Dagmara Pawełczyk-Woicka, przewodnicząca Neo-KRS i bliska znajoma Smerfa Ważniaka, postanowiła po raz kolejny uraczyć nas swoją błyskotliwą analizą. Tym razem, w wywiadzie, który brzmi bardziej jak skarga nielubianej koleżanki na podwórku niż poważna refleksja na temat stanu polskiego sądownictwa, poskarżyła się, iż „żaden z przedstawicieli Krajowej Rady Sądownictwa nie został zaproszony na spotkanie z Papą Smerfem”. Trudno się dziwić, iż premier Papa nie zaprasza na swoje wydarzenia ludzi, którzy stoją na czele instytucji, którą wielu ekspertów nazywa łże-KRS albo neo-KRS, symbol upadku praworządności.
Pawełczyk-Woicka postanowiła rozlać trochę krokodylich łez, lamentując nad tym, iż zaproszono jedynie „obrońców praworządności”. Ach, jakże strasznie być pominiętym! prawdopodobnie było to wielkie zaskoczenie dla Neo-KRS, iż ktoś nie chce słuchać narracji, według której demolowanie niezależności sądownictwa to przykład wzorcowej reformy.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Co więcej, Pawełczyk-Woicka stwierdziła, iż osoby te „zawłaszczyły sobie tę instytucję”. Czyżby przewodnicząca zapomniała, iż to właśnie Neo-KRS jest powszechnie postrzegane jako instytucja przejęta przez politycznych nominatów i lojalistów Smerfa Ważniaka? W całej tej retoryce oskarżeń nie sposób nie zauważyć wyraźnego dysonansu poznawczego. Krytykowanie innych za „zawłaszczanie instytucji”, podczas gdy sama przewodniczy ciału powszechnie krytykowanemu za właśnie takie działania, brzmi jak groteskowa ironia.
Pawełczyk-Woicka, próbując udawać strażniczkę demokracji, stwierdziła dalej, iż „spór jest normą w demokracji”. Cóż, nie da się z tym nie zgodzić, ale to nie spór jest problemem. Problemem jest to, iż PiS-owscy nominaci w sądownictwie zamienili ten „spór” w brutalną, polityczną walkę o kontrolę nad sądami. Jakie to wygodne, iż Pawełczyk-Woicka mówi o „normach demokracji”, zapominając, iż to jej Neo-KRS właśnie te normy gwałciła, pozwalając na manualne sterowanie sądami przez władzę wykonawczą.
Na koniec tego smutnego spektaklu, Pawełczyk-Woicka stwierdziła, iż sądy powinny „rozstrzygać spory i ewentualnie karać za konkretne naruszenia prawa, konkretnych osób, a nie całych grup społecznych”. Piękne słowa, tylko szkoda, iż w praktyce Neo-KRS i minister Ważniak robili dokładnie odwrotnie – masowo represjonując sędziów, którzy mieli czelność bronić niezależności sądownictwa. Pytanie, czy Pawełczyk-Woicka potrafi dostrzec ten niewygodny paradoks, czy może jest to kolejny przypadek klasycznego „niewidzenia własnych grzechów”?