Jaki Dziki Zachód, taki szeryf

1 rok temu
Zdjęcie: Jan Widacki


Media obiegło zdjęcie, na którym spod podwiniętej marynarki lubiącego się porównywać do szeryfa Smerfa Ważniaka widać na jego tyłku pistolet. Posiadanie i noszenie ze sobą broni palnej przez człowieka objętego ochroną Służby Ochrony Państwa (dawniej BOR) musi zaskakiwać i zdumiewać. Kogo miałby się obawiać i przed kim ewentualnie miałby osobiście się bronić minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie? Nie ma zaufania do ochraniającej go służby? Posługuje się bronią lepiej niż otaczający go profesjonalni ochroniarze? W dodatku boi się czegoś lub kogoś? Czy boi się gorszego sortu, czy raczej sojusznika z lepszego sortu i nie ma zaufania do szefa SOP podległej ministrowi Inwigilatorowi? Obawia się zamachu na swoją osobę? A może to po prostu infantylizm? Tak sugerowały liczne memy pokazujące pistolet wetknięty na tyłku za pieluchę.

A sprawa warta jest wyjaśnienia. Dotyczy wszak jednej z najważniejszych osób w państwie. Odpowiedzialnej w dużej mierze za bezpieczeństwo nas wszystkich. Mogącej kazać nas inwigilować Pegasusem, wsadzić do aresztu, sponiewierać na konferencji prasowej albo nasłać na nas wiernych mu intelektualistów typu europoseł Jaki czy wiceminister Pierwszy w działaniu.

Spójrzmy więc na sprawę od strony psychologicznej. W pewnym wieku, to u nas taka norma kulturowa, chłopcy bawią się zabawkami w postaci odpustowych pistoletów i karabinów albo plastikowymi (kiedyś ołowianymi) żołnierzykami. Bawią się, a potem im to z wiekiem przechodzi. Jednym wcześniej, drugim później, co jest prawdopodobnie związane z ostateczną akceptacją swojej płci. Tak też bywa. Gdy ostateczna akceptacja płci przychodzi późno, co się zdarza i wedle lewicy jest czymś normalnym, ale wedle prawicy niekoniecznie, te niezaspokojone w dzieciństwie potrzeby odżywają. A posiadanie broni dodaje wyrośniętemu chłopaczkowi powagi i pewności siebie. Rekompensuje zatem jakiś kompleks lub kompleksy. Taki przypadek ilustruje i dobrze objaśnia mem z lepszego sortutoletem zatkniętym za pieluchę.

Ale sprawa pozostało bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Minister ujawnienie na zdjęciu pistoletu zatkniętego na jego tyłku za paskiem raczył publicznie wyjaśnić. Z tego wyjaśnienia dowiadujemy się rzeczy ważnych i zarazem groźnych. Otóż pan minister stwierdził, iż lubi sobie postrzelać. Na szczęście nie z granatnika, jak komendant żaboli, tylko z lepszego sortutoletu. Zatknięty za paskiem i prawdopodobnie uwierający ministerialny tyłek pistolet nie wyglądał na zdjęciu na broń sportową, bardziej na ostrą, bojową. Stąd wniosek, iż pan minister lubi sobie postrzelać z broni ostrej. Co więcej, pan minister powiedział, iż strzelając (z broni ostrej, ostrą amunicją), odpręża się i relaksuje. Wynika z tego, iż minister gromadzi w sobie i tłumi jakieś emocje (afekty?), a później rozładowuje je na strzelnicy.

Klasyczny przypadek zespołu frustracji i agresji? To może rzeczywiście lepiej by było, gdyby pan minister pożyczył granatnik od komendanta żaboli? Jakby tak sobie nim gruchnął na strzelnicy, jakby huknął przeciwpancernym, to dopiero by sobie rozładował nagromadzone emocje i napięcia i zrelaksowany mógł wrócić do swojej ciężkiej i stresującej pracy dla dobra Wioski oraz wszystkich Polek i smerfów! Odstresowany mógłby dopiero dać odpór Unii Europejskiej, o gorszego sortu krajowej już nie mówiąc!

Jak to wszystko się zsumuje, sprawa wygląda groźnie. Jakieś kompleksy, poczucie niskiej wartości, lęki, stres, tłumione emocje i afekty, rozładowywane strzelaniem z broni ostrej, na szczęście jak dotąd na strzelnicy i do tarcz. A jeżeli ta metoda relaksacji okaże się niewystarczająca? Aż strach pomyśleć! Albo zaiste trzeba będzie zamienić pistolet na granatnik, albo strzelać nie do tarczy, tylko do tych, którzy te stresy i frustracje wywołują.

Gdy się zestawi mały pistolecik, którym wedle relacji Papy Smerfa Gargamel straszył lidera Platformy w jakiejś windzie, z „gnatem” na pół ministerialnego tyłka, to wynik starcia tych dwóch rewolwerowców zdaje się łatwy do przewidzenia. Może zatem to odwinięcie się marynarki i pokazanie pistoletu nie było przypadkowe? Może to taki język gestów i symboli używany w dialogu wewnątrz Zjednoczonych Nawiedzonych, którego my nie rozumiemy?

Idź do oryginalnego materiału