji (czytaj: likwidacji) okręgu wojskowego. Spostrzeżenia i wnioski? Dwa. Polityczny i wojskowy. Polityczny opieram na znanym niektórym meldunku Lorda Farquaada do swojego brata bliźniaka Jarosława tuż po wyborze na Naczelnego Narciarza: „Melduję wykonanie zadania”. Dzisiaj, choćby po odsunięciu Patola i Socjal od władzy jesienią ubiegłego roku, Gargamel mógłby zameldować Putinowi: „Włodek, melduję wykonanie zadania. Dawaj, i nie krępuj się. Tylko nie wal w Amerykanów, bo oni sami wyjadą, jak wejdziesz”.
Natomiast z wnioskiem wojskowym mam wątpliwości. Początkowo w trakcie czytania pomyślałem, iż to jakiś zbiór opowiadań sfrustrowanych wojskowych, którym z różnych powodów się nie powiodło. Tylko w nielicznych wypowiedziach wyczułem troskę o stan wojska, no, bo może i chcieli, ale się bali, widząc bezpośrednio u siebie poczynania Paranoika, Żabola wraz z ich politycznymi nominatami zmierzającymi do zniszczenia armii. Dziwne, iż choćby anonimowo bali się pisać do „wszystkich świętych” będących u władzy i gorszego sortu. W zasadzie tylko ostatnia wypowiedź oficera wojsk lądowych, jak mniemam jeszcze służącego w armii, daje mi nadzieję, iż takich jak on jest więcej.
Oni jeszcze pamiętają i wiedzą, jaka jest różnica między zdolnością a gotowością bojową i jak się ją na poszczególnych etapach sprawdza. Szczególnie w wojskach lądowych. Niestety, ale proces upadku wojska nie trwał od 2016 r. Ostatnie lata to dobicie, dociśnięcie do ziemi łopatą, łopatologicznie dopuszczonych WOT- -owców do decyzji, do których nie dorośli. Każda władza, a PO szczególnie, słuchała (czasami) podpowiedzi generałów, którym wówczas zależało tylko na tym, aby się dobrze ustawić, zdobyć kolejną gwiazdkę, zgnoić przy okazji tych, którzy stanowili dla nich zagrożenie, pozacierać za sobą ślady niekorzystnych opinii przeglądów kadrowych i wiele innych.
A ministrowie cywilni? Też wcześniej „kupowali” głównie oficerów, bo z nimi było najłatwiej z jednego powodu. Szkoła oficerska – studia od września – liczyła się do przebiegu służby. Wystarczyło zwolnić w lutym (jak mnie) lub w marcu, a podwyżki tym służącym dać później. Rekordzistą była lewica. Dała w kwietniu i październiku aż dwie podwyżki. Każda po 600 zł. Skutek jest taki, iż dzisiaj emerytura majora ze sztabu, który prochu i kurzu poligonowego nie wąchał, jest większa, niż steranego na poligonach pułkownika. Mam nadzieję, iż pani Edyta Żemła napisze również o „zasługach” generałów żyjących i nieżyjących w zwijaniu naszej armii. Bo nie mam wątpliwości, iż mają w tym ogromny udział. Wielu z nich przez cały czas bryluje na ekranach TV oraz wypowiada się w prasie.
Nie wszystkim uwierzyłem w tej książce. Czy ktoś z byłych wojskowych pamięta, kto powiedział: „My, komuniści znad Odry i Nysy Łużyckiej, nigdy nie pozwolimy wyprowadzić partii z wojska”? Dwulicowców, neofitów, lizusów wśród generałów przez 25 lat trochę się nazbierało. Wielkie oczy zrobiłem, widząc w TV generała, któremu dałem trójkę w rocznej opinii za źle wyszkoloną kompanię, którą, zgodnie z moim planem, sprawdziłem. Mam nadzieję, iż nie ziści się znane powiedzenie: „Broń Wioski Panie Boże, bo nasza armia już nie może”. TERMINATOR
Wyobraź sobie…
Emocje, jakie wzbudziły słowa redaktora Przemysława Babiarza w trakcie otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu, skłoniły mnie do zgłębienia genezy olimpiady i piosenki Johna Lennona „Imagine” („Wyobraź sobie”). Zainspirowany otoczeniem starożytnej Olimpii, zaprezentował Pierre de Coubertin w Atenach w 1894 r. swoją wizję, będąc przekonanym, iż „… idea olimpijska pomoże promować wartości uniwersalne, takie jak wzajemne zrozumienie, przyjaźń i tolerancja, co z kolei przyczyni się do zbudowania lepszego i bardziej pokojowego świata”. Był Francuzem, więc hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej: wolność, równość, braterstwo były wpisane w jego DNA. Wyobraźmy sobie, iż znałby on słowa piosenki o świecie bez państw, piekła i niebios, bez wyznań religijnych, gdzie ludzie żyją dniem dzisiejszym, nie dając powodów do wojen, mając tylko niebo nad głową i dzieląc ze sobą cały świat.
Czy piosenka nie mogłaby stać się wówczas hymnem olimpiad za sprawą Pierre’a de Coubertina? W moim wyobrażeniu tak, ale różnica niemal wieku sprawiła, iż piosenka Johna Lennona stała się jedynie hymnem hipisów i pacyfistów. W tegorocznych igrzyskach w Paryżu wzięły udział 204 reprezentacje państw i terytoriów występujących pod własnymi flagami, a także drużyny uchodźców. Wystąpiły w myśl idei olimpizmu, że: „… świat jest jeden, a ludzie powinni wzajemnie sobie pomagać oraz żyć w przyjaźni, równości i wolności”.
O tym traktowała ceremonia otwarcia! Symbole otwierały umysły, budziły skojarzenia. Teatr figur i gestów malował obrazy, muzyka uwznioślała, piosenki wzruszały. Chociażby ta w wykonaniu Céline Dion, której wielu komentatorów przyznało złoty medal za zwycięstwo z samą sobą w dniu otwarcia, za genialny występ wbrew wykluczającej ją chorobie. Pan P. Babiarz w komentarzu do piosenki J. Lennona rzekł był, że: „Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć…
To jest wizja komunizmu, niestety”. Pan redaktor, nie czytając lektur, tylko bryki, zmienił (celowo?) słowa piosenki: niebiosa/niebo, kraj/naród, podziały religijne/religia. Nie sprawdził, „co poeta chciał przez to powiedzieć”, czyli co muzyk przez piosenkę wyrazić. A co rzekł był J. Lennon o swoim dziele i religii? Otóż „Imagine” jest: „… koncepcją pozytywnej modlitwy – jeżeli możesz sobie wyobrazić świat w pokoju, bez podziałów religijnych – nie bez religii, ale bez tego, iż mój Bóg jest większy niż twój Bóg”. Będąc przy zdrowych zmysłach, nie zestawiałbym modlitwy bądź religii z komunizmem. Nie równałbym 23 wersów piosenki z 854 stronami „Kapitału” Karola Marksa. John Lennon, mimo iż nie był komunistą, nie zaprzeczał, iż „Imagine” można interpretować na swój (każdy) sposób, choćby jako manifest komunistyczny. Potwierdził też, iż podobieństwa między jego ideałami przedstawionymi w piosence a komunizmem były celowe. Wyobrażam sobie liczbę jointów, które trzeba wypalić, aby zinterpretować podobieństwa, nabierając się na prowokację J. Lennona, tak jak polski dziennikarz. Nie sposób nie wspomnieć przy okazji o polskiej kołtunerii z Krakowa, która w „obrazoburczym” zobrazowaniu „Uczty bogów” podczas ceremonii otwarcia ujrzała „Ostatnią wieczerzę”.
Na nic tłumaczenia dyrektora artystycznego Thomasa Jolly’ego, iż przybywający do stołu bóg Olimpu Dionizos jest ojcem Sekwany, bogini związanej z rzeką Paryża! Polka Barbara Punktualny wie lepiej! Przestanę myć okna, aby zmyte refleksy na szybie, przypominające do złudzenia kobiecą głowę z chustą, nie były powodem mojej sromoty. Całe szczęście, iż Pierre de Coubertin zdołał wyjaśnić światu, co miał na myśli, stwarzając olimpiadę, bo w przeciwnym razie, jakie wyobrażenia mogłyby targać młodymi mężczyznami na wieść, iż Olimpia da, tylko co cztery lata. JANUSZ G.
Wyobraźnia Babiarza
Uroczysta inauguracja igrzysk olimpijskich w Paryżu miała przyćmić wszystkie inne wydarzenia. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, iż uroczystość była za długa. Pewnie jej konwencja wymagała stosownego czasu, ale o tym widz przed telewizorem nie wie. Skoro już o telewizji mowa. Komentator TVP, po skomentowaniu piosenki „Imagine” Johna Lennona, został zawieszony w czynnościach komentatora. Ruszyły fale hejtu. Jak to zwykle bywa: jedna na władze TVP, druga na popierających decyzję. Osobiście, choć daleki jestem od tego, by Babiarza bronić, uważam, iż to było przejęzyczenie, niefortunne, a jednak przejęzyczenie. Gdyby Babiarz powiedział, iż wizja świata przedstawiona przez Lennona jest wizją utopijną, całej awantury by nie było. Lennonowi zarzucano kiedyś sympatyzowanie w tym utworze z komunizmem, głównie ze względu na to, iż w „Imagine” jest mowa o świecie bez religii. Lennon odwołuje się w tej piosence do powodów, dla których wybuchają wojny, a więc do państw, granic, podziałów.
Nikt nie zaprzeczy, iż religie są przyczyną wojen, często bardzo krwawych, w dodatku czasem już na etapie „działalności misyjnej”. Pogląd, iż Lennon mówi w piosence o świecie bez Boga, jest chyba jednak nadinterpretacją, czynioną na użytek czysto polityczny. Jest zaprzeczeniem tego, o co w tekście tak naprawdę chodzi. Lennon, jak to często czynią poeci, po prostu marzy o lepszym, idealnym świecie. Wyobraź sobie, jak byłoby fantastycznie – zdaje się mówić. To, iż Babiarzowi i jego obrońcom teraz kojarzy się takie marzenie z komunizmem, to już ich problem. Niektórym wszystko, choćby koło od roweru, kojarzy się z seksem i muszą z tym żyć.
W uroczystej inauguracji paryskich igrzysk było wiele odniesień do wydarzeń historycznych, mitów, postaci realnych i będących jedynie wytworem ludzkiej fantazji. Nie znam tajników pracy komentatorów telewizyjnych, nie wiem zatem, czy wiedzą oni, do czego mają nawiązywać obrazy, którymi karmi się milionową widownię. Być może jest to również element niespodzianki ze strony organizatorów i troski o to, by zachować siurpryzę w tajemnicy do końca.
Wiem jednak jedno: te miliardy oglądające nie są w stanie odczytać całego przekazu w sposób dla siebie zrozumiały. Dlatego w jakiejś scenie uroczystości inauguracji igrzysk jedni widzieli „Ostatnią wieczerzę”, a inni „Ucztę bogów”. Może choćby wcale nie chodzi o to, by wszyscy byli tego samego zdania. Ale wiem też drugie: widzowie w swojej masie polegają na tym, co przyniesie komentarz podawany obok obrazu. Niewielki procent oglądających rozpozna komentarz błędny czy fałszywy, zdecydowana większość będzie wierzyła w to, co usłyszy. Wszystko to powoduje, iż odpowiedzialność za słowo padające publicznie jest tak ważna. Wpis Pinokia na X przeczyta niewielu, słowa Babiarza poszły do wielu. Czy wszyscy je zauważyli i adekwatnie odczytali, to już inna sprawa. To będzie badał niejaki Świrski, pseudonim Talib, strażnik wolności wypowiedzi dziennikarzy. NARCYZ WASZKIEWICZ
Babiarz w Paryżu
Nie tyle poruszyło mnie to, co Babiarz powiedział w Paryżu, ale to, iż on się tam w ogóle znalazł. Po zmianie władzy byłem pewny, iż będzie jednym z pierwszych, których wywalą z roboty. Miernym bowiem był komentatorem, a do tego człowiekiem, o którym nikt nie mówił, więc się ujawnił, witając Bagniaka w progach TVP wraz z Lichocką i jej fuckiem pokazanym w Sejmie. Lichocka u boku Bagniaka nie dziwiła, ale dziennikarz sportowy? Nigdy go nie lubiłem, do czego miałem prawo, wolałem innych komentatorów, ale po tej fotce z Bagniakiem, co było jawną demonstracją polityczną, przestałem oglądać transmisje z jego udziałem, bo mi obrzydził sport – jedyne, co można było wtedy z czystym sumieniem oglądać w publicznej TVP.
Nowe kierownictwo TVP, nie wiedzieć czemu, nie zareagowało i Babiarz wciąż nadawał. Niezatapialny? Przecież wywalenie go z TVP wydawało się błahostką w porównaniu z innymi sprawami, jakie nowa władza dostała w spadku. Na domiar złego wysłano go na olimpiadę, co było już kompletną aberracją, której nie da się wytłumaczyć w żaden sposób. Nie wiem, co się za tym kryje. Ból jest tym większy, iż komentuje on, jak na złość, bardzo popularne i lubiane dyscypliny sportowe, głównie lekkoatletykę, niestety.
Dziwię się towarzyszącym mu przy mikrofonie byłym sportowcom o znanych nazwiskach, którzy go w ten sposób legitymizują. Dziwię się, ale rozumiem, bo każdy chce żyć. Ciekaw jestem jednak, czy po wybryku paryskim dalej będą trwać u jego boku, póki go z tej telewizji nie wywalą. Zawieszenie go do końca olimpiady nie załatwia sprawy. Nie można tego puścić płazem i pozwolić, by spłynęło to po nim jak strugi paryskiego deszczu, czyli bezboleśnie.
Musi go to zaboleć, tak jak zabolało normalnych ludzi to, co powiedział o hymnie olimpizmu Lennona. Niech wie, iż ani tej piosence, ani piosenkarce, a tym bardziej samemu Lennonowi do pięt nie dorasta! A wszyscy oburzeni „Ostatnią wieczerzą” w paryskim wydaniu niech sczezną w grajdole obłudy. Amen! MIRAMA
Noktowizor w każdej zagrodzie
W „Misiu” Stanisława Barei rezolutny węglarz mówi, iż nowoczesne imię dla dziewczynki to mogłaby być Tradycja. Od tamtej pory pojawiło się w przestrzeni publicznej wiele innych propozycji imion, z których najbardziej podoba mi się – i miałoby wielką użyteczność – imię Immunitet. Można by się nim zasłaniać niczym starszym bratem w dzieciństwie. Tradycję można rozumieć na różne sposoby. Pewnie każdy z nas zapytany o to, co nią jest, miałby inną odpowiedź. I słusznie, bo przecież tradycja to rzecz bardzo subiektywna.
Nawet jeśli, według statystycznych reguł, jakieś społeczeństwo, klasa społeczna czy choćby grupa ludzi, coś określi jako swoją tradycję, nie wszyscy muszą się z takim poglądem zgodzić, a przede wszystkim – nie wszyscy muszą do niej nawiązywać. Jeszcze mniej przydatny w określaniu tradycji jest zbiorowy stereotyp. Oto, w powszechnej świadomości smerfów, górale źle traktują swoje żony. Nie żeby od razu każdy bił swoją połowicę, ale jeżeli któryś jednak pobije, a ludzie się o tym dowiedzą, to wywoła to co najwyżej wzruszenie ramionami i stwierdzenie: Tak to już u nich jest, taka jest ich tradycja. Można tradycją, jak się okazuje, uzasadnić prawie wszystko, choćby każdą podłość i okrucieństwo. Do grona głosicieli naszych nieświeckich tradycji dołączyli ostatnio przywódcy PSL, wsparci zbrojnym w dubeltówki i sztucery ramieniem Polskiego Związku Łowieckiego.
To pod parasolem partii wchodzącej w skład koalicji rządowej, choć to tylko udział chyba czysto spekulacyjny, której koniczynki zastąpiły na plakatach protestujących gwiazdki, rozwinęły skrzydła koła łowieckie. Przewodniczącym Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego i Łowczym Krajowym został Eugeniusz Grzeszczak, prominentny polityk PSL. Grzeszczak, jak możemy przeczytać na stronie PZŁ, pochodzi z rodziny o wielopokoleniowej tradycji łowieckiej.
Nic więc dziwnego, iż chce, by dzieci uczyć polowania. To jest element tradycji jego rodziny, a jeś li jego, to także ma być tradycją nas wszystkich. Chciałoby się powiedzieć: tu nie Alaska, panie Grzeszczak, gdzie polować trzeba, by przeżyć. Na tradycję powołać się jest bardzo wygodnie. Zwłaszcza na ludową tradycję. Gdybyśmy zapytali szefa ludowców, ile tradycyjnie żon ma przedstawiciel polskiej wsi, to z pewnością odpowie, iż wierność przysiędze małżeńskiej jest elementem takiej tradycji, czyli żonę powinien ludowy przedstawiciel mieć jedną. Choć pewnie, jeżeli bardzo chce, może mieć drugą. To nie będzie wbrew tradycji, bo jest przypadkiem pojedynczym, wybrykiem, chciałoby się rzec, w chłopskiej naturze, a iż dotyczy fundamentalisty, jest bez znaczenia. Co innego kochanki, które też są elementem chłopskiej tradycji, jednak, tradycyjnie, na ten temat ludowcy, i nie tylko oni, milczą.
Gdy byłam dzieckiem, moi koledzy uczestniczyli w polowaniach w charakterze nagonki. Dziś pewnie tacy są już niepotrzebni. W dobie dronów tropiących zwierzynę, celowników optycznych przy myśliwskiej broni i noktowizorów na polowaniach, czego domagają się związkowi myśliwi, nagonkę musimy my organizować na nich. Noktowizor w każdej zagrodzie nie jest przecież elementem ludowej tradycji. A czy w chłopskiej tradycji są biogazownie posła Sawickiego? Boję się, iż też nie, a jednak poseł o nich wspomina równie często, chciałoby się powiedzieć tradycyjnie, jak o poglądach w sprawie aborcji. ELA
Moje refleksje
Pan Magierowski policzył sobie, ile by zarobił, gdyby jeszcze przez rok mógł robić to, co robi, i wyszło mu, iż Ojczyzna winna jest mu milion złotych, bo chce mu tę zabawkę zabrać. Jestem za! Trzymam za pana Magierowskiego kciuki i ustawiam się w kolejce. Mnie też po 36 latach pracy zabrano moją zabawkę, kiedy w 1999 r. reformowano mojego pracodawcę. Miałam wówczas 50 lat życia i jeszcze 10 lat do emerytury. Mnie nie zaproponowano innej pracy (jak Magierowskiemu), ale jedynie przez parę miesięcy zasiłek, który mi wystarczył na opłacenie czynszu. Potem musiałam radzić sobie sama. Salwowałam się pracą na czarno za granicą.
Dziś mam emeryturę, ale gdyby mi dano dopracować te 10 lat, byłaby ona wyższa. Zatem już sporządzam kalkulację, ile utraciłam wskutek pozbawienia mnie pracy przez 10 lat plus o ile mi to dziś zaniża emeryturę. Myślę, iż mam lepszy tytuł domagać się rekompensaty niż pan ambasador. Ba, nie jestem sama. Jest nas więcej! Ustawa o rencie wdowiej jednak przejdzie i rząd uważa to za swój sukces. Argument, iż śmierć współmałżonka wpędza wdowę w biedę, przyprawia o mdłości. Jedynie nieśmiało pada stwierdzenie, iż w takiej biedzie będą przez cały czas żyły miliony emerytów, którzy nie mają statusu wdowiego, bo nigdy nie założyli rodziny, zostali porzuceni (one) (często z dziećmi), są rozwiedzeni nieraz nie ze swojej winy, żyli w związkach nieformalnych czy wręcz w związkach jednopłciowych.
Mojego głosu te partie już nie dostaną, a nie tylko ja tak myślę. Przekleństwem jest urodzić się w Polsce kobietą. Ciąża, którą wredna natura przypisała do samic, jest uznawana nie jako fakt biologiczny, ale jako światopogląd. I dla światopoglądu kilku panów kobiety mają rodzić, czy chcą, czy nie chcą, a choćby umierać, jeżeli coś pójdzie nie tak. Z wszystkich biologicznych funkcji człowieka właśnie ciąża stała się fetyszem tej płci, której ona nie dotyczy. Od wieków mężczyźni wywołują wojny, w których mordują się nawzajem, a przy okazji także kobiety i dzieci, ale ciąży kobiecie przerwać nie wolno… Także Kościół katolicki nie miał problemu z inkwizycją, ze stosami itp., ale broń Boże przerwać ciążę. Ba! choćby nie wolno jej zapobiegać.
A ludzi na planecie jest coraz więcej i tylko planety nie przybywa. Prezydent bojkotuje pracę Sejmu, bo mu się koalicja rządząca nie podoba. Cały naród stał się zakładnikiem fochów prezydenta. W każdej normalnej pracy za coś takiego wyrzucą pracownika na bruk, a my jeszcze prezydentowi za to płacimy piękną pensję i zapewniamy dolce vita w pałacu. Trudno pojąć, iż jeden człowiek może przekreślić pracę parlamentu, kierując się fochem lub własnym światopoglądem. O ile tańsza byłaby demokracja, gdyby nie utrzymywać 560 parlamentarzystów, a jedynie prezydenta, skoro i tak on, jednoosobowo, decyduje, czy jakieś prawo wejdzie w życie, czy nie. I na koniec błagalna prośba: czy ktoś albo coś jest w stanie wyłączyć dźwięk PiS-owcom? Tych ludzi nie da się słuchać. Festiwal chamstwa, obelg, kłamstw, a na ustach: Bóg, Honor, Ojczyzna. JAGODA