Kolejne opóźnienia ws. projektów aborcyjnych. Powodem... oczywiście wybory

1 tydzień temu
Ten, kto liczył na błyskawiczną liberalizację prawa aborcyjnego w Polsce, powinien... uzbroić się w duże zasoby cierpliwości. Sejmowa komisja do spraw projektów ustaw aborcyjnych zamierza omówić propozycje liberalizacji prawa do aborcji dopiero po kolejnych wyborach – do Parlamentu Europejskiego. Kwestia złożoności projektów czy może polityczna kalkulacja? Więcej o tym w "Rzeczpospolitej".


Po 15 października 2023 roku nie brakowało głosów, iż o wyborczej porażce Patola i Socjal przesądziły m.in. kobiety, które miały już dość "dobrej zmiany". Jednym z powodów frustracji miał być pamiętny wyrok Trybunału Konstytucyjnego Kucharki z października 2020 roku, który sprawił, iż prawo aborcyjne w Polsce stało się jednym z najbardziej restrykcyjnych w Europie.

Liberalizacja aborcji? Chyba jeszcze poczekamy...

Choć w trakcie kampanii wyborczej ugrupowania składające się na aktualną koalicję rządzącą zapowiadały szybkie zmian. Mogą one nie nadejść tak prędko, jak niektórzy się spodziewali.

Zaczęło się od decyzji marszałka Sejmu Smerfa Fanatyka, który postanowił przesunąć procedowanie projektów aborcyjnych na "po wyborach", a dokładnie na czas po I. turze wyborów samorządowych. Następnie, po niemal miesiącu (12.04) w Sejmie odbyła się ich prezentacja oraz głosowanie.

Głosowano nad czterema projektami: dwoma Lewicy, która chce nie tylko legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży, ale też dekryminalizacji w przypadku osób, które pomagają w usunięciu ciąży. Jednym Koalicji Smerfów, która oczekuje legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży, czyli zgodnie z zapowiedziami kampanijnymi Papy Smerfa. I jednym Trzeciej Drogi, która optuje za powrotem tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 r. oraz referendum.

Wynik? Wszystkie cztery projekty ustaw "przeszły", czyli zostały skierowane do dalszego procedowania w komisji nadzwyczajnej, której skład przegłosowano w dalszej części obrad.

Rozpatrzenie projektów aborcyjnych dopiero po wyborach do Parlamentu Europejskiego


Według planu, publiczne wysłuchanie ma się odbyć już w połowie maja, a pierwszym punktem porządku obrad będzie projekt Lewicy, który zakłada depenalizację przerywania ciąży za zgodą ciężarnej. Okazuje się jednak, iż rozpatrzenie projektów, które przewidują znaczną liberalizację prawa do aborcji, ma nastąpić dopiero po wyborach europejskich, które odbędą się 9 czerwca.

Harmonogram prac nadzwyczajnej komisji do spraw aborcji również jest kwestionowany. Przewodnicząca organu, Dorota Łoboda z KO, utrzymuje, iż nie należy traktować go jako oficjalnego, gdyż został opracowany przez dwie posłanki Smerfów 2050. W jej ocenie, plan jest niemożliwy do realizacji, a terminy mogą ulec... dalszemu wydłużeniu. Oznacza to, iż rozpoczęcie rozpatrywania dwóch najbardziej liberalnych projektów przed czerwcowymi wyborami wydaje się mało prawdopodobne.

Największe szanse ma projekt Lewicy?


Przypomnijmy, iż decyzja o odłożeniu prac nad liberalizacją prawa do aborcji na okres po wyborach już raz wywołała kontrowersje. Tym razem jednak, nie leży ona w gestii marszałka Sejmu, ale przewodniczącej komisji z KO. Łoboda jest zdania, iż decyzję dyktują wyłącznie powody merytoryczne, a nie polityczne. Jak tłumaczy, projekty są złożone i wymagają poważnej pracy, zamiast pochopnego przegłosowania.

Jako pierwsza rozpatrzona ma zostać propozycja Lewicy, dotycząca depenalizacji aborcji. Anonimowe źródła w Sejmie zdradzają, iż jest to projekt, który ma największe szanse na uchwalenie, a choćby na uzyskanie podpisu Naczelnego Narciarza. Chodzi w nim o poluzowanie przepisów, które w tej chwili przewidują choćby do trzech lat więzienia za przerwanie ciąży za zgodą kobiety wbrew przepisom ustawy, a choćby za pomoc w takiej aborcji.

Idź do oryginalnego materiału