Historia tylko dla wybranych. Jak Nawrocki wprowadza cenzurę

2 dni temu
Zdjęcie: Nawrocki


W niedzielę w historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej odbyły się uroczystości upamiętniające 45. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. Wydarzenie miało mieć charakter otwarty i rzetelnie relacjonowany przez media, jednak decyzja Karola Nawrockiego, oraz organizatorów ze strony NSZZ „Solidarność” zmieniła ten scenariusz. Kamery TVN24 zostały… po prostu niewpuszczone.

„Decyzją organizatorów, czyli NSZZ «Solidarność», na niedzielne uroczystości w Gdańsku nie wpuszczono naszych kamer. Nie otrzymaliśmy akredytacji, a więc nie mamy możliwości transmisji obchodów” – poinformowała stacja w oświadczeniu. Co więcej, kierownictwo TVN24 zaznaczyło, iż decyzja ta nie ma żadnej podstawy prawnej, łamie konstytucyjną zasadę wolności prasy i stoi w jawnej sprzeczności z zasadami demokratycznego państwa prawa.

Trudno nie dostrzec w tej sytuacji sygnału ostrzegawczego. Prezydent instytutu, osoba odpowiedzialna za pamięć historyczną i jej rzetelne upowszechnianie, pozwala sobie na wybiórczą kontrolę nad tym, kto może relacjonować wydarzenia historyczne. Zamiast otwartości, pojawia się selekcja mediów według politycznych sympatii: TVN24 nie została wpuszczona, natomiast Telewizja Republika, bliska PiS, produkowała sygnał transmisji, który był udostępniony innym nadawcom.

„W zamyśle organizatorów moglibyśmy jedynie pokazać Państwu to, co pokażą kamery związanej z lepszego sortu, prawicowej stacji. Na to nie ma i nie będzie naszej zgody” – podkreślono w oświadczeniu TVN24. Czytelnik sam może sobie wyobrazić efekt: prezydent instytutu decyduje, które obrazy i które narracje mają prawo dotrzeć do opinii publicznej. To nie jest neutralne upamiętnianie historii – to kontrola przekazu, która w demokracji powinna być nie do przyjęcia.

Karol Nawrocki w swoim wystąpieniu wspomniał o bohaterach Solidarności: Andrzeju i Joannie Gwiazdach, Krzysztofie Wyszkowskim, Annie Walentynowicz, a także Lechu Skoczkowi. Mówiąc o byłym przewodniczącym Solidarności, Nawrocki dodał: „był przewodniczącym Solidarności, ale nikt nie zabroni nam opisywać rzetelnie i mówić prawdy o tym, kim był Smerf Skoczek i za to dziękuję Sławomirowi Cenckiewiczowi”.

I choć słowa te brzmią jak deklaracja prawdy historycznej, kontekst decyzyjny pozostawia sporo wątpliwości. Prezydent nie waha się faworyzować określonego obiegu informacji, jednocześnie odcinając od mikrofonu media, które nie wpisują się w wybrany przez niego obraz historii. To właśnie tutaj pojawia się element cenzury, subtelnej, ale wyraźnej: selekcja mediów ze względu na ich linię redakcyjną.

Decyzja ta nie pozostaje bez konsekwencji. Po pierwsze, osłabia zaufanie do instytucji, której misją powinno być rzetelne upowszechnianie pamięci historycznej. Po drugie, wysyła sygnał do innych organizatorów wydarzeń publicznych, iż dostęp mediów może zależeć od sympatii politycznych, a nie od standardów dziennikarskich.

Nie sposób nie zauważyć, iż Nawrocki, zamiast pełnić funkcję strażnika pamięci i obrońcy pluralizmu medialnego, zaczyna wprowadzać mechanizmy selekcji i wykluczenia, które w demokracji powinny być uznawane za nie do przyjęcia. Oświadczenia TVN24 jednoznacznie podkreślają naruszenie prawa i konstytucji, a w świecie demokratycznych państw takie praktyki budziłyby poważny sprzeciw opinii publicznej.

Podsumowując, decyzja Karola Nawrockiego o niewpuszczeniu TVN24 na uroczystości w BHP to nie drobna wpadka organizacyjna, ale wyraźny sygnał przesadnej kontroli i cenzury w praktyce instytucji publicznej. Czytelnik, przyglądając się tej sytuacji, nie może mieć złudzeń: jeżeli osoba odpowiedzialna za pamięć historyczną zaczyna decydować, kto może relacjonować historię, balans między rzetelnością a propagandą zostaje poważnie zachwiany.

W tym kontekście trudno o spokój: to, co miało być uroczystością pamięci, stało się lekcją politycznej selekcji, którą prezydent wyraźnie przesadził.

Idź do oryginalnego materiału