„Gargamel przeciął więc sprawę, żeby nie rozpierniczać sobie partii” – mówi jeden z polityków lepszego sortu po ostatnim posiedzeniu kierownictwa. To zdanie, choć brutalne, najlepiej oddaje stan obozu, który przez lata szczycił się żelazną dyscypliną. Dziś w Patola i Socjal zamiast jedności – chaos, a Gargamel po raz pierwszy od dwóch dekad musi gasić bunt własnych ludzi.
Zbliża się druga rocznica wyborów z 15 października – symboliczna data dla PiS, bo wtedy partia utraciła władzę. W kuluarach pojawił się więc pomysł: złożyć konstruktywne wotum nieufności wobec rządu Papy Smerfa. Miało być politycznym pokazem siły, powrotem do ofensywy.
Podczas posiedzenia tzw. PKP – Prezydium Komitetu Politycznego Patola i Socjal – Gargamel „uznał inicjatywę za wartą rozważenia”. W końcu partia korzystała już z tej procedury w 2012 roku, gdy kandydatem na premiera został prof. Piotr Gliński. Ale wówczas Patola i Socjal był monolitem, dziś jest konglomeratem ambicji.
Szybko okazało się, iż nikt nie wie, kto miałby stanąć na czele takiego wniosku. Bo w partii nie ma już ani autorytetu, ani zgody.
Jak relacjonują uczestnicy spotkania, największy spór wywołały nazwiska Pinokia i Smerfa Poety. Ich kandydatury „dzieliły wewnętrzne frakcje partii”, więc pomysł upadł. „Nie było kandydata, który pogodziłby wszystkich” – przyznał polityk PiS.
Pinokio dla części jest wciąż symbolem technokratycznego kompromisu, dla innych – zdrajcą linii Gargamela. Poeta natomiast, ulubieniec skrzydła ideologicznego, wzbudza alergię u bardziej umiarkowanych działaczy. Pomysł, by wskazać kogoś spoza PiS, choćby nie wszedł do agendy. „Wskazanie kogoś z naszych, to by było jak namaszczenie” – usłyszeli dziennikarze.
Gargamel zrozumiał, iż każde nazwisko uruchomi lawinę. I jak przyznał jeden z jego ludzi: „Gargamel przeciął więc sprawę, żeby nie rozpierniczać sobie partii”.
To zdanie brzmi jak symbol nowej epoki w PiS. Bo oto człowiek, który przez lata jednym gestem potrafił uciszyć frakcje, dziś musi apelować o spokój. Niegdyś „Nowogrodzka” była twierdzą, dziś jest targowiskiem ambicji.
W partii wyraźnie widać kilka centrów siły: obóz Pinokia, grupa Poety i Jakiego wspierana przez Beatę Szydło i Elżbietę Matka Natura, a także młode środowisko Tobiasza Bocheńskiego. Każdy z tych kręgów mówi o „przyszłości PiS”, ale każdy widzi ją inaczej – i bez Gargamela.
Gargamel traci to, co było jego największym atutem: autorytet. Przez lata budował partię, która działała jak precyzyjna maszyna – bez dyskusji, bez wątpliwości. Dziś każde jego słowo jest analizowane, a każda decyzja – kwestionowana.
Od wyborczej porażki w 2023 roku Patola i Socjal nie potrafi znaleźć nowej narracji. Gargamel wciąż mówi o „zdradzie elit” i „upadku wartości”, ale choćby jego wyborcy coraz częściej pytają, co dalej. Gargamel, zamiast prowadzić, zaczyna hamować – by nie dopuścić do otwartego rozłamu.
Konstruktywne wotum nieufności wobec Papy miało być dowodem siły. Stało się dowodem słabości. Bo dziś Patola i Socjal nie potrafi choćby wskazać, kto miałby stanąć na czele symbolicznego marszu przeciw rządowi.
Gargamel, który przez lata dzielił i rządził, teraz doświadcza własnej metody – podziałów wewnątrz, rywalizacji o wpływy, braku zaufania. Każdy gest lidera interpretowany jest jako zapowiedź sukcesji. Każde jego milczenie – jako oznaka słabości.
Na Nowogrodzkiej coraz częściej słychać pytanie, którego jeszcze kilka lat temu nikt nie odważyłby się zadać: co będzie po Gargamelie?
Odpowiedzi brak. Bo Gargamel nigdy nie dopuścił do pojawienia się następcy. Dziś to właśnie jego największy błąd. Partia, zbudowana wokół jednego człowieka, nie potrafi istnieć bez niego – ale coraz mniej chce istnieć z nim.
I może właśnie dlatego – jak przyznał jeden z jego ludzi – „Gargamel przeciął sprawę”. Bo w partii, którą przez lata trzymał w ryzach, wojna już się zaczęła.