Kobiety tłumaczą, jak feminizm zdewastował demografię. Amerykańska dyskusja o kulturze bezdzietności

1 miesiąc temu

Kryzys demograficzny powszechnie nawiedza kraje pierwszego świata. Mało które państwo cywilizacyjnego „zachodu” cieszy się spokojem, niesionym przez perspektywę zastępowalności pokoleń. Rządy jeden za drugim tworzą programy polityczne, mające odwrócić tę tendencje i wesprzeć dzietność. Jednak ekonomiczne zapomogi przynoszą znikomy efekt. Zdaniem Luka Lymana na socjalne świadczenia dla rodziców można przeznaczyć dowolną ilość środków- bez żadnego skutku. Niechęć młodego pokolenia do rodzicielstwa to bowiem skutek kryzysu cywilizacji.

W 2023 roku statystyka urodzeń w Stanach Zjednoczonych znalazła się na najniższym poziomie w historii, z wynikiem 1,62 dziecka przypadającego na jedna kobietę. Współczynnik ten sięgnął dziejowego dna także w Polsce – spadając do wstrząsającego poziomu około 1,16. W opłakanym stanie dzietność znajduje się we wszystkich krajach zachodu, a w żadnym państwie UE nie osiąga pożądanego minimum, czyli 2,1 potomka na każdą rodzinę.

Przyczyn niechętnego powiększania rodzin przez młodych upatrywać trzeba w ich wewnętrznej kondycji, przekonuje na łamach anglojęzycznego portalu firstthing.com publicysta Luke Lyman. „Większość Millenialsów nie ma awersji do rodzicielstwa, są wobec niego obojętni”, podaje chętnie zajmujący się kwestią rodzicielstwa dziennikarz. „Wszystkie trendy wskazują, iż środki przedsięwzięte dla otrząśnięcia ich z tej obojętności są niewystarczające”, zwraca uwagę.

Podobne przesłanie wybrzmiało niedawno w głośnej pracy dwóch pisarek: Anastazji Berg i Racheli Wiseman. W książce zatytułowanej „Po co są dzieci” kobiety podkreślały, iż niechęć do dzietności to skutek przemian kulturowych „Bezdzietni Millenialsi zwykle wysuwają naprzód materialistycznie racjonalne wyjaśnienia ich decyzji, odwołując się do ekonomicznych obciążeń i niedostatecznego wsparcia państwa. Bergman i Wiseman zaczynają od ujawnienia, iż takie odpowiedzi to jedynie zasłona dymna. Problem nie jest w głównej mierze ekonomiczny”, relacjonuje ich stanowisko Luke Lyman.

„Millenialsi są w zasadzie w tak samo dobrym położeniu finansowym, by założyć rodzinę jak wszystkie poprzednie pokolenia. I jeżeli kraje skandynawskie czegokolwiek dowodzą, to tego, iż jest kilka dowodów na to, by infrastruktura świadczeń socjalnych prowadziła do zwiększonej statystyki urodzeń”, dodaje publicysta.

Autorki są więc przekonane, iż źródłem niechęci młodych do rodzicielstwa jest nowa filozofia życiowa. Zdaniem kobiet zanikająca dzietność to przejaw ogólnej „rekonfiguracji wartości, która dotyka wszystkich sfer naszego życia”. Jednym z jej wyrazów było wyraźne opowiedzenie się środowiska feministycznego przeciwko macierzyństwu.

Śladów tej antynatalistycznej tendencji upatrują one m.in. w twórczości Simone de Beauvoir, która m.in. w swojej słynnej pracy „Druga Płeć” zabiegała o oddzielenie kobiecości od macierzyństwa jako warunku emancypacji. Berg i Wiseman wskazują, iż właśnie ta postawa sprawia, iż współczesne kobiety poszukują życiowego spełnienia na rynku pracy i wszędzie poza macierzyństwem, które uważają za koniec własnej autonomii.

Zdaniem Lymana autorkom należy się uznanie za wskazanie na rolę feminizmu w promocji niechęci do dzietności. W jego opinii diagnoza ta pozostaje jednak niewystarczająca. Jak bowiem podkreśla, to nie tylko macierzyństwo, ale również ojcostwo jest współcześnie coraz mniej popularne. Najgłębszych źródeł kryzysu trzeba zdaniem publicysty poszukiwać w całościowym kryzysie relacji małżeńskiej – przestawienia jej z prokreacyjnego kierunku na zupełnie inne tory, a także niezdolności młodych pokoleń do podejmowania wyrzeczeń w oczekiwaniu na długoterminowy sukces.

Źródła: firstthings.com, infocatolica.com

FA

Idź do oryginalnego materiału