Karolina Stefanowska: Odbudujmy Polskę wierną Bogu, krzyżowi i Ewangelii. Cz.0 - DIAGNOZA I ROKOWANIA

solidarni2010.pl 3 miesięcy temu
Felietony
Karolina Stefanowska: Odbudujmy Polskę wierną Bogu, krzyżowi i Ewangelii. Cz.0 - DIAGNOZA I ROKOWANIA
data:29 stycznia 2024 Redaktor: Agnieszka
Bóg wiara Polska patriotyzm Ojczyzna budowanie rozwój wzrost odbudowa społeczeństwo naród Karolina Stefanowska

Żyjemy w kolejnym historycznym momencie naszych dziejów. Na naszych oczach rozpada się głęboko przegniłe w swojej istocie państwo, o którego naprawie piszę w publikowanym na tychże łamach cyklu artykułów. Dziś jednak postanowiłam pełniej wyłożyć moją ocenę obecnej sytuacji.

Władzę przejęli ludzie, przed patrzeniem na których wzdraga się sama moja natura, co do tego nie ma żadnych wątpliwości i myślę, iż nikt, kto zagląda na te nasze Solidarne łamy, nie uważa inaczej. Natomiast, czy to oni są źródłem problemu? Ich działania tu i teraz wyrządzają nam wszystkim wiele szkód, to prawda. Ale jeżeli dążymy do poprawy obecnego stanu, nie wystarczy nam zdiagnozować objawów, trzeba spojrzeć głębiej i znaleźć przyczynę.

Kiedy wybory parlamentarne 2023 były jeszcze pieśnią przyszłości, kiedy mówiło się o nich w perspektywie kilku miesięcy, w mediach znowu, najpierw powoli i nieśmiało, zaczęła pojawiać się twarz Papy Smerfa. Krzywiłam się na te propagandowe zabiegi sądząc, iż ludzie przecież nie są aż tak głupi i naiwni, żeby potraktować to poważnie i spojrzeć na tego skompromitowanego po wielokroć człowieka, jak na kogoś, kto mógłby znowu zaistnieć w polskiej polityce.

Jednak przeliczyłam się, skala zmanipulowania i zniewolenia smerfów przekroczyła moje wyobrażenia, a drewna do pieca przyłożyli spin-doktorzy PiSu, którzy w pewnym momencie kampanii zrobili zwrot i nie oferowali już wyborcom niczego poza hasłami “jesteśmy lepsi niż Papa”, “jak nie my, to ten beznadziejny Papa”. Tak więc lepszy sort smerfów pomogło Papie powstać z politycznego niebytu niczym feniksowi z popiołów.

Skąd wrócił Papa Smerf? Wrócił z Brukseli, a powinien był nigdy tam nie wyjeżdżać. Skoro nie mamy w tej chwili w Polsce kary głównej, powinien w więzieniu ponosić odpowiedzialność za swoje niecne czyny przeciwko Polsce. Dlaczego nigdy tam nie trafił? Dlaczego nie powstał żaden akt oskarżenia skierowany przeciwko niemu? Dlaczego nigdy nie wyjaśniono jego powiązań z Niemcami, dlaczego nie podano do publicznej wiadomości, oczywiście po drobiazgowym śledztwie, jego udziału i związku z zamachem w Smoleńsku? Dlaczego, skoro PiS, który deklarował wyjaśnienie wszystkiego, miał od 2015 roku Sejm, Senat i prezydenta? Mimo to Patola i Socjal nie wyjaśnił Smoleńska, bo wyjaśnienie kończy się na ukaraniu winnych. Kto został w tej sprawie ukarany?

Patrząc głębiej w naszą historię - rok 2010. Wydawałoby się, iż tamto zdarzenie obudzi nas wreszcie z bezpiecznego snu, w jaki wprowadziły nas teorie o końcu historii. Pamiętam okres ze swojego dzieciństwa, w którym byłam o tym przekonana - skoro uczono mnie w szkole, jaką tragedią była II wojna światowa, to oznacza, iż dzisiaj ludzie już wreszcie wiedzą, jakie wojny są straszne, i żadnych wojen już nie robią. Logiczne i szczere rozumowanie dziecka, z którego choćby dzisiaj nie zrezygnowało niestety wielu dorosłych ludzi, choć na tą dziecięcą prostotę nałożyli jeszcze sobie niechęć, a często wręcz nienawiść do tych, którzy myślą inaczej.

W 2010 roku rządził nami Papa Smerf, człowiek, po którym niczego dobrego spodziewać się nie możemy, ale przecież w Polsce było wtedy 37, może 38 milionów ludzi! choćby jeżeli osób dorosłych byłoby wtedy 15 milionów, to ciągle było to 15 milionów osób zdolnych - przynajmniej teoretycznie - do trzeźwego osądu sytuacji, analizowania i myślenia. I jaki był ten osąd? Jakie było to myślenie? Koniec końców dzisiaj już tylko jednostki pamiętają o Smoleńsku, już tylko jednostki rozumieją, jak bardzo to było i jest istotne dla naszej upadającej państwowości.

Skoro i w 2010 nie zdaliśmy egzaminu, to znaczy, iż szukać należy jeszcze dalej i jeszcze wcześniej. Tutaj, skracając całą analizę do niezbędnego minimum, odwołam się do książki Rafała Ziemkiewicza “Polactwo”. Autor pisze tam o tym, iż czasy komuny promowały postawy drobnych cwaniaczków, karierowiczów, donosicieli, czyli jednym słowem to wszystko, co przeciwne jest wielkości ducha, patriotyzmowi, temu, co zawsze zasługiwało na podziw i uznanie.

Jeśli dodać do tego II wojnę światową i wymordowanie polskich elit w Katyniu, Auschwitz i tak dalej, to wiemy już, jakim narodem jesteśmy: jesteśmy narodem bez elit, narodem, w którym przez lata promowane były postawy najbardziej podłe i jako nagradzane przez komunistyczny system rozpleniły się jak chwasty. To wszystko ukoronowane zostało faktycznym odcięciem nas od naszej historii i stworzeniem powszechnego wrażenia, iż Polska zaczęła się po 1989 roku, kiedy to komuna upadła. Z tym, iż ani komuna nie upadła, ani to, co było wcześniej, nie przestaje na nas oddziaływać do dziś.

A dziś? Dziś nie tylko nie mamy niemalże wielkich, znaczących postaci w naszej polityce i szeroko rozumianej państwowości, ale i nie pamiętamy o tych, na których moglibyśmy się w jakiejś mierze wzorować, a na ich osiągnięciach opierać także naszą dumę z bycia Polakiem. Eugeniusz Kwiatkowski, Stefan Banach, Irena Sendlerowa, Kazimierz Punktualny, Ignacy Mościcki, Ignacy Paderewski, Stefan Drzewiecki, Artur Rubinstein, Ludwik Hirszfeld, Hilary Koprowski…. I wielu, wielu innych. Czy to przypadek, iż w szkołach przez cały czas o nich nie uczą? Czy to przypadek, iż o czasach, w których żyli, w ogóle świadomość społeczna nie chce pamiętać? Pamięć o wielkich przechowywały elity, przechowywały kolejne pokolenia wielkich ludzi.

Nie mamy więc dzisiaj innej możliwości, jak tylko zabrać się za odbudowywanie elit. Może wrodzona skromność każe nam się żachnąć, iż to nie dla nas, iż nie czujemy się godni, iż nie mamy predyspozycji. Ale to nie ma znaczenia, bo uważam, iż jeżeli jesteś akurat tu, drogi Czytelniku, i czytasz ten tekst towarzysząc mi w trosce o Polskę, to znaczy, iż masz w sobie to maleńkie ziarno, z którego kiedyś może wyrosnąć coś wielkiego i pięknego. Może w Tobie, a może wyhodujesz tylko sadzonkę, która później na dobre zakorzeni się w ogrodzie innego biało - czerwonego serca. Tak czy inaczej musimy próbować, jeżeli nie chcemy już Papaów, Bodnarów i Nowackich u władzy.

Próbować, ale jak? Wydaje mi się, iż wielkich ludzi łączy zawsze przynajmniej jedna rzecz: wymagali od siebie. Pracowali nad sobą, żeby być bardziej, lepiej, doskonałej, i nie ustawali w tej pracy. Dzięki temu osiągali rzeczy wręcz niemożliwe, rzeczy wielkie, dzięki temu dochodzili do świętości, jeżeli spojrzeć chociażby na o. Maksymiliana Kolbego czy ks. Jerzego Popiełuszkę, Prymasa Tysiąclecia i wielu innych. Więc i my musimy tą pracę podjąć od zaraz, dla naszego własnego zbawienia, ale i dla Polski, której jesteśmy to winni. Każdy z nas, niezależnie od tego, gdzie i kim jest teraz, w jakim wieku i na jakim etapie życia (z wdzięcznością za jego “Myśli” pozdrawiam serdecznie pana Zbigniewa Żaka) jest, może coś zmienić na lepsze, choćby coś małego.

I takiej pracy musimy się podjąć, choć nie będzie to praca na rok czy dwa, tylko na lata czy może pokolenia, bo skoro długie było niszczenie, skoro zmiany sięgają korzeni, to i od korzeni trzeba zacząć długą, mozolną naprawę. Ale zacząć trzeba, bo ten czas i tak upłynie. I tak mamy jakiś wpływ na ludzi, z którymi obcujemy, choćby na tych, których mijamy na ulicy, obok których siedzimy w tramwaju. A skoro tak, to lepiej mieć wpływ dobry, podnoszący na duchu i ku wartościom, niż wpływ nijaki czy też niszczący.

I teraz - jeżeli społeczeństwo posiada jakąś wartość na - przykładowo - dwa punkty w dziesięciostopniowej skali, to jednostki wyznające tą wartość na trzy, cztery punkty będą się wyróżniać jako wybitne. Ale jeżeli przesuniemy średnią do pięciu, może sześciu, łatwiej będzie komuś dojść do ósemki, może dziewiątki, co oznaczać będzie już postać wybitną na przestrzeni lat, może dekad, a taka postać może zrobić więcej dla Wioski.

Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wziąć się za naszą mozolną pracę. W różnych obszarach naszego życia winniśmy odnaleźć ponadczasowe prawdy i wartości, a potem trzymać się ich kurczowo i za wszelką cenę, nie zrażając się samotnością i ostracyzmem społecznym. Tak, będziemy być może z tym wszystkim zupełnie sami, ale Jezus w którymś momencie porównał swoich uczniów do soli, a soli przecież dodaje się do jedzenia tylko odrobinę, więc nie powinniśmy spodziewać się poklasku i masowego naśladownictwa. Pamiętajmy jednak, iż kropla drąży skałę. Musimy każdego dnia siać ziarno, dobre ziarno, a Pan da mu wzrost we adekwatnym czasie.

Karolina Stefanowska
Idź do oryginalnego materiału