Katarzyna Wozinska: Uskrzydlanie przez podcinanie korzeni

8 miesięcy temu

Girl-empowering opiera się na założeniu o konieczności wzmacniania dziewczynek wszędzie, gdzie to możliwe.

Bazowe pytanie drzewka decyzyjnego, jak traktować girl-empowering, powinno brzmieć: czy dziewczynki potrzebują w kulturze popularnej wzmocnienia ze względu na ciążenie w dół spowodowane dotychczasowym traktowaniem kobiet w społeczeństwie? Na to pytanie otrzymamy różne odpowiedzi, zależnie gdzie przyłożymy ucho.

Odpowiedź feminizmu starszej fali oraz ruchu wokeness będzie brzmiała: Tak, z całych sił!, po czym drogi obu zaczną się rozchodzić. Woke, powiązany z LGBTQIA+, włącza bowiem do kategorii kobiet każdego, kto ma na to ochotę.

W ważnych dla naszego tematu uroczych książkach z serii Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek (wydawnictwo i cały ruch społecznościowy RebelGirls) po dzielnej pilotce, modelce z Sudanu, niesłyszącej motocrossistce i starej poetce piekącej babeczki pojawia się… sześcioletni transcelebryta, który wywalczył prawo do korzystania z damskiej toalety i uczcił to w baletkach przy różowym torcie. Swoją drogą, po dzielnym Coyu Mathisie, który mniej więcej w roku 2013 był obfotografowaną gwiazdą TV, podobnie jak po innych dzieciach z analogiczną historią, słuch zaginął.

Pamiętajmy, iż bycie kobietą i dziewczynką to dziś nieskończenie nieostra kategoria (vide: What is a woman Matta Walsha). Zainteresowanie herstory (pojęcie feministyczne: historią z uwzględnieniem kobiecej perspektywy – w odróżnieniu od history) w książkach popularnonaukowych dla dzieci czy w zbiorkach z biografiami i motywującymi opowiadaniami wiąże się z okupem w postaci przemycania treści LGBTQIA+ tak, by wydawały się one tożsame z kobiecą witalnością, ciekawymi zawodami, aktywnością, pomysłowością i oczywiście konieczną rewolucją przełamania wszelkich granic związanych z płcią, która ciągle jeszcze się nie dokonała.

Lepsza płeć

Zajmijmy się dziewczętami, co do których płci nie ma wątpliwości. Empowering opiera się na założeniu o konieczności wzmacniania dziewczynek w filmie, książce, komiksie, reklamie – wszędzie, gdzie to możliwe. Ma się to dokonać przede wszystkim poprzez utrwalanie w nich poczucia bycia przez wieki obiektami opresji. RebelGirls mają wręcz obowiązek przeciwstawienia się ograniczeniom i odreagowanie ich poprzez zakwestionowanie granic, przejęcie zachowań i dokonywanie osiągnięć zwyczajowo bliższych chłopcom. Motto, którego fragment brzmi: Stawiajcie opór, a w chwilach zwątpienia pamiętajcie, iż macie rację – mówi samo za siebie.

Nurt ten jest dziś wszędzie i trudniej może być znaleźć bajkę bez stronniczego wzmacniania jednej z płci. To ostatnie, niestety, często wiąże się z osłabianiem chłopięcych bohaterów (Trolle, tata Świnka, wszyscy męscy bohaterowie Meridy Walecznej – można tak wymieniać w nieskończoność).

Czy girl-empowering musi się wiązać z boy-discouraging? Zdaniem autorów nie, ponieważ najwyższą formą męskości ma być zaangażowanie w feminizm i odrzucenie opresyjności patriarchatu. Obiektywnie patrząc, równowaga jest w tej chwili zaburzona: stroną absolutnie poszkodowaną i zepchniętą na bok są chłopcy. Dziewczęce postacie (zwłaszcza w filmach) są inteligentniejsze, lepiej zorganizowane i zdecydowane, odważniejsze i ogólnie bardziej godne zaufania. jeżeli przejawiają słabość, to z nadmiaru zalet – i pocieszone wracają do funkcjonowania na najwyższych obrotach.

Smerfetki oczywiście są takie suuuper, mają wszystko lepsze, są silniejsze i tak dalej. A chłopaki co? – zbuntował się mój sześciolatek.

Mówił nie o starych Smerfach – z uniwersalną galerią charakterów plus przerysowana kobiecość Smerfetki. Mowa o nowej serii 3D – „ulepszonej” względem patriarchalnego odpowiednika. choćby fizycznie postacie żeńskie coraz częściej są silniejsze od męskich (jak w uniwersum Avengersów). Nie popełniają błędów, chyba iż wprowadzone w nie przez mężczyzn.

Kto jest słabszą płcią? Scenarzyści nie mają wątpliwości (mimo iż bywa to przerysowane aż do absurdu – jak postać Galadrieli w serialu Pierścienie Władzy). Scenariusze seriali są coraz mniej realistyczne i sensowne, a coraz bardziej podkręcone ideologicznie – łącznie z monologami kobiet o seksizmie i opresji (na przykład She-Hulk). Robi się ahistorycznie, apsychologicznie, alogicznie…

W przedmowie do wspomnianych Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek znajdują się słowa: By dziewczynki rozumiały, jakie będą się przed nimi piętrzyć przeszkody (…) iż można je pokonać. (…) Wręcz nieodwołalnie je zlikwidują, tak by kolejne pokolenia już się na nie nigdy nie natknęły. Tak właśnie uczyniły wybitne kobiety z kart tej książki.

Skoro uczyniły, to z czym tu walczyć? Im więcej sukcesów emancypacji, tym więcej jej potrzeba. Walka klas się zaostrza…

Wzmacnianie przez wystawianie

Pod tytułowym empowermentem znajdziemy feministyczne ujęcie z lekka przypudrowane transseksualizmem (książeczki obrazkowe Mój cień jest różowy czy Igor i lalki), ale i sex-ed, czyli hedonistyczną edukacją seksualną bez tabu (a raczej bez etyki, barier i smaku).

Trudno sobie w tej chwili wyobrazić książkę Chłopcy mogą robić, co tylko chcą! – chyba iż w wersji o wyjątkowych chłopcach robiących sobie makijaż na własnym kanale YT czy odkrywających biseksualizm (autentycznie: Dla chłopców, którzy chcą być wyjątkowi). Rynek i biblioteki zalewa tematyka: O wspaniałych kobietach, które zmieniły świat, Genialne dziewczyny, Girlpower – opowieści dla dziewczyn, które chcą zdobyć świat, Dziewczynki mogą wszystko, Dziewczynki latają wysoko…

Polecane tytuły do wzmacniania dziewcząt brzmią świetnie – ale za chwilę pojawiają się Pasztety do boju i Wielka księga cipek. O tym, iż celebrytki przechodzące z branży porno do muzycznej czy ociekające damskim promiskuityzmem teksty z „prawdziwego życia” albo promocja prostytucji w telewizji śniadaniowej mają rzekomo być częścią wzmacniania kobiet, ich niezależności i autonomii, dosłownie szkoda gadać. A trzeba, bo jest to w tej chwili również jedna z gałęzi „umacniania” kobiet i dziewczynek.

Rywalizacja i brak wstydu

Pomijając seksualizację, bez wzmocnienia postaciami naukowczyń, wojowniczek i polityczek (albo wybitnych chirurżek czy szpiegiń) dziewczyna będzie… słaba. jeżeli nie założy zbroi, lassa na ramię albo nie złapie łuku i strzał, pokonując niczym Merida Waleczna w rywalizacji o własną rękę ciuciumajtków, niedorosłych narzeczonych – jest słaba. Jak zawsze w przypadku kobiet, idąc tropem myślenia autorki Urzekającej (piszącej o skutkach grzechu pierworodnego), założenie jest to samo: czegoś ci brakuje. Musisz to dostać z zewnątrz. Nikt nie zachwyci się tobą, jeżeli nie zrobisz efektu WOW.

Bycie mocną – to zdobywanie świata i kosmosu (mamy wychodzące z empoweringowych motywacji pisemko Kosmos dla dziewczynek); to przełomowe odkrycia naukowe, sukcesy sportowe i celebrytyzm; to wreszcie aktywizm społeczny i lewicowa działalność polityczna. Nie ma tu praktycznie żadnych osiągnięć, które są związane z darami wynikającymi z płci, czyli tego, czym kobiety faktycznie różnią się od mężczyzn i co jest dla nich specyficzne.

Nie ma piękna (chyba iż w modelingu), delikatności, macierzyństwa, intuicji, opiekuńczości, tworzenia domu i inspirowania czy wzmacniania mężczyzny w jego osiągnięciach. Nie ma duchowości, która je wspiera. Nie ma praktycznie niczego, co wiąże się z kobiecym ciałem z jego wyjątkowymi możliwościami. A, przepraszam… meanstruacja – widoczna i uwidaczniana – z jakiegoś powodu jest flagowym produktem empoweringowego marketingu: zakrwawione podpaski, spodnie, majtki i przeróżne wariacje graficzne z motywem waginy mają wzmacniać, bo przecież zażenowanie czy dyskrecja są wyłącznie produktem opresji patriarchatu.

Pozbawione korzeni

Wokeism z jego odnogą w postaci girl-empoweringu rozlał się po branży reklamowej. Jego reprezentantki biorą silne środki na ból głowy przy perkusji i robieniu „dziar” twardym chłopom. Wygrywają zawody piłkarskie, uprawiają boks. Małe dziewczynki na billboardach – jakbyśmy o tym nie wiedziały w czasach, w których nie istniały damskie zestawy Lego – mogą być, kim chcą. W bibliotekach znajdziemy odwrócone baśnie, w których księżniczka ratuje Roszpunka, a królewny walczą ze smokami o rycerzy. Zakochani w takim wzmacnianiu autorzy nie zauważyli, iż baśnie służyły odwiecznej, uniwersalnej mądrości, która przemawiała do człowieka głębiej, niż przemijające społeczne interpretacje ról płciowych.

Były czasy, gdy mężczyźni uważali, iż kobiety są ich służącymi czy Do niedawna tylko chłopcy mogli być, kim chcą – takie głęboko nieprawdziwe i krzywdzące zdania są wgrywane dziewczynom między historią o wojowniczej królowej a odważnej działaczce (czasem niezmiernie ciekawą!). Rzeczywistość staje się jednak wykrzywiona i zawężona do filtra dyskryminacji ze względu na płeć.
Wszyscy, po prostu ze względu na człowieczeństwo, potrzebujemy skrzydeł i korzeni. Podcinanie tych ostatnich tylko do czasu może dać pozór witalności. Wydostanie młodych umysłów z mentalności, która, wzmacniana przez potężne koncerny, rozlała się po całej kulturze popularnej, nie jest możliwe bez wspólnego, mozolnego poszukiwania prawdy. Inaczej pozostanie tylko woke’owa „prawda ekranu”. Młodzież innego świata już nie zna.

Katarzyna Wozinska

Tekst pochodzi z magazynu „Polonia Christiana” – numer 95 (listopad-grudzień 2023)

Kliknij TUTAJ i zamów

Idź do oryginalnego materiału