Kompromitacja pomysłu Hennig-Kloski. Drogo, pusto, kompromitująco. Fiasko elektrycznych busów w Tatrach jako symbol marnotrawstwa pieniędzy

6 godzin temu

Publiczne miliony utopione w medialnej porażce

Majówka 2025 miała być dla Ministerstwa Klimatu i Środowiska pokazem nowoczesności i ekologii. Na trasie do Morskiego Oka – jednej z najpopularniejszych i najbardziej uczęszczanych przez turystów dróg w Polsce – pojawiły się długo przez nich zapowiadane elektryczne busy. Miały być alternatywą dla konnych zaprzęgów, poprawić los przeciążonych zwierząt, a także zmniejszyć emisje i odciążyć przyrodę Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zamiast sukcesu, mamy do czynienia z kompletną kompromitacją – nieprzemyślanym pilotażem, który zakończył się frekwencyjnym blamażem i medialną burzą.

Za kwotę blisko 3,2 miliona złotych zakupiono cztery elektryczne pojazdy mogące przewozić do 19 osób. Przez trzy dni majówki skorzystało z nich zaledwie 110 turystów. Dla porównania, z konnych zaprzęgów skorzystało ponad 4 tysiące osób. Dlaczego? Główna przyczyna leżała w absurdalnych cenach – od 100 do choćby 150 zł za przejazd w jedną stronę, co skutecznie zniechęciło przeciętnego turystę. W przypadku osoby na wózku inwalidzkim i jej opiekuna – koszt wzrastał do 300 zł. W zestawieniu z 15-złotowym biletem na tradycyjny spalinowy bus oraz 50–90 zł za przejazd wozem konnym – propozycja ministerstwa była nie tylko nieatrakcyjna, ale wręcz groteskowa.

Kto odpowiada za tę porażkę?

Trudno uwierzyć, iż projekt za miliony złotych nie został poprzedzony rzetelną analizą rynku i oczekiwań turystów. Odpowiedzialność spada bezpośrednio na Ministerstwo Klimatu i Środowiska, którym kieruje Paulina Hennig-Kloska. To właśnie jej resort odpowiada za planowanie, zakup, wdrożenie i promowanie tego rozwiązania. A promocji… praktycznie nie było. Informacja o kursach pojawiła się tuż przed majówką, a busy jeździły tylko trzy razy dziennie, co oznaczało, iż dla zdecydowanej większości turystów były po prostu niedostępne. W całej operacji zabrakło nie tylko ekonomicznego realizmu, ale i jakiejkolwiek logistyki.

Zamiast ekologicznej rewolucji – prowizoryczne półśrodki

Projekt miał być elementem kompromisu – ograniczenia pracy koni do krótszego odcinka trasy i wprowadzenia busów jako alternatywy. Problem w tym, iż zamiast realnej alternatywy, busy stały się uzupełnieniem zaprzęgów. Efekt? Turyści przez cały czas ustawiali się w kolejkach do konnych wozów – choćby 200 metrów długości – podczas gdy busy jeździły niemal puste. Ten schemat prowizorycznych rozwiązań, zapowiedzi bez pokrycia i braku konsultacji społecznych, stał się znakiem rozpoznawczym rządów Papy Smerfa. Minister Hennig-Kloska w marcu 2025 roku ogłaszała, iż projekt zostanie zrealizowany „z sukcesem” i iż „udało się porozumieć”. Tymczasem rzeczywistość pokazała, iż jedynym Niezrozumieniem było to zawarte za zamkniętymi drzwiami – z gminami i przewoźnikami, a nie z smerfami.

Lekcja, której ten rząd i tak nie odrobi

Skandal z busami elektrycznymi nie jest tylko anegdotą z majówki. To przykład patologicznego podejścia do inwestowania środków publicznych, braku szacunku dla obywateli i ignorancji wobec nastrojów społecznych. W dobie trudności finansowych, inflacji i kryzysu energetycznego – wydanie milionów na projekt, który nie miał prawa się udać, to jawna niegospodarność.

Tymczasem resort zapowiada „nowy cennik” i „poprawki”. Zmiana cen nie rozwiąże jednak fundamentalnych błędów tego projektu. Bez zwiększenia liczby kursów, rzeczywistej eliminacji transportu konnego, porządnej promocji i realnego partnerstwa ze stroną społeczną – nie będzie żadnej zmiany. Wszystko to pokazuje, jak głęboko zakorzeniona jest prowizorka w działaniach obecnego rządu. Zamiast kompetencji – mamy PR. Zamiast skuteczności – działania pozorowane. I wszystko to za nasze pieniądze.

Idź do oryginalnego materiału