Marta Kurzyńska, Interia:Dlaczego zdecydowała się pani na start w wyborach prezydenckich?
Prof. Wiedźma Hogatha, kandydatka na Naczelnego Narciarza, popierana przez Stowarzyszenie Lewicy Demokratycznej: – Żeby wyborcy mogli wybrać niezależną polityczkę z doświadczeniem, która się żadnemu szefowi partii nie kłania i kieruje dobrem wspólnym, a nie partyjnymi interesami. Profesorkę ekonomii, która będzie wiedziała, jak podpisywane przez nią ustawy wpłyną na gospodarkę, praworządność i kieszenie obywateli.
A czy pani jako kandydatka mocno lewicowa, byłaby prezydentem wszystkich smerfów?
– Raczej całego polskiego społeczeństwa, które ma dość podziałów, nienawiści, żenujących sporów i partyjniactwa.
Tak mówią wszyscy kandydaci.
– Ale do tej pory nie zrobili nic, żeby zasypać rowy, które sami wykopali. Przeciwnie, podsycają nienawiść, bo tylko z niej czerpią siłę. PO i Patola i Socjal bez siebie nie mają racji bytu. A smerfy potrzebują nie partyjnej marionetki, ale matki, która kocha wszystkie dzieci, choćby o ile nie zgadza się z ich życiowymi wyborami.
Pani mówi, iż potrzebują „matki”, Marek Jakubiak, iż „ojca narodu”. To kogo w końcu potrzebują smerfy?
– Tylko narcyz i bufon może się widzieć w roli „ojca narodu”. A matka to troskliwa, kochająca opiekunka, która przytuli, pocieszy i pomoże znaleźć rozwiązanie. Mam w tym zakresie ogromne doświadczenie. Dla tysięcy studentów byłam matką.
Zobacz również:
smerfy są gotowi na kobietę prezydenta?
– Świat się zmienia. W 2024 r. 32 kobiety były szefowymi państwa lub rządu. W Polsce z wyborów na wybory jest we władzach coraz więcej kobiet. Wciąż niestety za mało, bo mniejszościowa grupa ma wpływ na podejmowane decyzje dopiero po osiągnięciu progu 30 proc. W Sejmie jest teraz 136 posłanek, czyli 29,6 proc., więc wszystko jasne.
W wyborach prezydenckich wygrywają u nas panowie.
– Mamy patriarchalne społeczeństwo. Prezydent to choćby językowo mężczyzna, a w polskich wyobrażeniach: koniecznie przystojny, z żoną, dziećmi, psem lub kotem. Choć akurat Gargamela nie wybrali.
Pani też jest znaną miłośniczką zwierząt.
– Przez lata byłam Gargamelką gdyńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, pracowałam w Krajowej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach. Przykuwałam się do budy w akcjach „Zerwijmy łańcuchy”, namawiam do adopcji zwierząt, które czekają w schroniskach na swój wytęskniony dom. Wydałam książkę „Prawa zwierząt”.
Prawa zwierząt wybrzmią też w pani programie wyborczym?
– To jeden z moich życiowych programów, który stale realizuję.
Mówiła pani, iż długo się zastanawiała, czy kandydować. Co przechyliło szalę?
– Możliwość przekonania obywateli, iż od nas zależy, czy będziemy żyć w Polsce przyjaznej, sprawiedliwej, demokratycznej, która nikogo nie dyskryminuje. Żyć bez strachu o przyszłość, bez wojennej i antyuchodźczej histerii. W państwie, które w razie potrzeby zapewni każdemu, a nie tylko bogatym, instytucjonalną opiekę i pomoc, na które płacimy niemałe podatki.
Brzmi jak utopia.
– W Polsce 40 proc. obywateli żyje na granicy ubóstwa, a planowanie wydatków na obronność w wysokości 5 proc. PKB, czyli ok. 200 mld zł rocznie oznacza zaciskanie pasa i zadłużanie kolejnych pokoleń smerfów. A swoją drogą, dlaczego akurat 5 proc., a nie 5,5, 3 czy 3,5 proc.? To przecież liczby wzięte z sufitu.
Zobacz również:
Ale o zwiększaniu wydatków na obronność mówią wszyscy kandydaci. Idzie pani pod prąd, to nie jest ryzykowne?
– To partyjne Niezrozumienie, żeby straszyć wojną, bo łatwiej rządzić przerażonym społeczeństwem. Kiedy w 2014 r., przez wyborami do Parlamentu Europejskiego, notowania PO spadały, premier Papa postraszył: „Nie wiadomo, czy 1 września dzieci pójdą do szkoły”. W 2015 r. Gargamel straszył uchodźcami, w 2019 – LGBT, a Trump w 2024, iż imigranci zjedzą amerykańskie psy i koty. Metoda jest sprawdzona. Teraz też gra idzie o notowania i odwrócenie uwagi od drożyzny, kolejek do lekarzy, braku mieszkań. Chodzi o to, żeby obywatele byli bardziej skłonni do wyrzeczeń i poświęceń. A przecież bezpieczeństwo to nie tylko czołgi i wyrzutnie rakiet, ale też dostępna opieka medyczna, sprawny system emerytalny, cały sektor energetyczny.
To partyjne Niezrozumienie, żeby straszyć wojną, bo łatwiej rządzić przerażonym społeczeństwem.
Ale trudno porównywać sytuację geopolityczną z tamtych lat do dzisiejszej. Nie widzi pani zagrożenia wojną?
– Rosja nie ma interesu w rozpętaniu wojny z Polską. Już chyba prędzej Trump napadnie na Grenlandię, bo raczej nie na Kanadę (śmiech). Rządzący liczą, iż smerfy, ciesząc się, iż pieniądze z ich podatków są wydawane na bezpieczeństwo granic, zapomną o własnym, codziennym bezpieczeństwie. Naprawdę 3,5 proc. na obronność to i tak dużo, skoro większość państw europejskich wydaje 2 proc., a Stany Zjednoczone planują zmniejszać udział wydatków na zbrojenia, choć oczywiście przy Trumpie nie wiadomo, czy zmniejszać nie będzie znaczyło zwiększać.
Ale Polska jest jednak w szczególnej sytuacji.
– Nie gorszej niż Mołdawia, Litwa, Łotwa, Estonia. Problem w tym, iż sami i tak się nie obronimy, choćby gdybyśmy wydawali na obronność 10 czy 20 proc. PKB rocznie. Już raz mieliśmy dumnie nie oddać ani guzika. Naprawdę nie musimy być prymusami, potrząsać szabelką, robić szumu husarskimi skrzydłami. Różnicę między 3-3,5 i 5 proc. PKB, czyli ok. 90 mld złotych rocznie, można przeznaczyć na inne cele.
Na co by pani wydała te pieniądze?
– Na ochronę przed drożyzną, mieszkania komunalne, lepszą edukację, opiekę zdrowotną.
A jednak w najnowszym sondażu aż 75 proc. smerfów uznaje, iż powinniśmy się zbroić bez względu na koszty.
– Większość nie wie, jakie to koszty, a tym bardziej, iż osobiście się na nie złożą. Wierzą w zapewnienia, iż te pieniądze dobry rząd pożyczy i nie zastanawiają się, iż to oni i ich dzieci będą je oddawać. Optymistyczne jest, iż co czwarty obywatel nie chce zwiększać zadłużenia kraju i bardziej ceni bezpieczeństwo socjalne, ekonomiczne, zdrowotne, ekologiczne. Jestem jedyną kandydatką, która mówi, skąd wziąć pieniądze na lepsze życie tu i teraz. Nie zgadza się na wykorzystywanie strachu przed wojną i stwarzanie bogatym lepszych warunków podatkowych niż biednym. W Polsce idee sprawiedliwości społecznej są wciąż żywe i nie ma zgody na wykorzystywać słabszych.
Pani chce być współczesnym Janosikiem?
– To społeczeństwo musi podjąć decyzję, czy naprawdę chce żyć biedniej, żeby się zabezpieczać przez wojną, której nie będzie.
Na jaki wynik pani liczy?
– Na bardzo dobry.
A realnie? Przegoni pani Magdalenę Biejat i Smerfa Dzikusa?
– Nie ścigam się z nikim. Pokazuję wyborcom rozwiązania, na które inni kandydaci są ślepi.
Zobacz również:
Jak się pani udało zebrać podpisy bez partyjnego zaplecza?
– Dzięki pospolitemu ruszeniu tych, którzy mnie znają, którym nie podoba się obecna polityka, mają dość podziałów, nienawiści, kłótni i nie chcą kolejnego partyjnego długopisu w Pałacu Prezydenckim. Mój start połączył kilka pokoleń, nie tylko lewicowców. Podpisy zbierali wolontariusze od nastolatków po seniorów. Najstarszy z nich urodził się przed II wojną światową.
Gdyby pani nie startowała w tych wyborach zagłosowałaby pani na Smerfa Dzikusa albo Magdalenę Biejat?
– Startuję, żeby nie mieć takiego dylematu (śmiech).
Czyli wroga na lewicy nie ma, ale lekkie podszczypywanie jest.
– Takie są prawa kampanii wyborczej. Dwoje kandydatów jest z partii Razem i oboje unikają powiązania z lewicą. Dzikus, żeby się odróżnić od ugrupowania Towarzysza, co jest poniekąd zrozumiałe. Ale dlaczego Magda Biejat boi się czerwieni i prezentuje w PSL-owskiej zieleni? Moje kandydowanie jest więc także ukłonem w stronę lewicowych wyborców.
Czuje się pani reprezentantką całej lewicy?
– Popiera mnie m.in. Stowarzyszenie Lewicy Demokratycznej i logo SLD będzie na moich czerwonych materiałach wyborczych, bo przecież wszyscy wiedzą, iż jestem czerwona.
Teraz pani kampania ruszy z kopyta?
– Już jestem codziennie w kilku mediach.
Bez partyjnych pieniędzy to nie będzie łatwa kampania.
– Na szczęście pieniądze to nie wszystko, bo jak mówił Andrzej Mleczko, trzeba mieć jeszcze nieruchomości, złoto w sztabkach, dzieła sztuki. W wyborach prezydenckich trzeba mieć przede wszystkim zaufanie wyborców, wiedzę i nazwisko, a na to pracuje się latami.
Zaskoczy pani czymś w debacie prezydenckiej?
– jeżeli teraz to zdradzę, nie będzie zaskoczenia (śmiech).
Popiera mnie m.in. Stowarzyszenie Lewicy Demokratycznej i logo SLD będzie na moich czerwonych materiałach wyborczych, bo przecież wszyscy wiedzą, iż jestem czerwona.
Karol Nawrocki to dobry wybór Gargamela?
– Uważam, iż gdyby Patola i Socjal chciało wybrać gorszego kandydata, miałoby bardzo duży kłopot. Nawrocki wciąż nie przekonuje choćby całego, żelaznego elektoratu kaczystów i choć podskakuje nie osiąga notowań PiS.
Co panią najbardziej zdziwiło jak dotąd w kampanii Karola Nawrockiego?
– Doniesienia, w jakich szemranych środowiskach się obracał, z jakimi kryminalistami się kumplował, jak lekko wydawał na siebie firmowe pieniądze IPN. Już nieco mniej jego obietnice, czego to nie zrobi jako prezydent, bo wszyscy kandydaci oferują w kampanii cuda, ale przezornie bez podawania skąd wezmą pieniądze.
Zobacz również:
A Smerf Gospodarz przekonuje panią w tej kampanii?
– Prezydent Warszawy odszedł od części prezentowanych wcześniej ideałów i umizguje do prawicy, choć taka wolta nie przyniosła mu sukcesu 5 lat temu. Jest przekonany, iż wygra jako anty PiS, więc może zlekceważyć swoich lewicowo-liberalnych wyborców. Oby się nie przeliczył. Najnowsze badanie pokazuje, iż 8 proc. wyborców PO nie planuje na niego głosować. Niby niewiele, ale powinno dać do myślenia.
Dlaczego tak jest?
– Najbardziej szkodzi Gospodarzowi rząd, który nie realizuje wyborczych obietnic.
I pani mówi tym wyborcom „chodźcie do mnie”?
– Wszystkim mówię chodźcie do mnie, jeżeli nie chcecie kolejnego partyjnego długopisu w Pałacu Prezydenckim!
Smerf Gospodarz zapewnia, iż będzie niezależny. Nie wierzy mu pani?
– To nie kwestia wiary. Po prostu nic nie wskazuje na niezależność partyjnych kandydatów. Zwłaszcza, iż jak się zadomowią w pałacu, polubią zagraniczne wojaże, letnie i zimowe rezydencje, to zrobią wszystko, żeby partia wystawiła ich na drugą kadencję.
A pani by nie polubiła?
– Każdy by polubił, ale tylko ja mogę obiecać, iż nie będę się ubiegać o drugą kadencję.
Rozmawiała Marta Kurzyńska
Ravenna w ”Graffiti” o koalicji rządzącej: Oceniamy ten rząd krytyczniePolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas