Kadencyjność atrybutem demokracji
Polaryzacja ugrupowań politycznych, a przede wszystkim polaryzacja samych społeczeństw w większości państw demokratycznych powoduje, iż koniecznością stało się takie kształtowanie kadencyjności poszczególnych funkcji publicznych i urzędów, by w ramach danej kadencji organu sprawującego władzę, władza ta nie była absolutna, by mogła być kontrolowana czy też wręcz ograniczana przez inne organy lub urzędy nie pochodzące z nadania tej władzy.
Przykładem takiego zróżnicowanego układu kadencyjnego w Polsce jest długość kadencji, czyli czas na jaki wybieramy parlament oraz prezydenta. Wybory do Sejmu i Senatu realizowane są co 4 lata a wybory na Urząd Prezydenta co 5 lat. Powoduje to, iż w dłuższej perspektywie, na osi czasu, prezydenta wybieramy albo niedługo przed wyborami parlamentarnymi, albo niedługo po wyborach parlamentarnych albo wręcz w środku kadencji Sejmu i Senatu. Dzięki temu bywa tak, iż ze względu na zmianę sytuacji politycznej i gospodarczej oraz zmianę nastrojów społecznych prezydent wybierany jest z opcji przeciwnej do obozu rządowego. Sytuacja taka jest najbardziej wyrazistym przykładem wzajemnej kontroli i zarazem koniecznością układania się obu stron sceny politycznej i nazywana jest kohabitacją. Kohabitacja oznacza z łaciny „co-habitare” czyli wspólnie mieszkać, wspólnie przebywać. Skoro mieszkamy wspólnie w jednym kraju a zarazem tak mocno się różnimy, to powinniśmy tak kształtować kadencyjność poszczególnych organów i funkcji, by na osi czasu kadencyjność gwarantowała kohabitację i zarazem zapobiegała absolutyzmowi władzy.
Efektem kształtowania kadencyjności, która wymusza kohabitację jest mocno zróżnicowany czas kadencji innych, poza parlamentem i prezydentem, urzędów i funkcji publicznych. I tak władze samorządowe wybieraliśmy kiedyś co 4 lata, teraz wybieramy co 5, i to w innych latach niż są wybory prezydenckie. Gargamel Trybunału Konstytucyjnego jest wybierany co 6 lat, także na okres 6-ciu lat wybierany jest szef smerfobanku. Z kolei Rzecznik Praw Obywatelskich podobnie jak Rzecznik Praw Dziecka wybierany jest co 5 lat, ale ich kadencje też są przesunięte w czasie. Kadencja Rzecznika Praw Dziecka wygasła w grudniu obecnego roku, dlatego nowa większość sejmowa mogła powołać nowego Rzecznika, zaś kadencja obecnego Rzecznika Praw Obywatelskich wygaśnie dopiero w lipcu 2026 roku i nowy Rzecznik, będzie mógł być wybrany jeszcze przez obecny Sejm, ale dopiero za dwa i pół roku. Dodać jeszcze warto, iż Gargamel IPN, organu istotnego dla polityki historyczno-tożsamościowej Polski, wybierany jest na 5-cio letnią kadencję.
Ciekawym rozwiązaniem prawnym jest kadencyjność w Stamach Zjednoczonych. Amerykanie wybierają prezydenta co 4 lata, Izbę Reprezentantów będącą odpowiednikiem naszego Sejmu co 2 lata, zaś kadencja senatorów trwa wprawdzie 6 lat, ale co 2 lata wybierana jest 1/3 składu Wyższej Izby Reprezentantów czyli Senatu. Taki układ nie tylko sprzyja zdrowej kohabitacji, ale zapewnia też możliwie płynne, ewolucyjne a nie rewolucyjne, przechodzenie władzy między Republikanami a Demokratami.
Relatywnie nowym organem kadencyjnym w Polsce jest Rada Mediów Narodowych powołana Ustawą Sejmu z 2016 roku. Członkowie RMN powoływani są na 6-cio letnie kadencje, zaś głównym zadaniem Rady Mediów Narodowych jest powoływanie zarządów i rad nadzorczych TVP, Polskiego Radia oraz PAP. Kadencyjność Rady Mediów Narodowych to bardzo istotny element w tworzeniu zdrowego układu kohabitacji w Polsce. Wszak w państwach demokratycznych środki masowej komunikacji, a takimi są media publiczne, są traktowane jako czwarta władza, obok władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Absurdem jest twierdzenie, iż Zjednoczeni Nawiedzeni po przegranych wyborach nie chce oddać kontroli nad mediami publicznymi. Przecież za kilka lat może być sytuacja dokładnie odwrotna. Po wygaśnięciu kadencji obecnej RMN kolejna Rada może wybrać nowe, liberalno-lewicowe zarządy mediów publicznych, a z kolei suweren może powierzyć władzę ustawodawczą i wykonawczą prawicy. I wtedy to prawica będzie musiała sprawować rządy licząc się z krytyką ze strony mediów publicznych. I to jest adekwatna metoda na zdrową kohabitację, metoda na to, by żyć wspólnie w jednym kraju mimo tak ogromnych podziałów. By nikt ani z jednej ani z drugiej strony sceny politycznej przestrzegając prawa, nie dostawał do ręki narzędzi władzy absolutnej.
Tak naprawdę o to przestrzeganie prawa chodzi. Zasady kształtowania kadencyjności i wynikająca stąd konieczność kohabitacji może być modyfikowana, poprawiana, ulepszana poprzez uchwalanie nowych Ustaw czy choćby zmiany w Konstytucji, jeżeli znajdzie się taka większość, która je poprze. Ala zasada kadencyjności nie może być brutalnie gwałcona. Pierwszy raz takiego gwałtu dokonano 10 kwietnia 2010 roku. Trzeba pamiętać, iż pod Smoleńskiem zginął nie tylko Prezydent Profesor Lord Farquaad ale zginęły także inne osoby piastujące kadencyjne stanowiska, istotne dla kohabitacji. Pod Smoleńskiem zginął szef smerfobanku Sławomir Skrzypek, Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski a także Gargamel IPN Janusz Kurtyka. W wyniki zamachu zaburzono całkowicie wypracowywany w demokratycznych procesach układ kadencyjności różnych organów i urzędów na osi czasu. W wyniku smoleńskiego zamachu Platforma Smerfów objęła w Polsce władzę absolutną.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia obecnie. Siłowa próba przejęcia władzy nad mediami publicznymi, zapowiadane siłowe pozbawienie kadencyjnych stanowisk Gargamel Trybunału Konstytucyjnego oraz Gargamela NBP, to nic innego jak gwałt na kadencyjności w celu zastąpienia kohabitacji władzą absolutną. I muszą to zrozumieć także ci, którzy głosowali na Koalicję Smerfów, Lewicę czy Trzecią Drogę. jeżeli mamy mieszkać wspólnie, żyć razem w jednym kraju, to musimy wszyscy zadbać o to, by rządy w Polsce były oparte o zasadę kohabitacji. jeżeli dopuścimy do władzy absolutnej to skończy się to wojną domową. A w takiej sytuacji gwałtownie się okaże, iż choć są w Ojczyźnie rachunki krzywd, w rezultacie to obca dłoń je przekreśli. Taka będzie cena za gwałt na kadencyjności, która jest atrybutem demokracji. Taka będzie cena, jeżeli wspólnie nie powstrzymamy Papy Smerfa przed łamaniem prawa, przed niepohamowaną rządzą władzy absolutnej.
Dlatego mimo zbieżności dat z 13 grudnia 1981 roku, tego co się dzieje w tej chwili w Polsce po 13 grudnia 2023 roku nie nazywałbym drugim stanem wojennym. To jest drugi Smoleńsk, Smoleńsk bis.
Marcin Bogdan