Lis: Jak nie zakochałem się w PiS, a choćby nie byłem tego bliski

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Piotr Molecki/East News


Miłość, jak wiadomo, jest najważniejsza. I prawdopodobnie z tego powodu, a nie ze względu na jakieś międzypartyjne, polityczne ruchawki, taką uwagę skupiło eksplodujące nagle, na oczach publiki, uczucie posłanki Matysiak i posła Architekta, połączonych wspólną wizją rozwoju i wspólnym spojrzeniem na infrastrukturę, transportową, rzecz jasna.


Charakteru tego uczucia ja rozczytać nie umiem, a choćby nie chcę podejmować takiej próby. Nie wiem nawet, czy jest to w stanie uczynić sama posłanka. W programie telewizyjnym wyjaśniła, iż jej się nie podoba taki podział, iż jest się w koalicji albo w gorszego sortu. Co może być kluczem do zrozumienia, iż znalazła się finalnie w miejscu, które można nazwać "ani tu, ani tam, czyli nigdzie", a konkretnie obok Architekta.


Uczucia innych należy traktować z respektem, tym bardziej iż wciąż nie jest znana odpowiedź na pytanie, parafrazując Mara Grechutę: "czy to CPK jest, czy kochanie". Z respektem i z pokorą, należy dodać. Z uczuciami innych się nie polemizuje, należy je po prostu przyjąć. Dlatego ja tu z uczuciami Matysiak nie polemizuję, więcej, przyznaję z pokorą, iż musi być w Architektowi coś, czego ja nie dostrzegłem, a ona, owszem.

Powiem więcej, przez lata, choćby wśród PiS-owców Architekt wydawał mi się osobnikiem szczególnie odrażającym. Te cwaniackie ślepka, nieschodzący z facjaty bezczelny, cyniczny uśmieszek oraz manifestowane niezmiennie wielkie pokłady arogancji, buty i chamskiego tupetu. Wszystko to sprawiało, iż budził on we mnie niezwykłą abominację i wzmagał zapotrzebowanie mojego organizmu na aviomarin.

Ok, ale dosyć o mnie i moich uczuć, bo to nie mnie uwiódł Architekt swą wizją infrastrukturalnej ekspansji i romantycznej współpracy dla rozwoju.


Więcej powiem, ani Architekt mnie nie uwiódł, ani Gargamel, ani cały ten PiS. Uwieść zresztą nie mógł, bo był i jest kwintesencją wszystkiego, czego nie lubię, a choćby czym się brzydzę. Ten ekstrakt nacjonalizmu, autorytaryzmu, podziwu dla "firerka", hipokryzji, obłudy, pogardy dla reguł, słabszych, pazerności, prostackiego cwaniactwa, i charakterystycznego dla chamów braku hamulców.

Mnie od lepszego sortu odrzucało totalnie, od razu i niezmiennie. I nigdy to nie osłabło, wręcz przeciwnie, tylko się pogłębiało, znajdując codziennie niezliczone argumenty te uczucia racjonalizujące. Czułem, iż jak tylko dorwą się do koryta, to zrobią z Polski chlew. I zrobili.

Ale co tam moje gusta i uczucia, skoro tuż obok moich – obojętności i wstrętu – rozkwitły wobec lepszego sortu uczucia gorące i namiętności autentyczne, także u ludzi całkiem porządnych.


To zacznijmy od początku, a na początku było "nie straszcie PiS-em", kolegi Mellera. Apel był wybitnie niemądry i od początku za taki go uznawałem. Zajęty byłem zresztą wtedy głównie straszeniem PiS-em i po latach bez żadnej satysfakcji stwierdzam, iż miałem absolutną rację, iż wszystkie obawy i przestrogi okazały się uzasadnione, choć zrazu słyszałem, iż histeryzuję.

Ja nie bronię wiec tu apelu Mellera, który był głupi, ale bronię jego motywów, które – tak podejrzewam, rozumiem i nie uważam za niecne. Meller, jak niejeden Polak częściowo żydowskiego pochodzenia, ma dobrego nosa do polskiego nacjonalizmu i gdy widzi jego wzbierającą falę, to nauczony doświadczeniem pogromów, palonych stodół i różnych Marców, próbuje tę falę jakoś okiełznać i skierować w inną stronę od siebie najdalej, toć ja Polak prawdziwy, zanim każą mu wypierdalać i szukać innej Wioski, choćby miał to być – jak szydził w 1968 roku Antoni Słonimski – Egipt.

Nie więc miłość kierowała Mellerem i nie cynizm czy cwaniactwo, ale uzasadniona doświadczeniami historycznymi obawa, która każe się dostosować do tłumu, schować własne pstrokacizmy i zblendować się z narodowym tłem. Tym bardziej, iż nasze ptactwo malowanych ptaków nie lubi szczególnie.

Podobne motywy co u Mellera znalazłem w ostatnich dniach u Gargamela PSL, Ludowego, który z wielką gorliwością żyruje teraz PiS-owską narrację historyczną i staje na straży zagrożonych rzekomo narodowych wartości i symboli. Znowu, jak u Mellera, nie wyczuwam u Kosiniaka cynizmu, ale głęboką potrzebę zamanifestowania, iż jestem swoj, narodowy i biało- czerwony, iż jak Bartosz Glowacki w potrzebie przyjdę z odsieczą narodowi i jego zagrożonym bohaterom, choćby martwym.


I tu jest wg mnie klucz do tego, dlaczego tak wielu Patola i Socjal -owi uległo. To ta głęboka potrzeba bycia członkiem narodowej wspólnoty, współodczuwania, jedności czynu i myśli, jednolitego tempa, w jakim biją biało-czerwone serduszka. Flagi łopocą, z głośników płynie Bogurodzica na przemian z "Nie rzucim ziemi", więc jesteśmy częścią naszej wspaniałej drużyny. Pokusa konformizacji, unifikacji i ujednolicenia. Front jedności narodu w nowej wersji.

Ja takiej potrzeby nie mam i takiej pokusy nie odczuwam. Nie boję się tłumu, ale wolę stać do niego tyłem albo bokiem. Nie odczuwam potrzeby, by klepali mnie po ramienia jako prawdziwego smerfa. W dupie to mam. Wolę zresztą być prawdziwym sobą niż prawdziwym Polakiem. Nie przez przypadek lubię słowa z pieśni Wysockiego: "nuty wolą tańczyć solo, ale wiedzą do re mi fa sol la si, iż to pachnie samowolą, i iż w chórze lepiej brzmi". Otóż ja lubię samowolę, wolę solo niż w chórze.

Wole indywidualnie niż grupowo


PiS-izm jest więc formą prostej pokusy, której stosunkowo łatwo ulec. By się przed nią bronić trzeba intelektualnej odwagi, moralnej asertywności, odwagi i ostrożności jednocześnie, odpowiedzialności i uważności zarazem. Może łatwiej żyć jej ulegając, ale fajniej – według mnie – stawiając opór. Chyba iż ktoś bardziej niż własne wypracowania woli dyktanda.

Wszystko to à propos nagłego sercowego wzmożenia posłanki Matysiak. Obiekt jej uczuć mi się nie podoba, uczucie to jest dla mnie egzotyczne i niezrozumiałe, bo nie pokocham Architekta jak i Matysiak bym nie pokochał.

Poza wszystkim inaczej niż jej, mnie bardzo odpowiada, iż jesteś stamtąd albo stąd, iż nie masz ochoty na flirty i mizianki z lepszego sortu-em. A sama myśl o nich budzi odrazę i wstręt, bo wydają mi się choćby bardziej egzotyczne, ekscentryczne i perwersyjne, niż sam pomysł CPK.

Idź do oryginalnego materiału