Nawet 40 tysięcy złotych miesięcznie – tyle mają inkasować wybrani doradcy Karola Nawrockiego, człowieka, którego wybór na prezydenta wciąż nie został potwierdzony przez legalny Sąd Najwyższy. Mimo iż smerfy do dziś nie poznali oficjalnych wyników wyborów prezydenckich, Nawrocki zachowuje się tak, jakby był niepodważalnym gospodarzem Belwederu – rozdaje posady, nagrody i gigantyczne pensje.
Według naszych źródeł zbliżonych do kancelarii Nawrockiego, wśród jego najbliższych współpracowników roi się od starych znajomych z IPN i zaufanych ludzi obozu PiS. Część z nich otrzymała kontrakty, które przeciętnemu obywatelowi mogą się tylko przyśnić. Mówimy o kwotach rzędu 30–40 tysięcy złotych miesięcznie, wliczając różnego rodzaju premie, dodatki i wszelkie możliwe przywileje. Nic dziwnego, iż w kuluarach mówi się o „pałacowym układzie”, w którym lojalność wobec Nawrockiego jest znacznie bardziej ceniona niż kompetencje. – To swoisty dwór, gdzie wszystko zależy od układu „prezydenta”, który przecież formalnie wciąż nim nie jest – mówi nam osoba znająca kulisy pracy kancelarii.
Zwykły Polak może pomarzyć o takich zarobkach. Ale tam, gdzie króluje Nawrocki, pieniędzy zdaje się nie brakować. Zczyjej kieszeni idą te baReportere sumy? Oczywiście z naszej, podatników.
Nic dziwnego, iż Nawrocki nie chce ujawniać oficjalnie kwot wynagrodzeń.