Katarzyna Włodkowska: Napisałam reportaż, którego nikt nie chciał się podjąć. Także w obawie przed zemstą

1 rok temu
Zdjęcie: Rafał Masłow


Jeśli decydujesz się opisać "człowieka-instytucję", materiał nie może budzić wątpliwości. Gdy miałam już kilkanaście relacji, ludzie zobaczyli, iż są w grupie. W pewnym momencie nie nadążałam z oddzwanianiem, umawianiem się na spotkania - mówi nam Katarzyna Włodkowska, autorka głośnego tekstu "W redakcji Andrzeja Skworza. "Odliczam. Aż się rozryczysz i wyjdziesz", opublikowanego w "Gazecie Wyborczej".
"Doszło do tego, iż wstawałam z łóżka i od razu leciały mi łzy", "Przyszły lęki i tiki nerwowe. Nie spałam albo budziłam się z krzykiem", "Kluczem było to, jak kogoś postrzegał: jeżeli uznał za słabego, dojeżdżał" - tak o szefie "Press" Andrzeju Skworzu mówią byli pracownicy dwumiesięcznika w rozmowie z "Dużym Formatem" (tu znajdziesz cały tekst). Według nich Skworz miał dopuszczać się przemocowych zachowań. On sam twierdzi, iż oficjalnie nikt nie zgłosił mu nigdy mobbingu i iż nie dochodziły do niego sygnały o problemach psychicznych wywołanych stresem, których mieli doświadczać podwładni.


REKLAMA


Zobacz wideo


***
Grzegorz Wysocki: Napisałaś dla "Dużego Formatu" reportaż o tym, co się dzieje w redakcji branżowego magazynu dla dziennikarzy "Press" i o różnych nagannych zachowaniach redaktora naczelnego, Andrzeja Skworza. Dlaczego zajęłaś się tym tematem, zwłaszcza iż przed tobą jakoś nikt się do tego nie wyrywał?
Katarzyna Włodkowska: Impulsem była grudniowa gala nagrody Grand Press. Pisarka Agnieszka Szpila została nagrodzona za tekst "Gdzie są te dzieci? W dupie!" – o tragicznej sytuacji rodziców dzieci z niepełnosprawnością. Wyszła na scenę, odmówiła przyjęcia Grand Pressa i wytłumaczyła, iż tydzień wcześniej wydarzyło się wokół tej nagrody coś bardzo dla niej nieprzyjemnego i przemocowego. Postanowiliśmy pójść tym tropem.
Domyślam się, iż miałaś opory przed podjęciem tego tematu? Albo wręcz, iż chciałaś to odpuścić?


Zastanawiałam się nad konsekwencjami, kosztami. Napisałam reportaż, którego nikt dotąd nie chciał się podjąć. Także w obawie przed zemstą.


A Grand Press to wciąż najbardziej prestiżowy konkurs dziennikarski w Polsce. Czy jeżeli opublikuję tekst, zaszkodzę koleżankom i kolegom z "Gazety Wyborczej"? Musiałam to przepracować.
Piszesz, iż na opowiedzenie o pracy w "Pressie" zgodziło się aż 40 osób. Prawie wszyscy anonimowo.
Tak. Z różnych powodów - ze strachu, ze względu na obecną pracę.


"Nie spałam albo budziłam się z krzykiem". Co działo się w "Press"?
A dlaczego aż 40 osób? To był twój warunek, redakcji? Że tych osób po prostu musi być większa liczba, by całą historię uwiarygodnić?
Założyłam, iż muszę dotrzeć do minimum 20 osób. Każdej i każdemu mówiłam na początku, iż jeżeli to będą trzy czy pięć świadectw, tekst nie powstanie. jeżeli decydujesz się opisać "człowieka-instytucję", materiał nie może budzić wątpliwości, musi być bezdyskusyjny. Gdy miałam już kilkanaście relacji, ludzie zobaczyli, iż są w grupie. I iż ktoś naprawdę chce to w końcu opisać i opublikować. W pewnym momencie nie nadążałam z oddzwanianiem, umawianiem się na spotkania.
Większość rozmów o Skworzu zaczynała się podobnie: "Mogę opowiedzieć o innych, ale nie o sobie". A dlaczego tak? "Boję się jego zemsty" - odpowiadano ci. Jaka to mogłaby być zemsta? "Nie wiem, wystarczy, iż do mnie zadzwoni". Czy do ciebie Andrzej Skworz już zadzwonił? Bo chciałaś się z nim spotkać osobiście i porozmawiać?
Chciałam się spotkać, ale redaktor Skworz nie znalazł czasu, ani nie zaproponował innego terminu. Poprosił o pytania mailem. Po publikacji reportażu do mnie nie zadzwonił.
Na stronie "Pressu" zamieścił pełną wersję swoich odpowiedzi na twoje pytania. Czy planujesz się do tych upublicznionych odpowiedzi odnieść?
Te odpowiedzi od początku były pisane pod późniejszą publikację. Gdy je otrzymaliśmy, było dla nas jasne, iż mamy się wystraszyć. A zostały opublikowane, by teraz wystraszyli się inni. Byłam przekonana, iż Andrzej Skworz zrezygnuje z tej strategii po przeczytaniu tylu relacji. Z różnych komentarzy wnioskuję, iż ta publikacja tylko potwierdza, iż wszystko, co znalazło się w moim reportażu, to prawda. Jednocześnie Andrzej Skworz w dalszym ciągu nie odniósł się do najbardziej poruszających sytuacji opisanych w tekście.
Co cię w tej historii najbardziej zaskoczyło, co tobą najbardziej wstrząsnęło?
Nie chcę wartościować, każda z opowiedzianych historii jest ważna. Zdumiewa jednak skala przemocy, wieloletnie nadużywanie władzy, brak refleksji. Ludzie czuli się zastraszani, brali leki na uspokojenie, mieli lęki i tiki nerwowe. Zwolnił kobietę w ciąży, jedna z pracownic redaktora Andrzeja Skworza wymagała leczenia psychiatrycznego. Sporo tego.


W tekście cytujesz Annę Wittenberg, dzisiaj dziennikarkę "DGP", do której w 2012 roku przyszedł jeden z redaktorów NaTemat i spytał: "Jak to jest, iż Andrzej Skworz został moralnym autorytetem branży, mimo iż wszyscy za kulisami dyskutują o jego nieetycznych zachowaniach?". Czy właśnie to "wszyscy wiedzieli" nie było dla ciebie największym zaskoczeniem? Zwłaszcza iż sami w mediach bardzo często krytykujemy np. Kościół za "zamiatanie spraw pod dywan" itd.
Myślę, iż o skali stosowanej przemocy czy zwalnianiu kobiet w ciąży, wszyscy nie wiedzieli. Ale wielu i wiele miało wystarczającą wiedzę, by tematowi się przyjrzeć. Pierwszym wyraźnym sygnałem była wspomniana przez ciebie publikacja z 2012 roku. Natomiast nie jestem pewna, czy przed odważnym wystąpieniem Agnieszki Szpili, tak bardzo pogłębiony tekst byłby możliwy. Jej reakcja dodała byłym pracownikom "Pressu" odwagi.
Patryk Słowik z Wirtualnej Polski napisał na Twitterze, iż każdy dziennikarz, który udostępni twój tekst, traci szanse na otrzymanie Grand Pressa. Czy uważasz, iż coś jest na rzeczy?
Magazyn "Press", czyli de facto Andrzej Skworz, nagrodę organizuje, co roku decyduje o składzie jury, a "Press" - jako jedyna redakcja - ma dwa głosy.
To pytanie musi paść: będzie Grand Press dla Katarzyny Włodkowskiej?
Zupełnie mnie to nie zajmuje.
Rafał Madajczak, redaktor naczelny Gazeta.pl, napisał, iż Andrzej Skworz nie jest już branżowym autorytetem i strażnikiem etyki branży, i iż magazyn "Press" i nagroda Grand Press tracą sens pod kierownictwem Andrzeja Skworza. Czy ty również tak uważasz? Czy "trzeba będzie wymyślić nowe nagrody" etc.?
To pytanie, na które środowisko dziennikarskie samo musi sobie teraz odpowiedzieć. Ale zgadzam się z redaktorem Madajczakiem: jeżeli nie będzie autorefleksji, nie da się uratować renomy konkursu.


Na Twitterze twojego reportażu o Skworzu i sytuacji w "Pressie" używa do czyszczenia samego siebie Tomasz Lis. Czy chciałabyś się do takiego wykorzystania twojego tekstu jakoś odnieść?
Nie każ mi, proszę, komentować tweetów Tomasza Lisa. To przykład menedżera zaczynającego w latach 90., który zupełnie nie rozumie, co się w tej chwili dzieje.
A co się dzieje? Czy to koniec pewnej epoki, pewnego stylu zarządzania w mediach? Czy nic z tego i nie masz takich nadziei, bo tego rodzaju głosy pojawiały się już wcześniej, a więc np. przy sprawach Kamila Durczoka czy Tomasza Lisa, a tak naprawdę nic lub kilka się zmieniło?
Uważam, iż się zmienia, ale jesteśmy w procesie. Nowe już się pojawiło, ale atrybuty starego wciąż dobrze się trzymają. Dopiero od niedawna, jak mówi w moim tekście Jacek Santorski, dyrektor programowy Akademii Psychologii Przywództwa, rozpoznajemy elementy nadużywania godności, silniej odczuwamy własne poczucie wartości. Następuje też wymiana pokoleniowa, kluczowa dla tego procesu. Nie da się już stosować metod, jakie uznaje Andrzej Skworz, co nie znaczy, iż nie znajdziemy takich, którzy będą je praktykować. Wygodniej jest budzić strach, niepewność niż się z ludźmi dogadywać.
To co, wierzysz, iż będzie dobrze?


To nie jest kwestia wiary, to się już dzieje. Dlatego m.in. napisałam ten reportaż. Nie interesuje mnie wykonywanie tego zawodu dla pochwał czy splendoru. Chcę być częścią tej zmiany.


***
Rozmawiał: Grzegorz Wysocki


Katarzyna Włodkowska - nagradzana reporterka "Dużego Formatu", tygodnika "Gazety Wyborczej". Autorka książki "Na oczach wszystkich" (Wyd. Wielka Litera), opowiadającej o przemocy domowej na Kaszubach, nominowanej w tym roku m.in. do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Na Uniwersytecie SWPS uczy sztuki reportażu.
Grzegorz Wysocki - od grudnia 2022 w Gazeta.pl. Wcześniej m.in. dziennikarz i publicysta "Gazety Wyborczej", szef WP Opinie, wydawca strony głównej WP, redaktor WP Książki, felietonista "Dwutygodnika" i krytyk literacki. Autor wielu wywiadów, cyklu rozmów z wyborcami lepszego sortu czy pisanego od początku pandemii "Dziennika czasów zarazy". Dwukrotnie nominowany, laureat Grand Pressa za Wywiad w 2022. Gargamel klubu szpetnej książki Blade Kruki (IG: bladekruki). Profil na FB: https://www.facebook.com/grzes.wysocki/
Idź do oryginalnego materiału