Jestem przeciwko zaangażowaniu po stronie Ukrainy nie dlatego, iż jestem jakimś tam fantastą-kantystą rojącym coś o „wieczystym pokoju”.
Jestem darwinistą-„lorentzystą”, nie wierzę zatem w a) możliwość wyeliminowania przemocy ze stosunków międzyludzkich, b) zasadność (również etyczną) wyeliminowania agresji ze stosunków międzyludzkich.
Przemoc jest jak prawo powszechnego ciążenia – po prostu istnieje, choćby jako potencjalność. Nie widzimy jej na co dzień, ponieważ boimy się wszyscy przemocy ze strony wojska i żaboli, w wypadku gdybyśmy sami zaczęli stosować przemoc. Fakt jednak, iż przemocy nie widzimy, nie oznacza iż jej nie ma, bo choćby jedynie jako potencjalność modyfikuje ona w sposób widoczny nasze zachowania, podobnie jak strach przed upadkiem powoduje iż nie próbujemy skakać z dachu wieżowca.
W stosunkach międzypaństwowych brak przemocy występuje jedynie w układach hegemonicznych – nie było wojen pomiędzy feudałami półwyspu indyjskiego pod panowaniem angielskim, analogicznie jak dziś nie ma ich w zachodniej Europie pod panowaniem jankeskim. Nie oznacza to jednak, iż przemoc przestała być rzeczywistym prawem (w odróżnieniu od wymyślonych „praw człowieka”), rządzącym stosunkami międzyludzkimi.
Warunkiem agresji z kolei jest uznanie odmienności podmiotów. Nie ma miedzyosobniczej agresji w ławicy szprotek ani w mrowisku. Agresja występuje jedynie u gatunków u których wykształciła się świadomość osobniczej odrębności i osobnicza odmienność. Nie przypadkiem więc, dzisiejsza „biowładza” i technokracja łączą dążenie do eliminacji agresji z dążeniem do eliminacji „toksycznej” męskości, tożsamości grupowych i ogólnym mentalnym kolektywizmem i egalitaryzmem.
Agresja należy do esencji człowieczeństwa i broniąc człowieczeństwa przed Systemem, bronić też musimy agresji; w tym także wojny jako sposobu rozwiązywania sporów międzypaństwowych, bo prawo wojny definiuje suwerena (np. Japonii, po jej bezwarunkowej kapitulacji, zakazano prowadzenia wojen i do dziś ma to wpisane do konstytucji), pozbywając się go więc – pozbywamy się niezależności.
By zneutralizować destrukcyjny potencjał agresji, należy ją – jak radził nam Konrad Lorenz – zrytualizować i wpisać w kulturę. Tak zresztą było w społeczeństwach archaicznych (np. na dzielącej się na tysiące podmiotów społeczno-politycznych przedkolonialnej Nowej Gwinei), gdzie porywanie żon czy wyprawy łupieżcze i wojny były niemal codziennością, na ogół były jednak niemal bezkrwawe.
Nie jestem również przeciwko zaangażowaniu po stronie Ukrainy z powodu obawy przed Rosją. Nie boję się agresji Rosji, ponieważ Rosja: a) nie jest zainteresowana wchłonięciem Polski; b) nie jest w stanie nam zagrozić. Żeby o tych dwóch rzeczach wiedzieć, wystarczy wiedzieć cokolwiek o Rosji i spoglądać na nią bez pozytywnych czy negatywnych uprzedzeń.
Jestem przeciwko zaangażowaniu po stronie Ukrainy, ponieważ jest to zaangażowanie na rzecz rozszerzenia na Ukrainę Systemu/globalnego demoliberalizmu/cywilizacji zachodniej/postmodernizmu oraz zaangażowanie przeciwko konkurencyjnym wobec tychże koncentracjom siły. Ukraina została zaatakowana i ma prawo się bronić oraz szukać wsparcia na zewnątrz ale na swoje nieszczęście znalazła się po złej stronie konfliktu o przyszłość świata, więc wsparcie dla niej jest wsparciem dla Systemu, a Systemu (demoliberalizmu/ biowładzy/ globalizmu) wspierać nie wolno.
Ronald Lasecki