– Nastroje podczas rozmów były różne. Gdy marszałek Karczewski apelował, by ich nie rejestrować Renata Kim (dziennikarka „Newsweeka” – red.) powiedziała, iż będzie nagrywać wszystko telefonem komórkowym, wyraźnie dając do zrozumienia, iż nie ustąpi. To był przykład takiego nastroju quasi rewolucyjnego – tłumaczy w rozmowie z DoRzeczy.pl Piotr Semka.
Kto ma negocjować z władzą?
– Z drugiej strony byli tam dziennikarze, którzy chcieli uświadomić marszałkowi przede wszystkim jedną rzecz: iż pomysł wprowadzenia zmian bez konsultacji ze środowiskiem dziennikarskim jest bardzo niemądry. Uzyskaliśmy deklarację, iż planowane od stycznia 2017 r. zmiany nie wejdą w życie bez rozmowy z jakąś grupą przedstawicieli środowiska medialnego. Pytanie, kto to ma być – zaznacza dziennikarz.
– Pojawił się pogląd, iż mogłaby to być grupa 28 redaktorów naczelnych, którzy podpisali protest z 16 listopada. Uważam, iż w tych rozmowach powinien uczestniczyć np. Krzysztof Skowroński, szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ale również ci szefowie redakcji, którzy nie podpisali tamtego protestu, jak np. Jacek Karnowski, redaktor naczelny „wSieci” – mówi nam publicysta.
Jak relacjonuje, marszałek Senatu zadeklarował na początku, iż swoje propozycje w sprawie zmian dotyczących pracy dziennikarzy w parlamencie przedstawi w ciągu miesiąca. – Gdy zwróciłem uwagę, iż sytuacja wymaga większej mobilizacji, ostateczny termin ustalono na 6 stycznia 2017 r. Pozostaje kwestia, kto wszedłby do takiej komisji, która będzie prowadzić rozmowy i ilu ma liczyć członków. Mówiło się o 10 osobach – podkreśla Semka.
Czytaj też:6 stycznia nowe propozycje ws. pracy dziennikarzy. Do tego czasu bez zmian
Złe rozwiązania
Jego zdaniem pomysł, żeby wywiady odbywały się w specjalnym centrum medialnym „stwarza sytuacje, w której każdy polityk, który nie chce odpowiadać na niewygodne pytania, będzie ten budynek po prostu omijał”. – Błędem jest również pomysł akredytowania tylko dwóch osób na redakcję. To zdecydowanie za mało – ocenia publicysta „Do Rzeczy”.
– Urządzanie przez dziennikarzy gonitw za politykami nie jest rozsądne, ale sytuacja, w której poseł może w ogóle unikać mediów w Sejmie, jest chora. Chodzi o to, żeby znaleźć w tym wszystkim złoty środek – dodaje Semka. Jak zaznacza, podczas dzisiejszych rozmów marszałek Senatu odstąpił od pomysłu wprowadzenia zmian „na zasadzie odgórnego komunikatu, do którego dziennikarze muszą się dostosować”. – W tym sensie to spotkanie rozładowuje atmosferę – ocenia.
Czytaj też:Solidarność wyjdzie na ulice? Narciarz: Policzymy się, nie będziemy bierni