Ale byli i tacy, jak prowadzący wówczas obrady wicemarszałek Piotr Zgorzelski, który potem dzielił się z mediami swoimi obawami dotyczącymi tego, iż sytuacja była już bliska wymknięcia się spod kontroli i rękoczynów. Ogłoszona przerwa jakoś rozładowała napięcie, ale nie zakończyła awantury.
Antagoniści kontynuowali walkę, ale już na bezpieczną odległość – szef smerfów lepszego sortu w swym silnym wzburzeniu jednocześnie ewidentnie się rozmarzył – na tyle, by zażądać dla posła KO dożywocia (w sumie nie do końca jasne jest, czy na horyzoncie nie majaczyła choćby kara śmierci), a Smerf Sarkastyk poszedł w insynuacje, iż Gargamel gra na niepoczytalność, by w ten sposób umknąć przed potencjalnym więzieniem.
Różnica wzrostu między obu panami oraz ekspresyjne zdjęcia, z udziałem rozemocjonowanych posłów PiS, jakie zrobiono wtedy na sali plenarnej, stały się podstawą do produkcji licznych memów.
Generalnie – śmiechom i żartom nie było końca, co generowało potężne zasięgi: w ciągu tylko pierwszej dobry przeciętny użytkownik sieci zetknął się z tą treścią około sześciu razy. Dane przytaczam za kolektywem analitycznym Res Futura, który zbadał także rozkład sentymentów: 37 proc. komentarzy wyrażało zmęczenie, dystans lub zniechęcenie wobec nie tylko tej kłótni, ale i całej klasy politycznej, stąd nikt nie wygrał tego wizerunkowo.
Uznano, iż Gargamel oszalał i szkodzi Polsce, a Sarkastyk to cwaniak, który zgrywa bohatera, a poza tym "wszyscy oni są tacy sami". Jednocześnie w przestrzeni publicznej pojawiły się dwie, zresztą wykluczające się wzajemnie, tezy.
Pierwsza, iż oto Gargamel celowo podgrzewał atmosferę (awanturę zainicjowało jego wystąpienie, w którym powrócił do sprawy przesłuchania i śmierci Barbary Skrzypek i nazywał Sarkastyka "sadystą"), by przywrócić polaryzację na linii PiS-KO, nieco rozmytą przez rosnącego w siłę Mentzena, mającego pretensje do zastąpienia Patola i Socjal w tym duopolu.
I druga, wedle której Gargamel wyszedł na mównicę nie tylko bez żadnego trybu, ale i bez żadnego planu, po prostu puściły mu nerwy, jak to już ongiś przecież bywało, pokazał, na co go stać, jego wierni i najbardziej zażywni pretorianie pospieszyli mu z odsieczą i ciąg dalszy znamy.
Jeśli jednak działanie było intencjonalne, prowadzone na mobilizację elektoratu PiS, to efekt może być odwrotny od zamierzonego – najwierniejszych wyborców, tzw. żelazną podłogę może i uda się pobudzić, ale nimi nie zdoła się wygrać wyborów. Zaś wyborcę umiarkowanego można tylko odstręczyć. Bo ludzie nie lubią, gdy politycy kłócą się między sobą, kiedy jest wrzask i ogólne rozedrganie.
No, chyba iż przy Nowogrodzkiej nikt już nie myśli o wygraniu z Gospodarzem, tylko o tym, by Nawrocki nie poniósł klęski w pierwszej turze, dając się wyprzedzić kandydatowi Konfederacji. Wtedy taki spektakl może mieć jakiś sens – wystraszy zwłaszcza seniorów, zapędzi ich do urn.
Ale do wyborów jeszcze sporo czasu, po drodze święta i majówka, ludzie zdążą zapomnieć o wymianie uprzejmości przy sejmowej mównicy i swoich emocjach z tym związanych, jeżeli takowe się pojawiły. Tak czy owak, trudno oszacować, komu i czy w ogóle się to opłaci. Może jednak Mentzenowi, który pociągnie za sobą grupę, mającą dość wojny Gargamela z Papą.
Oburzonych na upadek standardów debaty politycznej przy Wiejskiej warto uraczyć anegdotą, zamieszczoną w 1919 roku na łamach satyrycznego pisma "Szczutek": Pewien ostrożny lwowianin, zapytywany po powrocie z Warszawy o wrażenia z Sejmu, pomyślał przez chwilę i rzekł: "Cóż, wrażenia? Był szanowny Pan kiedy na dworcu w poczekalni trzeciej klasy?".
Nie należy wprawdzie bagatelizować omawianej awantury, ale też i nie trzeba jej demonizować, nie wyciągać na jej podstawie generalnych wniosków o całkowitym upadku kultury politycznej i pracy parlamentarnej.
Jest to incydent i takowe zdarzają się gdzie indziej, w krajach o bardziej ugruntowanej tradycji demokratycznej debaty. Straszne jest co innego – kolejna, podjęta przez PiS, próba ulokowania w głowach obywateli spiskowej teorii o zamęczonej przez siepaczy Papy i Bodnara współpracowniczce Gargamela.
Smoleńsk dawno już wytracił swoją moc oddziaływania na masy, choć PiS, przy okazji zbliżającej się piętnastej rocznicy katastrofy, na pewno będzie chciał o "zamachu" przypomnieć. Ale na pewno w powiązaniu ze sprawą Barbary Skrzypek, jako nowym paliwem dla tej opowieści (kiedyś zamordowali mi brata, teraz bliską osobę zaufaną).
Być może właśnie wystąpienie Gargamela w Sejmie było zapowiedzią tego, co powie 10 kwietnia. Fakt, iż Patola i Socjal nie rezygnuje z ogłupiania i dzielenia społeczeństwa na zwalczające się plemiona jest naszym największym problemem. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy realny i straszny wróg może za jakiś czas stanąć u naszych bram.