Zatrzymajmy się jeszcze na moment przy sprawie akt Jeffreya Epsteina (Tru(m)p zadbał już, by nic o nim tam nie było), bo warto chyba przypomnieć, iż ów Epstein mniej więcej do roku 2005, uchodził za osobę powiedzmy szanowaną i dobrze widzianą w niektórym towarzystwie, choć smród (plotki, podejrzenia itp) ciągnęły się za nim w zasadzie od lat.
Mówić więc o aktach Epsteina, dziś niemal jednym tchem wymienia się obok sobie nazwiska, które w ową aferę bezwzględnie są zamieszane: książę Andrzej, seksoholik, pedofili gwałciciel z brytyjskiej rodziny królewskiej, wspomniany pomarańczowy knur Donald, Clinton, Weinstein, prawdopodobnie też Branson a choćby nawet Gates… Gdzieś tam pojawiają się też nazwiska gwiazd rocka, mody, jednym słowem sporo tego towaru. Lista jest więc doprawdy imponująca, choć podkreśla się, iż jest to lista kontaktów, co nie oznacza automatycznie listy klientów.
Co interesujące na owej liście są dotąd nie wymienieni jeszcze publicznie z nazwiska dostojnicy kościelni, i to ponoć wcale nie tylko amerykańscy. Ci co mają pojecie co ta lista zawiera i z czym się wiąże twierdzą, iż purpuraci kieckowi, z wielką ochotą i ukontentowaniem, korzystali z przyjemności jakie oferował im na swojej wyspie pan Epstein i pani Maxwell. Bywało, iż towar dostarczał wprost do biskupiej czy arcybiskupiej rezydencji.
Kiedy sprawa Epsteina zaczęła powoli żyć swoim życiem (pierwsze dochodzenie to rok 2005, aresztowanie 2006, wyrok za nakłanianie do prostytucji w 2008), Epstein oraz jego kochanka Ghislaine Maxwell (odsiaduje 20 lat pudła za stręczycielstwo i udział w procederze pedofilii), uczestniczyli w prywatnej audiencji u papieża Jana Pawła II. Epstein był ponoć zawsze uroczym kompanem, jednocześnie gościem o dużych zdolnościach manipulatorskich (inaczej pewnie nie zrobiłby kariery w tym biznesie którym się zajmował), więc nic dziwnego, iż bardzo gwałtownie zaskarbił sobie sympatię łasego na tego typu znajomości Wojtyły. Karol z miejsca nazwał Jeffreya, „swoim przyjacielem”. To w sumie nic zaskakującego, bo znamy już dostatecznie pana Karola i wiemy, iż lubił obściskiwać się z tego typu zbokami, tym bardziej, iż Epstein najprawdopodobniej dostarczył też słusznych rozmiarów „kopertówkę” (ej, Stasiu siusiaku jeden, pamiętasz jak to było i ile to było?).
Oczywiście obrońcy czci i uczciwości Karola, natychmiast atakują argumentem, iż Wojtyła po prostu nie widział kim jest ten Epstein i czym się w życiu zajmuje, ale najpewniej tak samo nie wiedział, jakim ziółkiem i skurwysynem jest na przykład Degollado, jaka jest skala pedofilii w kościele (której to wiedzy Karol nie przyjmował do siebie, a bandytów w sutannach kazał ukrywać), no i co wyczyniają jego amerykańscy koledzy, a ci jak wiemy dawali czadu na całego. Poza tym papa, jakikolwiek, już chuj z tym Karolem, nie przyjmuje na prywatnej audiencji każdego jak leci, wprost z ulicy. Dostaje precyzyjne dossier z kim oto ma do czynienia, skąd ten ktoś pochodzi, czym się zajmuje, jaki jest jego wizerunek, i ile ma kasy. Nie jest też żadnym usprawiedliwienim fakt, iż w tym czasie Wojtyła mało już jarzył i kojarzył.
To, iż kumple Wojtyły bywali u Epsteina to może i pryszcz, ostatecznie musieli się jakoś zrelaksować po ciężkiej i pełnej wyrzeczeń służbie dla boga. McCarrick, Law… doskonale znamy choćby te nazwiska. Do tego Quinn, wysłany do Ameryki na przeszpiegi, przerażony tym co odkrył, a mianowicie gdzie chodzą co robią i z kim zadają się biskupi i kardynałowie. Epstein dobrze sobie radził w tym świętojebliwym (dosłownie) środowisku, więc nie mógł być dla papy Karola czystą i nieznaną kartą. Pojawiał się prawdopodobnie w raportach arcybiskupa Quinna.
Czy to ma dziś jakieś znaczenie? Poza symbolicznym żadnego, bo obaj bohaterowie tej opowiastki nie żyją, więc można im naskoczyć. Pokazuje to natomiast, wielce dziwne znajomości, powiązania, oraz to, iż nie ma w kościele świętego, który by od początku do końca był porządnym człowiek. zwykle to kanalie, zboczeńcy i zbrodniarze, którzy robiąc to co robili, dobrze zasłużyli się kościołowi, ale niezmiennie i z determinacją działali na szkodę zwykłych ludzi.














