Klastry energii – ratunek dla energetyki

3 dni temu

Samorząd może wspomóc lokalnych przedsiębiorców i odciążyć operatorów energetyki. Tomasz Drzał, Dyrektor Zarządzający Krajowej Izby Klastrów Energii, opowiedział o idei klastrów, o ich największych blokadach i o tym, jak w przyszłości zmieni się energetyka.

Jaka jest idea klastrów energii i jak zarządza się takim podmiotem?

Klastry energii są praktyczną formą realizującą ideę energetyki rozproszonej. Chodzi o to, byśmy mieli zieloną energię produkowaną na terenie gminy i w tejże gminie wykorzystywaną. Koncepcja klastrów to – mówiąc najprościej – zapewnienie taniej energii dla lokalnych mieszkańców, samorządów i przedsiębiorstw. Nie tylko tanie, zielone źródła, ale również ograniczenie odległości przesyłu, docelowo powinno wpłynąć na adekwatnie niższe koszty. To jak z pociągiem – cena podróży z Rzeszowa do Szczecina będzie wyższa niż przejazdu z Warszawy do Radomia.

Ponadto chodzi o to, by energią zarządzać w sposób inteligentny i efektywny. Bo magazynowanie jest kosztowne i dużo droższe od samych źródeł wytwórczych. Wobec tego konieczne jest odpowiednie bilansowanie tego zasobu. Energia elektryczna powinna trafiać do podmiotów, które są w stanie ją wykorzystywać na bieżąco. A jeżeli już potrzeba jakichś magazynów energii, to warto wykazać się kreatywnością w ich poszukiwaniu. Wtedy można przykładowo dojść do wniosku, iż doskonałym narzędziem do tego celu byłby miejski basen.

Bilansowanie nie jest zadaniem łatwym, bo OZE mają swoja specyfikę. Klaster potrzebuje skutecznego koordynatora, który jest w stanie odpowiednio zbilansować źródła zielonej energii oraz zapotrzebowanie występujące w danym momencie, na danym obszarze. Dobrze, jeżeli system będzie na tyle skuteczny, iż nie będzie potrzebne wdrażanie magazynowania na dużą skalę. Takie bilansowanie odbywa się przede wszystkim na poziomie przedsiębiorstw, to między nimi należy rozdysponować nadmiar energii, bo są największymi konsumentami tego zasobu i to na nich musi się opierać elastyczność.

To działa, jest skalowalne i przynosi już efekty np. w Krośnie, Słupsku czy Ostrowie Wielkopolskim.

A dla jakich samorządów dobrym pomysłem jest utworzenie klastra? Już pomijając wymogi, jakie trzeba spełnić, aby móc ubiegać się o wpis do RKE. Po prostu, gdzie powstawanie takich przedsięwzięć ma sens?

Absolutnie wszędzie. Właśnie na tym to polega, by przeanalizować dany obszar pod kątem jego indywidualnej specyfiki. Klaster klastrowi nierówny i w każdym mogą być inni przedsiębiorcy energochłonni i inne źródła energii. Przykładowo są miejsca, gdzie ze względu na obecne tam zbiorniki znakomicie sprawdziłoby się zbudowanie elektrowni szczytowo-pompowej, jako wydajnego magazynu energii, w innych nie będzie się dało przeprowadzić takiej inwestycji, ale będzie można postawić wiatraki, biogazownie lub fotowoltaikę

Przeanalizować należy sytuację obecną, czyli pobory energii, ile jej się zużywa w danym roku, jak to wygląda godzinowo i takie dane odnosi się do dostępnych OZE. Ale należy też spojrzeć w przyszłość, czyli – jeżeli tego OZE nie mamy – to zaplanować, gdzie i jakie źródła można dobudować.

Czytaj też: Ile mikroinstalacji OZE działa w Polsce! URE policzył

To rozwiązanie wydaje się bardzo atrakcyjne. Dlaczego więc jest tak, jak jest, czyli dlaczego w Polsce formalnie – według Rejestru Klastrów Urzędu Regulacji Energetyki (RKE) – jest tylko 7 takich podmiotów? Dlaczego nie wprowadzamy takie bilansowania na szerszą skalę?

Bo żeby to zrobić, trzeba się trochę wytężyć. Klaster skupia się na tym, by zużyć produkowaną przez siebie energię i nie zwracać się po nią do państwa. jeżeli się to udaje i działa w nim zdolny koordynator, który jest w stanie połączyć ze sobą kilkadziesiąt podmiotów, to państwo zostaje odciążone. Również dlatego, iż ewentualnego nadmiaru energii w klastrze nie musi odbierać. Ale takie usługi wiążą się z kosztami.

Właśnie w tym miejscu pojawia się problem. Nowelizacja ustawy o OZE z 2023 r. wprowadziła RKE, jego funkcjonowanie rozpoczęło się z dniem 1 stycznia 2024 r., więc działa on już praktycznie od 14 miesięcy. Okazało się jednak, iż nie daje on korzyści, jakich by oczekiwano. Tworząc taki zbilansowany system liczy się na to, iż te korzyści zrównoważą albo najlepiej przewyższą koszty i problemy, jakie wynikają z bilansowania i raportowania. Bo konieczny jest wykształcony etatowy ekspert, inwestycje, konieczna jest kooperacja z operatorem – Tauronem, PGE, Eneą lub Energą. Ponadto URE wymaga raportowania. Klastry muszą rozliczać się z tego jak się bilansują, a przygotowanie takiego dokumentu wymaga eksperckiej wiedzy, co też kosztuje.

I cały ten wysiłek daje dosłownie kilka złotych oszczędności na jednej megawatogodzinie. Ustawa gwarantuje upust na opłacie dystrybucyjnej, jednak jej wysokość jest nieadekwatna. Za całą wykonaną pracę obniżka to jedynie od 5 do 25% na tym jednym elemencie rachunku kosztów.

My – jako Krajowa Izba Klastrów Energii i OZE – od samego początku wiedzieliśmy, iż ten system nie będzie wydolny. Te 7 klastrów, które przystąpiły do rejestru, gwałtownie na własnej skórze przekonało się o mizernych efektach tej propozycji. Tymczasem realnie w Polsce jest około 200 takich podmiotów, tylko działają one poza RKE i tym samym nie muszą składać raportów.

Ta nieefektywność ma miejsce z jednego powodu. Dużym operatorom paradoksalnie wcale nie zależy na tym, żeby gminy same produkowały i zużywały energię. Państwo dzięki sieci dostarcza nam wytwarzaną przez siebie energię i jeżeli jednostka samorządowa się od tych dostaw uniezależni, to wykorzystuje jedynie państwowe sieci przesyłowe, za które oczywiście zapłaci, ale państwo jest na minusie za każdą wytworzoną w ramach klastra kilowatogodzinę.

Energetyka rozproszona, czyli panele, wiatraki, biogazownie – to wszystko wypycha z rynku lokalnego energię konwencjonalną. I z jednej strony państwo czuje, iż traci i nie chce oddać tego rynku, ale z drugiej – cały czas ma trudności, bo sieci są przeciążone, a energię trzeba dostarczyć do milionów odbiorców. Dla państwa zarzadzanie, odbieranie tej energii od tysięcy małych producentów, szukanie dla niej kupców, to jest ogromnie skomplikowany proces. A klaster bardzo to zadanie ułatwia, bo sam się bilansuje, spinając ze sobą lokalne podmioty.

Dlatego na razie państwo jeszcze chce utrzymać ten rynkowy monopol, a rozwiązania dla klastrów to zaledwie namiastka transformacji. Wciąż system działa tak, iż sztucznie utrzymuje się swego rodzaju wypłaszczony ryczałt za przesył energii, bo obniżenie kosztów dystrybucji na małych odległościach to kolejna rzecz, która nie pozwoliłaby państwu zarabiać. I siłą rzeczy wygrywają duże jednostki wytwórcze, bo dla nich ten model jest korzystny, a małe OZE przegrywa, bo na tym traci.

Jak zatem powinien wyglądać idealny model systemu, w którym klastry energii w pełni wykorzystałyby swój potencjał?

W tym kontekście często przywołuję analogię do Telekomunikacji Polskiej S.A. Państwo było właścicielem TP S.A., kiedy wszystko było oparte o telefonie liniowe, kablowe, stacjonarne. Miało monopol, miało klientów i miało zasoby, ale nagle okazało się, iż przyszła telefonia komórkowa i była bardziej konkurencyjna. Zaczęły rządzić prawa rynkowe i dziś państwo nie ma już telefonii komórkowej. Wiele osób i urzędów ma jeszcze telefony stacjonarne, ale to się marginalizuje. Ta podstawa będzie funkcjonować dalej, ale 90% rynku przejęła prywatna telefonia komórkowa. I to pomimo tego, iż już na początku nie była tańsza. Jej zaleta tkwi w czymś innym – w elastyczności i mobilności. Telefon stacjonarny jest tańszy, ale każdy z nas ma komórkę i nikt nie narzeka, iż jest ona droga, czy iż abonament go dużo kosztuje. Wygrywa inna korzyść, a rola państwa sprowadza się jedynie do strategicznego zarządzania częstotliwościami, wydawania koncesji i tym podobnych zadań.

Tak samo powinna się zmienić rola państwa w energetyce. Powinno ono strategicznie zarządzać najwyższymi napięciami i liniami łączącymi cały kraj. Teraz musi ono spinać system od wielkiej elektrowni do samego gniazdka użytkownika końcowego. Robi to ten sam operator, Tauron czy PGE. I to jest wybitnie trudne, aby się tym odpowiednio zająć i zarządzać. Łatwej byłoby zostawić w rękach państwa wysokie napięcia, a tę energetykę rozproszoną i sieci oddać w ręce lokalnego właściciela, zdolnego do operowania w ramach malutkiego rynku.

Gdyby do takiej zmiany doszło, to nagle okaże się, iż transformacja w Polsce zaczęłaby przyspieszać na poziomie gmin i powiatów. Państwo nie jest w stanie własnymi siłami przeprowadzić w całości tego procesu, a otwierając lokalne rynki energii te około 300 powiatów mogłoby samodzielnie i równolegle dokonywać transformacji. W państwowej podstawie przez cały czas byłby węgiel, być może za 20 lat zamieniony na atom, pokrywając jakieś 30% potrzeb. Ale 70% zapotrzebowania w ramach takiego układu mogłoby pokryć loklane i skutecznie zarządzane OZE. Pojawiłaby się dodatkowa korzyść w postaci setek nowych miejsc pracy w Polsce, wynikająca z popytu na zbilansowaną zieloną energię.

A jak się pan odniesie do tego, iż zapisy ustawy o OZE w zakresie przywilejów dla klastrów energii czekają na notyfikację w Brukseli i nie wiadomo kiedy wejdą w życie?

To jest wisienka na torcie nieudolności. Już na papierze widać, iż to nie zadziała. W dodatku czekamy na ratyfikację z Komisji Europejskiej i nie wiemy, czy ten organ nie uzna, iż jest to niezgodne z polityką unijną. KE może stwierdzić, iż wspieranie klastra poprzez upust na opłacie przesyłowej to nie jest dozwolona forma wsaprcia. My jako KIKE postulujemy o wprowadzenie taryfy zależnej od odległości przesyłu lub tzw. taryfy klastrowej. Tu nie potrzeba systemu wsparcia, ale prostego rozwiązania. Tylko wtedy znowu uderzamy w interes państwa i mamy nikłe szanse, iż ktoś się na to zgodzi.

Kiedyś to się może zmienić, bo trwamy w modelu, który oparty jest o rozwiązania wypracowane jeszcze w połowie XX wieku, kiedy energetyka w Polsce dopiero się kształtowała. W dłuższej perspektywie taki system w końcu się wywrócić.

Dodam jeszcze, iż w ciągu ostatniego miesiąca odbył się audyt Europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Chodziło o dyrektywę RED II, która mówi o społecznościach energetycznych. Oceniano, czy w Polsce udało się ją efektywnie wprowadzić i czy w ogóle działa. Audytowano MKiŚ oraz sprawnie działające klastry. Jako izba uczestniczyliśmy w tych spotkaniach i wyjaśnialiśmy słabe punkty obecnego systemu. Konkluzja była taka, iż to nie działa i nie ma prawa działać. Wyjaśnieniem teoretycznie jest twierdzenie, iż klastry są w początkowym etapie rozwoju. Ale przecież istnieją one w Polsce od 2016 r., więc wychodzi na to, iż niezmiennie przez 9 lat jesteśmy w początkowym etapie rozwoju.

Czytaj też: Łódź i zielona energia – szykuje się pionierska umowa

Jako Magazyn Biomasa część swoich publikacji poświęcamy tematyce biogazu. To OZE jest negatywnie odbierane społecznie. Wydaje mi się, iż taki klaster w pewien sposób może jednak zmieniać podejście mieszkańców gminy. Bo kiedy inwestycję reprezentuje samorząd, a nie prywatny inwestor, to jednak zwiększa szansa, iż nie zostanie ona oprotestowana. To może być jedna z zalet, jakie można dostrzec w klastrach choćby pomimo tego, iż nie mogą one funkcjonować efektywnie ze względu na brak odpowiednich przepisów.

I tu trafiała pani w sedno, ale to jest dopiero pierwsza korzyść. Często o tym wspominam na spotkaniach i konferencjach, iż rolą samorządu jest bycie pewnego rodzaju gospodarzem, zarządzanie swoim obszarem i układanie tego systemu. JST nie musi się znać na energetyce, ale musi wiedzieć, jakich ma przedsiębiorców, które podmioty są energochłonne, ile energii sam zużywa jako urząd, czy w ramach budynków sportu, kultury i edukacji. Powinien też zaznajomić się z wytwórcami zielonej energii ze swojego terenu i znaleźć sposób zbilansowania tych podmiotów. W takim układzie inwestorzy, choćby prowadząc projekty OZE na zasadach ogólnych, mogą wiele zyskać.

Druga korzyść jest taka, iż klaster pomaga w pozyskiwaniu finansowań. W wielu programach wsparcia – choćby niekoniecznie dedykowanych dla klastrów, ale również dla samorządów – za posiadanie lub bycie członkiem klastra można otrzymać dodatkowe punkty. Nierzadko te kilka punktów może zaważyć na pozyskaniu środków na inwestycje, również te jedynie zahaczające o energetykę, jak choćby dotyczące termomodernizacji.

Mamy bariery, pomimo wielu korzyści. Czy w takim otoczeniu warto dalej podejmować się tworzenia klastrów?

Pomimo wszystkich trudności, nie ma innej ścieżki. Społeczności energetyczne to przyszłość. Cały czas mam nadzieję, iż za kilka miesięcy albolat, to wszystko obierze dobry kierunek. Zresztą tak po prostu musi być, to jest jedyne logiczne rozwiązanie, a nie da się w nieskończoność utrzymywać fikcji.

Są sygnały ze strony rządu i praktyków energetyki, w szczególności tych z PSE – którzy własnymi rękami i podwyższonym ciśnieniem odpowiadają za utrzymywanie systemu – iż ta elastyczność energetyki rozproszonej musi zacząć odciążać przesył. To przyszłość, która musi nadejść i myślę, iż przyszłość bardzo nieodległa. A gdy już nadejdzie, to ci, którzy są już przygotowani, staną się jej największymi beneficjentami.

Zdjęcie: Freepik/DC Studio

Idź do oryginalnego materiału