Lewicki: Kogo przegonimy w 2030 roku?

1 rok temu

Kilka tygodni temu w Wielkiej Brytanii medialną bombą stała się opinia przywódcy opozycyjnej Partii Pracy, Keira Starmera, o tym, iż w roku 2030, czyli już tylko za siedem lat, dochód na mieszkańca w Polsce będzie wyższy niż w Wielkiej Brytanii.
Taka prognoza jest dla niego na tyle szokująca, iż stwierdził: „Nie mogę się z tym pogodzić. Pogodzić z tym, iż niedługo Polska będzie bogatsza niż Wielka Brytania”.

Mieszkańcy Wielkiej Brytanii przyzwyczaili się do tego, iż Polska od wieków, w porównaniu do Zjednoczonego Królestwa, zawsze była krajem biednym. Stąd też taka, w dodatku całkiem nieodległa, perspektywa zmiany tego stanu musi im się wydać szokująca.
Mowa jest oczywiście o poziomie dochodu narodowego liczonego według parytetu siły nabywczej (PPP), który jest jednak dobrym miernikiem poziomu życia w danym kraju. Został on wyliczony w oparciu o porównanie cen ustalonego koszyka towarów i usług w danych krajach.

Z czego pan Starmer wyprowadził takie prognozy? Aby się one spełniły wystarczy tylko, by przez najbliższe 8 lat, do 2030 roku, gospodarka obu krajów, czyli Polski i Wielkiej Brytanii, rozwijała się w takim samym tempie jak i przez ostatnie osiem lat.
Popatrzmy na liczby. W roku 2013, według danych Banku Światowego, dochód narodowy Polski wynosił 25 490 dolara na osobę. W tym czasie w Wielkiej Brytanii było to 43 192 dolara.
W roku 2021 liczby te wynosiły odpowiednio 34 916, oraz 44 993.
Wynika z tego, iż w tym czasie dochód na osobę w Polsce zwiększył się aż o 9 426 dolara, zaś w Brytanii tylko o 1801. Czyli, w tym ośmioletnim okresie porównawczym, dochód w Polsce wzrósł aż o 37 proc., gdy w Brytanii tylko o 4,2 proc.
Stosując prostą ekstrapolację, gdyby to tempo wzrostu zostało zachowane, to w roku 2030 będziemy mieli dla Polski wartość 47 835, zaś dla Brytanii 46 883, czyli o prawie tysiąc dolarów mniej.
Zatem twierdzenie, iż Polska może, już w 2030 roku, prześcignąć Wielką Brytanię w poziomie siły nabywczej na osobę, jest wielce uzasadnione.

Ale nie tylko Wielkiej Brytanii może dotyczyć podobny, optymistyczny dla Polski, scenariusz.
Wyliczenia, które przeprowadziłem stosując analogiczną, i podpowiedzianą przez Starmera, metodą, wskazują, iż Polska może w 2030 roku wyprzedzić także Hiszpanię, Włochy a choćby Francję.
Wielkość PKB na osobę w roku 2030 dla tych krajów, wyliczona, przy założeniu, iż tempo ich rozwoju, przez najbliższe 8 lat, będzie takie samo, jak w poprzednim tak samo długi okresie, wynosi odpowiednio: dla Hiszpanii – 40 642, dla Włoch – 43 648, zaś dla Francji – 47 288.
Widzimy, iż Polska, z przewidywanym wskaźnikiem 47 835, wyprzedzi wszystkie te kraje.
Komentując ten toczący się już wyścig, można stwierdzić, iż wyprzedzając te cztery wielkie kraje zbliżymy się do głównego celu, jakim jest nasz wielki wypróbowany przyjaciel i sojusznik, czyli Niemcy. Tutaj, zakładając dalsze trwanie trendu z ostatnich ośmiu lat, nie wyprzedzimy jeszcze Niemców, ale już poczują oni nasz oddech na karku. Szacunek, przeprowadzony tak jak poprzednio, wskazuje, iż Niemcy mogą osiągnąć wartość PKB (PPP) w roku 2030 na poziomie 56 637.

Zabiegi, o tego rodzaju awans Polski w rankingu dochodu na głowę mieszkańca, wydają się być głównym celem dla szefa rządzącej w tej chwili partii. Przypominam sobie przemówienia Gargamela na konwencjach wyborczych w roku 2019. By się zorientować co do deklarowanych celów i programu jego partii obejrzałem kilka takich jego wystąpień. Główną osnową ich wszystkich i podstawą programu działania były zabiegi o wyrównywanie dochodów mieszkańców Polski w stosunki do innych państw UE. Odniosłem wrażenie, iż inne cele, w stosunku do tego głównego, były zdecydowanie mniej ważne, jakby poboczne.
Można powiedzieć, iż jego partia już teraz zanotowała w tej dziadzinie pewne sukcesy. Według danych za rok 2016, czyli już w pierwszym roku rządów PiS, Polska wyprzedziła pod względem dochodu Grecję, która wstąpiła do UE 24 lata wcześniej od nas. Z kolei, w roku 2020 Polska wyprzedziła Portugalię, kraj który ma o 19 lat dłuższy staż w UE od polskiego.
Zatem postęp jest i gdyby w przyszłości udało się nam zdystansować choćby nie wszystkie cztery wielkie kraje, czyli Hiszpanię, Włochy, Francję i Wielką Brytanię, a tylko może dwa z nich, to i tak, smerfy byliby bardzo zadowoleni.

Ktoś mógłby powiedzieć, iż przewidywane szacunki dotyczą parytetu siły nabywczej i to jeszcze nie jest pełne odbicie rzeczywistych dochodów, bo przecież Polak, będąc za granicą, za parytet nic nie nabędzie, bo nie ma takiej waluty.
Faktyczne wyrównanie dochodów nastąpi wtedy gdy Polak będzie zarabiał tyle co Brytyjczyk, czy Hiszpan, ale w euro lub dolarach. Do tego droga może być dłuższa, ale nie znaczy, iż i w tym względzie nie ma sporego postępu.
Weźmy tylko ostatni rok. Kurs złotówki względem euro wynosi w tej chwili (21.04.2023) 4,59 zł za euro. Dokładnie rok temu ten kurs wynosił 4,63. Można uznać, iż przez ten rok wartość euro, wyrażona w złotych, była stała.
Proszę jednak zauważyć, iż za ten rok inflacja w strefie euro wyniosła 6,9 proc, zaś inflacja w Polsce aż 16,1 proc. jeżeli zatem kurs wymiany pozostał stały, to znaczy, iż wartość złotówki w stosunku do euro, tylko w ciągu tego roku, podniosła się o 10 procent.
Przedstawmy to w odniesieniu do przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. W marcu 2022 roku to wynagrodzenie wynosiło w Polsce 6 665,6 zł., czyli, według ówczesnego kursu wymiany, równało się 1 440 euro, zaś w marcu obecnego roku ta płaca wyniosła 7 508 zł, czyli już 1636 euro. Oznacza to, iż wyrażona w euro, przeciętna płaca wzrosła aż o 13,6 proc, tylko w ciągu ostatniego roku.

W marcu niemiecka Statistisches Bundesamt podała dane o zmianie płacy w Niemczech za ostatni rok. Nastąpił tam spadek płacy o 3,7 proc. Także w okresie długoletnim zmiany są niekorzystne, i realna wartość płacy w roku 2022 przez cały czas nie osiągnęła poziomu płacy w roku 2016, i była od niej o jeden procent mniejsza. To jest rzeczywista przyczyna ostatnich wielkich strajków w całych Niemczech.
Tymczasem w Polsce realna płaca w roku 2022 była aż o 19,2 proc, większa od tej w roku 2016. Doganiamy zatem bogatsze kraje UE nie tylko w wielkości dochodu narodowego, ale także płac realnych i wartości złotówki. I oby tak było dalej.

Stanisław Lewicki

Idź do oryginalnego materiału