K. Stefanowska: rasizm, seksizm i feminizm

solidarni2010.pl 2 miesięcy temu
Felietony
K. Stefanowska: rasizm, seksizm i feminizm
data:17 lipca 2024 Redaktor: Agnieszka
kobieta kobiecość męskość mężczyzna feminizm rasizm równość rola społeczna

Było sobie kiedyś miasto. Każdy w tym mieście miał swoje zadanie, swój fach - byli piekarze, rolnicy, byli murarze, szewcy, krawcy, lekarze… każdy robił to, co potrafił najlepiej, i dostarczał społeczności swoje dobra, dzięki czemu miasto było samowystarczalne. Jednak nadszedł dzień, w którym z niewiadomych przyczyn rolnicy uznali, iż nie chcą być już rolnikami i zaczęli budować domy.

Para aktorów w 1920r. fot. Wikipedia, domena publiczna
Ręce rolników, obyte z ziemią i delikatnymi roślinami, nie były jednak dostatecznie silne, by nosić ciężkie cegły, a ich skóra, przyzwyczajona do kontaktu z ziemią, niszczyła się gwałtownie pod wpływem zaprawy murarskiej. Domy, jakie budowali rolnicy, były do niczego, ale domów miasto miało i tak dosyć, bo przecież murarze przez cały czas wykonywali swoją pracę. Za to bardzo gwałtownie zaczęło mieszkańcom miasta brakować świeżych warzyw, pojawiły się choroby, dzieci dostawały anemii, lekarze mieli pełne ręce roboty. Sąsiednie miasto jednak w końcu zwietrzyło w tym interes i w sklepach naszego miasta znowu pojawiły się warzywa, ale nie były to już warzywa tak dobre, jak wcześniej: miasto - dostawca najlepsze produkty zostawiało dla siebie, a eksportowało warzywa gorszej jakości, które dodatkowo konserwowało chemikaliami, żeby przetrwały długą podróż i przez cały czas ładnie wyglądały na wystawach sklepowych.
Rolnicy w końcu nauczyli się budować dobre domy i ich budowle nie odstawały od tych, które budowali murarze. Ludzie przyzwyczaili się do importowanych warzyw, do tego, iż nie dają one już tyle witamin i minerałów jak kiedyś i iż dzieci po prostu rodzą się słabsze, a wszyscy częściej chorują. Życie przez cały czas toczyło się odwiecznym torem, tylko od czasu do czasu któryś z murarzy zatrzymywał się, zamykał oczy i z bolesną tęsknotą wdychał zapach świeżej, żyznej ziemi, którą kiedyś obsiewał, by rodziła plony, a którą teraz przekopywał i zalewał betonem.
***
Tyle bajka, czas na morał i wyjaśnienie. Zagadką pozostaje, dlaczego rolnicy poczuli się gorsi od murarzy i uznali, iż muszą stać się tacy sami, jak i oni. Nie ma na to dobrego wyjaśnienia i w powyższej opowiastce widoczne jest to wyraźnie. Dzisiejszego świata jednak nie dotyczy problem zmiany zawodu, z którym się identyfikujemy, a problem dużo, dużo głębszy. Zanim jednak przejdę do sedna zatrzymajmy się jeszcze chwilę przy problemie rasizmu.
Czym jest to zjawisko? Najkrócej mówiąc jest to gorsze traktowanie osób jakiejś określonej rasy (ras- izm). Współczesną odpowiedzią na ten problem zdaje się być trend, w którym na siłę usiłuje się wprowadzić “różnorodność” rasową w szkołach, uczelniach, w stowarzyszeniach czy firmach zatrudniając osoby określonej rasy mimo braku odpowiednich kompetencji. W rzeczywistości jednak jest to podkreślanie odrębności ludzi ze względu na kolor skóry czy też inne, analogiczne kryterium. Dlaczego? Proszę teraz szanownego Czytelnika o krótki myślowy eksperyment - jaki kolor oczu ma Twój najlepszy przyjaciel? Wiesz? Może wiesz od razu, ale bardziej prawdopodobne jest, iż przypomnisz sobie po jakimś czasie, a może i nie będziesz w stanie tego powiedzieć wcale. Dlaczego? Dlatego, iż to na ogół nie ma większego znaczenia, bo w relacji z przyjacielem liczy się wspólnie spędzony czas, rozmowy, zwierzenia, a nie taki czy inny szczegół wyglądu. I jeżeli chcemy mówić o prawdziwej równości, to na pytanie o to, ile czarnoskórych osób pracuje w twoim biurze, nie powinieneś móc udzielić szybkiej i pewnej odpowiedzi, mimo iż znasz tych ludzi, wiesz, co kto robi, i jakie noszą imiona. A to dlatego, iż przecież nie rasa się liczy, a człowiek, jego osobowość, umysł, zdolności i tak dalej. Zatrudnianie ludzi według rasowego klucza jest właśnie prawdziwym rasizmem, który na każdym kroku podkreśla kto ma jaki kolor skóry, co tylko pogłębia podziały i wzmacnia poczucie przynależności do swojej rasy.
Dokładnie ten sam tok myślenia można zobaczyć w dzisiejszej wersji feminizmu (czy to przypadek, iż słowa ‘rasizm’ i ‘feminizm’ w gruncie rzeczy brzmią podobnie? I skoro jedno z nich jest używane jest na nazwanie zjawiska złego i szkodliwego, to dlaczego drugie miałoby oznaczać coś pozytywnego?), co dobrze obrazuje chociażby tworzenie na siłę łamańców językowych w postaci feminatywów: wynalazczyni, wykładowczyni, skoczkini, wydawczyni i tak dalej. Czy dzięki temu mamy większą równość i sprawiedliwość?
Idę na wykład i słucham wykładowcy - kogoś, kto wykłada, bo zna się na temacie, który ja chcę poznać. I nie ma znaczenia płeć tej osoby, wiek, kolor skóry… ma coś ważnego do powiedzenia, więc idę jej posłuchać, idę na wykład, który przedstawia mi wykładowca. A teraz nagle okazuje się, iż kobieta już nie może być wykładowcą (ach, ta równość i walka o prawa kobiet), a musi być wykładowczynią, czyli czymś zupełnie innym, w dodatku dziwnie brzmiącym, więc może jednak gorszym? Innym? Zanim to wprowadzono płeć wykładowcy nie miała znaczenia, teraz już ma, bo musimy wiedzieć, czy zaprosić na wykład wykładowcy czy wykładowczyni. Czy równość tworzy się przez podkreślanie inności?
No właśnie, równość. Kobiety zrzuciły piękne suknie i włożyły spodnie na znak równości i się cieszą (niektóre), iż mamy równość. Czyżby? A gdzie mężczyźni w spódnicach i sukniach (nie mówię tu o wszelkich przebierańcach LGBT+, którzy mężczyznami się nie czują)? Czy jeżeli ‘normalna’ kobieta zakładająca raz spodnie raz spódnicę w zależności od ochoty nie traci nic ze swojej kobiecości, to dlaczego ‘normalny’ mężczyzna nie zakłada raz spodni a raz spódnicy w imię równości?
Mężczyźni się nie zmienili aż tak diametralnie, za to kobiety porzuciły domowe ogniska, dzieci oddały do żłobków, włożyły spodnie i poszły do pracy postanowiwszy dążyć do równości, czyli do tego, by być jak mężczyźni. Co oznacza pośrednie przyznanie, iż mężczyźni są jednak istotami lepszymi… ot, feminizm.
Kto, kiedy, dlaczego i jak wmówił rolnikom, iż są gorsi od murarzy?
Karolina Stefanowska
Idź do oryginalnego materiału