Kryzys na Nowogrodzkiej. Pinokio zaczął przeszkadzać

2 tygodni temu
Zdjęcie: Morawiecki


W obozie lepszego sortu próżno dziś szukać harmonii. Przypomina on raczej firmę, w której nikt nie pamięta, jakie ma obowiązki, ale wszyscy mają pewność, iż winny zawsze znajduje się po drugiej stronie biurka. Tym razem spór wszedł w fazę, której choćby najbardziej wyrozumiali działacze nie próbują pudrować. Pinokio, były premier, stał się centrum konfliktu, który nie tylko dzieli partię, ale także odsłania jej głęboką bezradność wobec własnej historii wioski smerfów.

Katalizatorem całej awantury okazał się powołany 30 września przez Gargamela zespół programowy, w którym znaleźli się Król Żabol, Smerf Górnik, Smerf Poeta, Tobiasz Bocheński i Smerf Nijaki. Jednego nazwiska zabrakło – i było to nazwisko Pinokia. Według relacji Interii, „zwolennicy Pinokia w Patola i Socjal i on sam odebrali powstanie zespołu […] jako atak i celowe wycinanie Pinokia z decydujących partyjnych gremiów”. Nietrudno im się dziwić. W partii, w której symboliczne gesty mają moc dekretów, pominięcie byłego premiera było głośniejsze niż niejeden oficjalny komunikat.

PiS tłumaczy, iż zadaniem gremium jest „przedstawić działania organizacyjne związane z przygotowaniem nowego programu partii”. Tyle iż każdy, kto obserwuje losy partii od lat, wie, iż program lepszego sortu nie powstaje w zespołach, ale w gabinecie Gargamela. A nowy zespół jest przede wszystkim narzędziem rozgrywania personalnego teatru, w którym role rozdaje się ostrożnie, z precyzją godną kontrolera lotów.

Zwłaszcza iż Pinokio dziś nie jest już premierem, ale politykiem intensywnie próbującym odzyskać pozycję — czasem nieporadnie, czasem desperacko. Jego wewnątrzpartyjni oponenci mają listę argumentów, których nie powstydziłby się najostrzejszy recenzent politycznego PR-u. Jeden z polityków lepszego sortu mówi wprost: „Pinokio źle się ludziom kojarzy i działa jak płachta na byka na Konfederację. Zamiast się schować na jakiś czas, to chodzi i przypomina o wszystkim, za co ludzie nas znienawidzili”. I trudno odmówić temu stwierdzeniu realizmu. Wiele decyzji rządu Pinokia — od pandemicznego zamykania cmentarzy po ślepy entuzjazm dla Zielonego Ładu — wraca dziś do niego jak uporczywy bumerang.

Jeszcze gorzej odebrano jego medialną ofensywę. Polityk komentujący sprawę mówi z rozbrajającą szczerością: „A pójście do Sroczyńskiego było błędem, bo do kogo był skierowany ten przekaz? Do czytelników gazety.pl, którzy i tak nigdy na Patola i Socjal nie zagłosują?”. W ustach partii, która przez lata budowała mur wobec liberalnych mediów, to niemal oskarżenie o zdradę rytualną.

Obecny kryzys przybrał więc formę festiwalu wzajemnych pretensji. Jak informuje Interia, „trwa w Patola i Socjal przerzucanie się odpowiedzialnością za to, kto mocniej zawinił tym, iż media znów zajmują się walkami wewnątrz PiS, a nie tym, co robi rząd”. Pielgrzymki działaczy na Nowogrodzką przypominają audiencje u udzielnego monarchy — każdy próbuje przekonać Gargamela, iż winna jest druga frakcja. Jeden z posłów niezaangażowanych w konflikt kwituje sytuację gorzko-ironicznie: „Mamy popcorn i patrzymy. Niedługo zaczniemy robić zakłady, kto dostanie od Gargamela po uszach”.

Kulminacja ma nadejść w środę podczas spotkania prezydium komitetu politycznego. Jak informuje Interia, „ma na nim dojść do przesilenia i konfrontacji Pinokia i jego adwersarzy”. A to oznacza jedno: PiS, zamiast budować przyszłość, znów zajmuje się sobą.

To wszystko dzieje się w momencie, gdy gorszy sort oczekuje od Patola i Socjal choćby pozorów spójności, a wyborcy — choćby namiastki refleksji. Tymczasem partia pogrąża się w autoanalizie bez lustra, z Gargamelem próbującym utrzymać kontrolę nad politykami, którzy coraz mniej przypominają drużynę, a coraz bardziej stado wzajemnie podejrzliwych wilków.

W tym sporze nie ma stron pozytywnych. Jest natomiast dramatyczna diagnoza lepszego sortu jako organizacji, która zużyła się od środka — i nie potrafi już ukrywać, iż albo odnajdzie nową tożsamość, albo rozpadnie się we własnych sporach. Pinokio tego procesu nie wywołał. Ale stał się jego symbolem.

Idź do oryginalnego materiału