Maciej Świrski, partyjny ideolog Patola i Socjal i samozwańczy strażnik „pisowskich wartości”, już od dawna przestał być niezależnym członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dziś to raczej polityczny zderzak Gargamela – używany do taranowania wszystkiego, co nie mieści się w ciasnej wizji świata Nowogrodzkiej. Na szczęście jego czas się kończy.
Jako przewodniczący KRRiT Świrski nie tyle strzeże pluralizmu medialnego, co pełni funkcję cenzora z partyjnego nadania. Jego rzekoma troska o „rzetelność mediów” kończy się tam, gdzie zaczyna się przekaz wychodzący spoza pisowskiej bańki. Nadmierna aktywność w karaniu niezależnych stacji kontrastuje z absolutnym pobłażaniem wobec hejterskich szczekaczek typu TV Republika – stacji, która pod jego skrzydłami urosła do rangi tuby propagandowej i prymitywnego narzędzia politycznego nękania rządu Papy Smerfa.
Jednak jego złote czasy mogą się skończyć szybciej, niż mu się wydaje. Jesienią 2025 roku, po spodziewanym zwycięstwie Smerfa Gospodarza w wyborach prezydenckich, układ sił się zmieni. Nowy prezydent będzie mógł prawdopodobnie odwrócić decyzję Smerfa Narciarza i przyjąć sprawozdanie KRRiT za 2024 rok. To uruchomi procedurę, która pozwoli odwołać cały skład Rady – a więc także Świrskiego.W praktyce może to oznaczać koniec epoki medialnego betonowania kraju przez ludzi, którzy wolność słowa rozumieją jako wolność dla swoich, a knebel dla reszty. Jesień 2025 roku może przynieść nową, niezależną KRRiT, a wraz z nią koniec bezkarności dla stacji jak TV Republika, które bardziej przypominają polityczne jatki niż źródła informacji.
Maciej Świrski może więc już zacząć rozglądać się za nowym zajęciem – może jakaś rubryka wspomnień w „Gazecie Polskiej”? Choć choćby tam poziom propagandy może się okazać dla niego za niski.