Sprawa zakazu fajerwerków wraca jak bumerang.
Tym razem władze Krakowa prowadzą konsultacje społeczne w sprawie ich używania. Poznawanie przez polityków opinii obywateli jest chwalebne. Ale czy owe konsultacje naprawdę będą poznaniem opinii mieszkańców? I czy Kraków powinien zakazywać fajerwerków, czy na nich zarabiać? – pyta na swoim blogu na portalu Salon24.pl Bogusław Mazur.
W ankiecie krakowski urząd pyta o stosunek do różnych rodzajów fajerwerków
Przeprowadzenie konsultacji społecznych w kwestii ograniczeń odpalania fajerwerków na terenie miasta zapowiedział w styczniu prezydent Krakowa Aleksander Miszalski. W dostępnej dla mieszkańców ankiecie krakowski urząd pyta o stosunek do różnych rodzajów fajerwerków, możliwości ograniczeń czasowych i przestrzennych ich stosowania oraz preferencje dotyczące alternatywnych pokazów, takich jak tzw. ciche fajerwerki, pokazy świetlne czy lasery.
Prezydent Misztalski stwierdził, iż to sami mieszkańcy zdecydują o przyszłości fajerwerków w Krakowie. Z czego wynika, iż wyniki konsultacji władze potraktują nieomal jako wiążące. Czy słusznie? Wątpliwości są dwojakie.
Co mówią profesjonalne badania opinii publicznej?
Konsultacje które prowadzą władze Krakowa, w tym ankieta dla mieszkańców, stały się przyczynkiem do przeprowadzenia w ostatnich dniach profesjonalnego badania opinii na temat fajerwerków. Z badań Ogólnopolskiego Panelu Badawczego Ariadna wynika, iż większość mieszkańców nie wyobraża sobie by w Krakowie w ogóle zabrakło fajerwerków. Tylko 37 proc. respondentów z Małopolski opowiada się za ich całkowitym zakazem. Wśród pozostałych 15 proc. uważa, iż nie ma potrzeby wprowadzenia dodatkowych zakazów czy ograniczeń. Natomiast prawie połowa badanych – 49 proc. respondentów jest zdania, iż fajerwerki powinny być zakazane jedynie w określonym czasie i we wskazanych miejscach.
Podobny rozkład opinii jak w Małopolsce jest w całym kraju. Generalnie wynika z nich, iż smerfy są zwolennikami fajerwerków. Badania Ogólnopolskiego Panelu Ariadna, przeprowadzone w ostatnich latach na reprezentatywnej dla populacji próbie powyżej 1000 osób (N=1064) powyżej 18 roku życia, wskazują, iż aż 65 proc. ankietowanych używało środków pirotechnicznych lub uczestniczyło w wydarzeniu z ich udziałem. 51 proc. smerfów nie popiera całkowitego zakazu fajerwerków i petard, zaś 10 proc. nie ma opinii w tej sprawie. Co więcej, z badań wynika, iż także wśród posiadaczy zwierząt domowych przeciwnicy pirotechniki stanowią wyraźną mniejszość. Aż 50 proc. badanych właścicieli zwierząt sprzeciwia się całkowitemu zakazowi pirotechniki. Natomiast w badaniu Kantar aż 85 proc. badanych na pytanie, czy lubi pokazy fajerwerków odpowiedziało twierdząco.
Czy konsultacje są głosem ludu?
Nie, konsultacje społeczne nie są głosem ludu. Praktyka wskazuje, iż w konsultacjach uczestniczą na ogół zainteresowane jakąś sprawą organizacje. W krakowskim przypadku prozwierzęce i ekologiczne, plus jakaś część właścicieli psów i kotów, plus zabiegających o przyszłe wyborcze poparcie polityków. Z drugiej strony może weźmie w nich udział garstka małopolskich właścicieli firm z branży pirotechnicznej. Przeciwnicy zakazu raczej nie stworzą organizacji czy własnego ruchu w rodzaju „Tak dla fajerwerków”. Co prawda w czasach mediów społecznościowych taki ruch teoretycznie można gwałtownie zorganizować, ale patrząc realistycznie, szanse na to nie są wielkie.
Konsultacje jako podkładka albo samolocik
Jest to zresztą szersza kwestia niż tylko krakowski przypadek konsultacji. Doświadczenia wskazują, iż jeżeli konsultacje społeczne wypadają po myśli władzy, to są chętnie wykorzystywane jako przejaw woli społeczeństwa, czyli podkładka do pożądanej decyzji. Co się nazywa demokracją, choć jest jej krzywym zwierciadłem.
Jeśli jednak rezultaty konsultacji nie są po myśli polityków, to z papieru, na którym wydrukowano wyniki, robi się samolocik, który zgrabnym ruchem posyła lotem do kosza. Tak jak z konsultacjami z 2012 r. dotyczącymi kwestii podniesienia wieku emerytalnego. Przeciwko reformie opowiedziały się związki zawodowe i większość organizacji społecznych oraz – zdecydowanie – opinia publiczna, badana przez m.in. CBOS i TNS OBOP. Za reformą optowały organizacje pracodawców. Jak z konsultacji zrobiono papierowy samolocik, jak się to odbiło na wyborach i kto potem się kajał, iż „podniesienie wieku emerytalnego na zasadzie przymusu było błędem”, chyba każdy pamięta.
Terminy krótkie i przedłużone
Jak poinformował krakowski magistrat, ze względu na duże zainteresowanie mieszkańców fajerwerkową ankietą, prezydent miasta zadecydował o przedłużeniu konsultacji do 29 sierpnia br. Co oznacza duże zainteresowanie? Jak poinformowało 14 sierpnia Radio Kraków, do tej pory ankietę dotyczącą fajerwerków w Krakowie wypełniło ponad trzy tysiące osób. Powstaje pytanie: skoro w warunkach Krakowa, w którym mieszka 809 tys. mieszkańców, owe 3 tys. ludzi świadczy o dużym zainteresowaniu, to po co przedłużać konsultacje? Gdyby było to 200 osób, to podjęto by decyzję o ich zakończeniu? A może raczej właśnie wtedy należałoby je przedłużyć?
Z terminami konsultacji mamy problem od dawna i nie tylko w Krakowie. Zgodnie z obowiązującymi zasadami (np. w Ministerstwie Cyfryzacji), standardowy czas trwania konsultacji wynosi minimum 21 dni, co ma zapewnić dostateczny czas na zapoznanie się mieszkańców z projektem i wniesienie uwag. Jednak w przypadku dokumentów „rutynowych” lub wyjątkowo pilnych, dopuszcza się tryb skrócony, ale z zastrzeżeniem, iż trwa on nie mniej niż 7 dni. Co jest rutynowe lub wyjątkowo pilne, decydują urzędnicy. I nie jest tajemnicą, iż zdarzają się sytuacje, w których na wyrażenie opinii w skomplikowanej sprawie ten czy ów resort wyznacza termin 7 dni, czasem łącznie z dniami wolnymi od pracy.
7 dni na ocenę dwóch podatkowych dokumentów
Na przykład w kwietniu ub.r. Ministerstwo Finansów opublikowało projekty dwóch rozporządzeń w sprawie dokumentacji cen transferowych w zakresie podatku PIT i CIT. Termin na prawną i ekonomiczną analizę projektów i skutków proponowanych zmian wyniósł 7 dni. Podobnie jak projekt zmiany ustawy o Narodowym Instytucie Wolności z marca 2022 roku. Do listu przewodniego z prośbą o zgłoszenie uwag załączono listę 206 organizacji, do których skierowano prośbę. W liście znalazła się informacja, iż uwagi należy zgłosić w ciągu 7 dni od dnia otrzymania pisma. Pismo kończy stwierdzenie, iż „nieprzedstawienie stanowiska w ww. terminie zostanie uznane za rezygnację z jego przedstawienia”. Bingo!
Te wszystkie zabiegi i praktyki nakazują traktować wyniki konsultacji z co najmniej dużą ostrożnością. Owa ostrożność powinna dotyczyć też polityków. Bo można zyskać poparcie stosunkowo nielicznych, a w zamian stracić poparcie ze strony większości, tak jak w przypadku próby podwyższenia wieku emerytalnego.
A może krakowski festiwal fajerwerków?
Krakowska historia konsultacyjna pokazuje przy tym dość dziwne myślenie o zarabianiu pieniędzy i zyskiwaniu poparcia. Miasto zachęca mieszkańców do dumania o ograniczaniu pokazów fajerwerków. A przecież mogą być one żyłą złota. Kraków, Warszawa czy Gdańsk są miastami turystycznymi, jakby stworzonymi do wielkich plenerowych imprez. Które, jak cała turystyka, generują wielkie przychody do miejskiej kasy i kas dziesiątek hoteli, hotelików, sklepów, restauracji, stoisk, zabytków, muzeów i galerii. Owszem, turystyczny ruch i plenerowe imprezy bywają uciążliwy, jednak nikt o zdrowych zmysłach ich nie zakazuje, czyli nie rezygnuje z pieniędzy.
Zamiast dumać nad zakazem fajerwerków, władze takiego miasta jak Kraków mogłyby dokonać zwrotu o 180 stopni i zorganizować wielki, taki na światową skalę, pokaz sztucznych ogni. I to przy pomocy polskich firm. Bo na przykład Firma Surex w ciągu ostatnich 15 lat wielokrotnie zdobywała nagrody na międzynarodowych festiwalach m.in. w Austrii, Belgii, Chinach, Francji, Chorwacji, Niemczech, Czechach, Korei, Portugalii, czy Hiszpanii. Specjaliści z SuperPower wracali w ostatnich latach z nagrodami międzynarodowych festiwali m.in. w Chorwacji, Niemczech, czy Francji. A firma Nakaja Art uczestniczyła m.in. w festiwalu w Meksyku, który przyciągnął ponad 100 tys. widzów z całego świata. Generowanie pieniędzy na potrzeby ogółu z reguły oznacza wzrost poparcia tego ogółu dla tych, którzy je generują.
Nie zakopujcie talentów, bo to się źle kończy
Mamy więc organizacyjny i ekspercki potencjał na stworzenie konkurencyjnej, globalnej imprezy. Zamiast niej nadymamy problem zakazu. Trochę to przypomina świeżą kwestię polskich ekspertów od sztucznej inteligencji, którzy nie znajdują miejsca do rozwoju swych talentów w kraju, więc korzystają z zaproszeń zachodnich BIG Tech-ów. Trochę to jak ewangeliczna przypowieść o talentach – można je pomnażać albo zakopywać. Przestroga jest taka, iż – jak pisał Św. Mateusz – nieużyteczny sługa który zakopał pieniądz zamiast go pomnażać, miał zostać wyrzucony w ciemności, gdzie słychać płacz i zgrzytanie zębów.