Językowe strategie wykluczania na przykładzie ludzi zbędnych*

1 rok temu

Wskaźnikiem dojrzałości demokracji są postawy związane z wrażliwością społeczną i prospołecznością, która może i powinna dotyczyć w sposób szczególny tych, którzy funkcjonują na marginesach, nie radząc sobie z różnych przyczyn z twardymi regułami neoliberalnego świata.

Produkcja ludzi-odpadów, ludzi-odrzutów, czy też ludzi na przemiał stanowi zdaniem Zygmunta Baumana nieunikniony skutek modernizacji, będąc efektem ubocznym zaprowadzania ładu. Dobrze funkcjonujące społeczeństwa zapewnić miały miejsca pracy dla wszystkich i wysoką wydajność każdego. Każdy pieczołowicie konstruowany ład odtrąca jednak część populacji, traktując ją jako zbiorowość osób „nie na swoim miejscu”, „nie pasujących do reszty”, czy wreszcie jako „elementy niepożądane”. Ludzie zbędni są niewidoczni, niedostrzegani, to ci, których mijamy każdego dnia nie zauważając ich obecności, a przecież przynależą do społeczeństwa. Ich zbędność intensyfikuje fakt, iż traktuje się ich jako osoby, które należy utrzymywać, zapewniać im środki do przetrwania, tym samym postrzegając ich jako pasożytujących na innych. Mamy do czynienia ze wzrastającą grupą ludzi, którzy zostali pozbawieni niezbędnych zasobów do przetrwania biologicznego, jak i społeczno-kulturowego (Bauman, 2005, s.15). Inaczej ujmując, żyjemy w świecie ludzi uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych, a owa człowiecza dychotomia jest coraz wyraźniejsza, dzieląc ludzi na „niezbędnych i ludzi zbędnych, pozbawionych faktycznych praw, niepotrzebnych, nieważnych, nieistniejących” (Stawiszyński, 2021, s. 33). Pęknięcie na tych, którzy są niezbędni, potrzebni, a tym samym uprzywilejowani, w gorszego sortu do zbędnych, marginalizowanych i wykluczanych staje się coraz bardziej wyraźne i dojmujące. Humanizm domaga się dopominania o los tych, który wielu jest obojętny, a także podjęcia działań, które mogą minimalizować negatywne skutki wykluczania i stygmatyzowania zbędnych.

Ludzie-odpady w sensie Baumanowskim to ludzie zbędni. Ich zbędność łączy się z bezużytecznością, byciem niepotrzebnym, nadliczbowym, nadprogramowym. Społeczeństwo przekonuje takie osoby, iż doskonale się bez nich obywa, tym samym pozbawiając ich prawa do bycia dostrzeżonym i docenionym. Przywołajmy Baumana, by trafniej zobrazować kluczową dla naszych rozważań kategorię zbędności: „Uznać kogoś za »zbędnego« znaczy wyrzucić go dlatego, iż przeznaczony jest do wyrzucenia jak pusta i bezzwrotna plastikowa butelka albo zużyta jednorazowa strzykawka, nieatrakcyjny towar, na który nie ma nabywców albo bezużyteczny, wybrakowany lub uszkodzony produkt zdjęty z taśmy przez kontrolerów jakości” (Bauman, 2005, s. 25). Coraz częściej dane jest nam obserwować proces, w którym ludzi traktuje się jak rzeczy, a rzeczy jak ludzi. Pojęcie zbędności uzmysławia, iż nie jest to stan anomalii, przejściowej dysfunkcji, czy tymczasowej nieprawidłowości. Jest to raczej stan, w którym aprobuje się aberrację, traktując ją jako integralny element rzeczywistości. Zbędność wydaje się naturalnie łączyć z tym, co traktujemy jako odrzut, opad, śmieć, a w konsekwencji zbędny balast.

Ludzie zbędni to ludzie zdeklasowani, uważani za bezużytecznych i co jeszcze bardziej dojmujące sami za zbędnych się uznający. Pogodzeni z beznadzieją własnego losu nie próbują o nic walczyć i prosić. To ci, o których nikt nie dba, nikt o nich nie myśli, wydrenowując ich byt z jakiejkolwiek istotności. To wszyscy ci, którzy któregoś dnia otrzymali komunikat „o likwidacji”, nie potrafiący się dostosować do nowych warunków, „ludzie upadku” bankrutujących zakładów pracy, ale także pracownicy PGR-ów internalizujący wyuczoną bezradność, zwolnieni w ramach rozmaitych restrukturyzacji. istotną kategorią, nad którą warto się pochylić, jest syndrom wyuczonej bezradności. Jest on zwykle definiowany jako pewien wyuczony stan reagowania na trudne, nieprzyjazne sytuacje, których jednostka nie potrafi uniknąć, albo też, nie ma możliwości wycofania się z nich (Seligman, 2002, Jarmakowski, 2009, Gąsiorowska, Grochowska, 2012). Jak wskazuje Martin Seligman, jednostki przejawiające w swoich zachowaniach wyuczoną bezradność nie potrafią funkcjonować bez wsparcia społecznego z zewnątrz, ich poczucie sensu życia jest niskie, mają poczucie krzywdy, a tych którym wiedzie się lepiej od nich, traktują wrogo i z nieufnością. To właśnie te osoby najczęściej przejawiają pesymistyczne skrypty wyjaśniania doświadczeń życiowych.

Wyuczona bezradność mocno wiąże się z poczuciem kontroli nad wzmocnieniami (Rotter 1966). Jedną z kluczowych zmiennych różnicujących ludzi stanowi poczucie kontroli nad własnym życiem. jeżeli jednostka uznaje, iż sukcesy ale także porażki stanowią wypadkową jej własnej pracy, zaangażowania, cech osobowości, wtedy mówimy o wewnętrznym poczuciu kontroli. Jednostka z wewnętrznym poczuciem kontroli sobie przypisuje sprawczość nad tym, czego doświadcza. Osoby z wewnętrznym poczuciem kontroli są samodzielne, skuteczne i efektywne w realizowanych działaniach. Przejawiają większą elastyczność i aktywność w przypadku pojawienia się sytuacji problemowej, gwałtownie się uczą i potrafią uczyć się na własnych błędach. Przeciwieństwem takich osób są jednostki o zewnętrznym poczuciu kontroli, które są przekonane, iż ich sytuacja życiowa to wypadkowa zbiegu okoliczności, przypadku, czy też celowego działania innych ludzi (Rotter 1966). Osoby z zewnętrznym poczuciem kontroli są szczególnie podatne na wystąpienie u nich syndromu wyuczonej bezradności.

Pojawienie się zachowań określanych jako wyuczona bezradność stanowi wypadkową reakcji na sytuacje niekontrolowane, które zostają przez jednostkę zinterpretowane jako takie, na które ona nie ma wpływu (Domachowski, 2002). Oznacza to, iż jednostka przyswaja myślenie, które prowadzi do przekonania, iż podjęcie określonych czynności nie wiąże się z uzyskaniem pożądanych przez nią efektów. Inaczej ujmując – jednostka uczy się, iż pomiędzy podjęciem działania, a niepodejmowaniem go nie ma adekwatnie żadnych istotnych różnic, co prowadzi do dominacji w jej zachowaniu bierności, apatii, a w konsekwencji rezygnacji z podejmowania jakichkolwiek aktywności.

Istotne znaczenie dla procesu kształtowania się syndromu wyuczonej bezradności ma reprezentowany przez jednostkę sposób rozumienia i interpretowania własnych niepowodzeń i porażek. jeżeli jest on pesymistyczny, z wysokim prawdopodobieństwem prowadzi do krystalizowania się wyuczonej bezradności. Zniekształcenia poznawcze, które dotykają ludzi zbędnych, przejawiają się w dominacji myślenia opartego o wyuczoną bezradność, co sprawia iż postrzegany związek pomiędzy działaniem, a jego efektem ma charakter negatywny. To właśnie ludzie zbędni szczególnie często mogą doznawać tego, co określa się mianem treningu bezradności (Sędek, 1991), oznaczającego wielokrotne i powtarzające się doświadczenia, które wywołują odczucie niemożności konstruktywnego rozwiązania problemu. Pierwsze tego typu doświadczenia mogą się rozpocząć już w szkole, kiedy uczeń, który otrzymuje etykietkę słabego, pomimo podjętych wysiłków, by poprawić swoje wyniki nie może wyjść z zaklętego kręgu słabego ucznia. Bywa tak, iż osoba dorosła, osiągająca życiowe sukcesy, ocenia swoją wartość poprzez pryzmat ocen, które otrzymywała w szkole.

Proces dehumanizacji, odbierania ludziom podmiotowości, ich urzeczowienia zwykle rozpoczyna się od wykluczającego i stygmatyzującego języka. Jak trafnie zauważa Guy Standing: „Walka o uznanie (…) dotyczy legitymizacji grupy jako bytu społecznego. To walka o zmianę wyobrażenia na temat klasy oraz modeli wyzysku i opresji. To także walka o odzyskanie języka” (Standing, 2014, s. 24). Zwykle pozbawieni języka, pozbawiani są swoich praw, nie mają możliwości wyrażania sprzeciwu, a inni wypowiadają się za nich. Językowe etykiety i potoczne powiedzenia typu „dzieci i ryby głosu nie mają” pokazują, w jak łatwy sposób można pozbawić kogoś podmiotowości. W koncepcji piramidy nienawiści Gordona Allporta (1954) proces wrogości rozpoczyna się od negatywnych określeń i komentarzy wobec osób lub grup społecznych. To one prowadzą do unikania odmiennych osób lub grup, które bywają uznawane za gorsze. Zbędność prowadzi do dyskryminacji, a ta nierzadko do bezpośrednich ataków fizycznych. Ekstremum piramidy nienawiści staje się eksterminacja, czyli masowa eliminacja całych grup społecznych, czego przykładem była eksterminacja ludności żydowskiej w okresie II wojny światowej. Proces dehumanizacji, a w konsekwencji uznawania ludzi za zbędnych odbywać się może na co najmniej kilku poziomach. Szczególnie odczłowieczająca wydaje się opisywana przez Fromma i Kępińskiego strategia, którą określić możemy jako uprzedmiotawianie ludzi, która przejawia się poprzez postrzeganie drugiego człowieka jako przedmiotu, czy towaru, czego przykładem może być korporacyjny język traktujący wyzyskiwanych pracowników jako „odnawialne zasoby”.

Językowy proces odczłowieczania ludzi obserwujemy poprzez nadawanie etykiet językowych i stygmatyzujących określeń. W przypadku wspomnianych już uchodźców posługiwano się takimi określeniami jak „dzika horda”, „barbarzyńska dzicz”, czy „islamskie bestie”. Trzeba również zwrócić uwagę na stygmatyzujące uchodźców określenia intensywnie czerpiące z retoryki wojennej. O uchodźcach często mówiono jako o „islamskim taranie”, „najeźdźcach”, „kolonizatorach”, uznając iż dokonują oni „najazdu”, „podboju”, czy „szturmu”. Owe nieuzasadnione wyolbrzymienia podsycały lęki, napawały niepokojem, wzmacniając postawy niechęci wobec obcych, którzy postrzegani byli jako zagrożenie. Obawy wobec uchodźców intensyfikowały również liczne metafory wodne, obfitujące w określenia typu „fala”, „zalew”, „napływ”, wywołujące skojarzenia z klęską żywiołową, której nie sposób opanować i na którą społeczeństwo nie ma wpływu.

Z uprzedmiotawianiem łączy się strategia mechanizacji ukazująca ludzi analogicznie jak maszyny, a więc podmioty pozbawione uczuć, emocji, pracujące zawsze tak samo wydajnie, nie mające prawa okazywać słabości. Od pracowników oczekuje się, iż niezależnie od okoliczności będą tak samo wydajni, podobnie jak uczniowie czy studenci. I choć wiele mówi się o procesach humanizacji pracy, trudno zauważyć, by przełożyło się to na konkretne działania, czy zmianę filozofii myślenia o człowieku w organizacji. Konsekwencją upowszechnienia się strategii uprzedmiotawiania i mechanizacji ludzi może być dehumanizujące niedostrzeganie, tak typowe dla kategorii ludzi zbędnych. Niedostrzeganie przejawia się w wykluczaniu, ignorowaniu, czy niedopuszczaniu do głosu. Mechanizm ten możemy obserwować chociażby w stosunku do dzieci, do których rzadko podchodzi się podmiotowo. Nie mniej niebezpieczna staje się strategia animalizacji i biologizacji, tak często widoczna chociażby w dyskursie dotyczącym uchodźców. Polega ona na tym, iż ludziom przypisuje się adekwatności zwierząt, albo adekwatności typowe dla zagrożenia o charakterze biologicznym budząc tym samym nieuzasadniony lęk i wstręt, czego przykładem są określenia stosowane wobec ludzi typu: „szarańcza”, „robactwo”, „insekty”, „zaraza”, czy „brudasy”.

Niefortunnym, mocno stygmatyzującym określeniem jest sformułowanie „nielegalny imigrant”. Termin ten sugeruje działania migrantów, które realizowane są spoza prawem i z łamaniem przepisów. Postuluje się, by używać języka włączającego, pro-uchodźczego, który zwraca uwagę na to, iż człowiek nie może być nielegalny, jedynie jakieś jego działanie lub czyn może mieć taki charakter. Trafniejszym i bardziej adekwatnym terminem są określenia typu „migrant o nieuregulowanym statusie”, czy „migrant nieudokumentowany”.

Zwrócić trzeba uwagę na jeden z niepoprawnych, a częściej stosowanych terminów tj. tak zwany „kryzys uchodźczy”. To właśnie ten termin kieruje naszą uwagę na zagrożenia, które uchodźcy mogą potencjalnie wywoływać, zamiast na ich dramatyczną sytuację, ucieczkę przed wojną, nierzadko wymuszoną konieczność, by ocalić życie swoje i najbliższych. jeżeli mówić o kryzysie, to raczej powinno się mówić o kryzysie polityk migracyjnych, które nie radzą sobie z napływem uchodźców, obnażając brak przemyślanej i efektywnej polityki azylowej, a także skutecznych rozwiązań w tym względzie na poziomie krajowym. O kryzysie z pewnością należy mówić w kontekście postaw wobec uchodźców i nierzadko jawnej, otwartej wobec nich niechęci.

Nasz język ma ogromny wpływ na to, jak odbierani i traktowani są uchodźcy w naszym kraju. Stygmatyzujący, wykluczający a choćby otwarcie wrogi język wzmacnia nieprzyjazne postawy wobec uchodźców, intensyfikując nasze obawy wobec obcych. Jak zauważa Bauman, obcy są „wielką niewiadomą” (Bauman, 2016, s. 117), z którą musimy się zmierzyć. Zagrażające metafory, skrajnie nacechowane terminy pogłębiają dehumanizację obcych, których z łatwością traktujemy jak ludzi gorszej kategorii, Baumanowskich ludzi zbędnych. Celem stosowania języka uwrażliwiającego nie jest tak zwana poprawność polityczna, ale przede wszystkim uświadomienie sobie, iż to, w jaki sposób mówimy determinuje to, w jaki sposób myślimy, odsłaniając sprawczą moc języka. Warto posługiwać się takim językiem, który wolny jest od stygmatyzacji, niepowielający dehumanizacyjnych kalek językowych.

Ludzie-odpady to w tej chwili nie tylko bezrobotni, czy osoby znajdujące się w złej sytuacji materialnej. Element materialny wydaje się tracić na znaczeniu. Przynależność do ludzi-odpadów definiuje raczej poczucie nonsensowności istnienia, funkcjonowanie w stanie życiowej wegetacji, ale także przekonanie o braku własnej sprawczości. W neoliberalizmie niemal każdy, niezależnie od posiadanych kompetencji czy kwalifikacji może być uznany za człowieka zbędnego. Ludźmi-odpadami stają się także całe wioski wykluczane przez media, pojawiające się w naszej świadomości jedynie na chwilę, kiedy to medialne reflektory kierują naszą uwagę na dotykające ich kataklizmy, czy inne zbiorowe nieszczęścia. Mało kogo zajmuje dzisiaj los tysięcy uchodźców, pakistańczyków, czy hindusów pracujących za marne wynagrodzenie w urągających ludzkiej godności warunkach. To wypadkowa fragmentaryzacji świata, o której w wykładzie noblowskim wspominała Olga Tokarczuk (2020, s. 279), przejawiającej się w postrzeganiu świata jako niepowiązanych ze sobą elementów. Dzięki temu zakupiona przez nas odzież nie jest kojarzona z nieludzkimi warunkami azjatyckich fabryk, zwalniając nas z odpowiedzialności za dokonywane przez nas wybory i sytuację ludzi zbędnych. W rozumieniu perspektywy ludzi postrzegających się jako zbędnych istotne jest kształtowanie tego, co Martha Nussbaum określa mianem wyobraźni współczującej (Nussbaum, 2008), oznaczającej umiejętność widzenia siebie na miejscu kogoś innego i patrzenia na świat jego oczami. By móc współodczuwać, konieczne jest wyjście poza perspektywę mnie to nie dotyczy, gdyż tylko takie spojrzenie uwrażliwia na nieszczęście drugiego. Pielęgnowanie w sobie empatycznej wyobraźni pozwala z zaangażowaniem, ale i aktywną troską spojrzeć na tych, którym społeczeństwo odmawia prawa do bycia widzialnym.

To właśnie społeczeństwa wysokorozwinięte powinny ze szczególną troską pochylać się nad losem tych, o których nie chce się z różnych względów pamiętać. Wiele zapalnych i trudnych problemów można i należy rozwiązywać w dialogu. To dialog daje możliwość zetknięcia się z odmiennością, zrozumienia jej, wniknięcia w perspektywę innego, minimalizując obawy i nieuzasadnione lęki, które u ludzi zbędnych są szczególnie silne, bowiem sami czują się niepewni i niewysłuchani, zatem budują chwiejne poczucie własnej wartości umniejszając słabszych. Ważne jest używanie języka, który ma charakter włączający, rozumiejący, inkluzywny, wolny od stygmatyzacji i etykietowania wzmacniającego wykluczenie.

Wskaźnikiem dojrzałości demokracji są postawy związane z wrażliwością społeczną i prospołecznością, która może i powinna dotyczyć w sposób szczególny tych, którzy funkcjonują na marginesach, nie radząc sobie z różnych przyczyn z twardymi regułami neoliberalnego świata. Ważna jest taka pomoc, która umożliwia wyjście z zamkniętego koła bezradności, wypracowanie nowych schematów interpretowania świata, nieopartych o negatywizm i fatalistyczne skrypty wzmacniające wyuczoną bezradność. Bez zmiany pesymistycznych schematów poznawczych nie jest możliwa zmiana sytuacji społecznej ludzi zbędnych. Dużą rolę w tym procesie upatrywać należy w systematycznej pracy pedagogicznej budującej u młodego człowieka poczucie sprawczości, wiary we własne możliwości, aktywizmu i zaangażowania. To właśnie od pracowników szkół wiejskich i małomiasteczkowych zależy niejednokrotnie los przyszłych ludzi zbędnych, którzy od najwcześniejszych etapów edukacji otrzymują bądź też nie określony rodzaj wsparcia nie tylko edukacyjnego, ale emocjonalnego. Szczególnie w środowiskach wiejskich, zapomnianych, funkcjonujących na marginesach tego co oficjalne, jest wyjątkowo dużo pracy do wykonania.

Literatura:

Allport, G. (1954). The Nature of Prejudice. Boston: Massachussets, Addison-Wesley.

Bauman, Z. (2016). Obcy u naszych drzwi, Warszawa: PWN.

Bauman, Z. (2005). Życie na przemiał, Kraków: Wydawnictwo Literackie.

Domachowski, W. (2002). Przewodnik po psychologii społecznej. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Gąsiorowska, M., Grochowska A. (2012). Spójność pojęciowa komunikatu perswazyjnego: rola prywatnych teorii rzeczywistości, wyuczonej bezradności i afektu, „Przegląd Psychologiczny”, 55, 233-252.

Jarmakowski, T. (2009). Styl atrybucji, poczucie kontroli i płeć a podatność na powstawanie syndromu wyuczonej bezradności, „Acta universitatis lodziensis folia psychologica”, 13, 55-73.

Nussbaum, M. C. (2008). W trosce o człowieczeństwo. Klasyczna obrona reformy kształcenia ogólnego, Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Rotter, J. (1966). Generalized expectancies for internal vs. external control of reinforcement, „Psychological Monographs” 80.

Seligman, M. (2002). Optymizmu można się nauczyć, Poznań: Media Rodzina.

Sędek G. (1991). Jak ludzie radzą sobie z sytuacjami, na które nie ma rady?. w: Złudzenia, które pozwalają żyć red. Mirosław Kofta, Teresa Szustowa, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Standing, G. (2014). Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa, przeł. K. Pracuś, Warszawa: PWN.

Stawiszyński, T. (2021). Co robić przed końcem świata, Warszawa: Agora.

Szpunar, M. (2022). Ludzie zbędni. Od ludzi luźnych do prekariuszy, w: „Colloquium”, 4, s. 145-163.

Tokarczuk, O. (2020). Czuły narrator, Kraków: Wydawnictwo Literackie.

* Tekst powstał na bazie artykułu autorki Ludzie zbędni. Od ludzi luźnych do prekariuszy, „Colloquium”, 2022/4, s. 145-163.

Wyimki:

– Żyjemy w świecie ludzi uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych, a owa człowiecza dychotomia jest coraz wyraźniejsza, dzieląc ludzi na „niezbędnych i ludzi zbędnych, pozbawionych faktycznych praw, niepotrzebnych, nieważnych, nieistniejących”.

– Osoby z wewnętrznym poczuciem kontroli są samodzielne, skuteczne i efektywne w realizowanych działaniach. Przejawiają większą elastyczność i aktywność w przypadku pojawienia się sytuacji problemowej, gwałtownie się uczą i potrafią uczyć się na własnych błędach.

– Językowe etykiety i potoczne powiedzenia typu „dzieci i ryby głosu nie mają” pokazują, w jak łatwy sposób można pozbawić kogoś podmiotowości.

– Niefortunnym, mocno stygmatyzującym określeniem jest sformułowanie „nielegalny imigrant”. Termin ten sugeruje działania migrantów, które realizowane są spoza prawem i z łamaniem przepisów.

– Celem stosowania języka uwrażliwiającego nie jest tak zwana poprawność polityczna, ale przede wszystkim uświadomienie sobie, iż to, w jaki sposób mówimy determinuje to, w jaki sposób myślimy, odsłaniając sprawczą moc języka.

Idź do oryginalnego materiału