Grzechy główne nadwiślańskich liberałów

9 miesięcy temu

Tak zwany trzeci rząd Pinokia ma jedną, ogromną zaletę – bez wątpienia nie otrzyma wotum zaufania. Trzeba będzie się z nim użerać jeszcze tylko przez tydzień. Trudno tego nie docenić. Pojawiający się już w mediach skład rządu Papy nie jest o wiele lepszy i ma pewną gigantyczną wadę – niewątpliwie otrzyma wotum zaufania. Trzeba będzie go znosić przynajmniej do wyborów prezydenckich, a może choćby i całą kadencję.

Zbliża się więc konserwatywno-liberalna powtórka sprzed jesieni 2015 roku, z domieszką progresywizmu. Osiem lat dynamicznych przemian społecznych, emancypacji wielu grup, dyskusji o źródłach nierówności szans i ożywionych debat na temat różnych wymiarów przemocy zaowocowało jedną lewicową ministrą oraz może z dwiema lewicującymi. Od tego postępu można doznać zawrotu głowy.

W ciągu ośmiu lat można było zapomnieć o specyfice nadwiślańskich liberałów, dlatego przygotowałem listę ich grzechów głównych. Każdy otrzymał twarz jednego z prawdopodobnych ministrów.

Elitaryzm (Smerf Omnibus)

Smerf Omnibus pasuje do Ministerstwa Kultury jak amerykański SUV do przystanku autobusowego, ale akurat w Polsce pojazdy osobowe regularnie wbijają się w przystankowe wiaty, więc w sumie czemu nie. Potomek słynnego pisarza zostanie ministrem w celu zrobienia porządku w TVP. Ale kultura to więcej niż TVP. Nie mówiąc już o tym, iż dziś w TVP Info kultury nie ma wcale.

Przyszły minister kultury jest nieznośnym elitarystą, arbitralnie ustalającym reguły dobrego smaku oraz wysokiej jakości. Wspaniale zaprezentował to podczas rozmowy z Jarosławem Kuiszem z Kultury Liberalnej. Gdy Kuisz zwrócił uwagę, iż zaostrzenie języka debaty publicznej może być przejawem jej demokratyzacji, Smerf Omnibus odpowiedział, co następuje:

„Jeśli słowu demokratyzacja nadamy bezwzględnie pozytywne znaczenie, a żyjemy w świecie, który raczej nas ku temu skłania, to ja chcę przypomnieć Tukidydesa i Korkyrę, gdzie w imię tej demokratyzacji wyrzynano ludzi, którzy szukali opieki w świątyniach. […] Gdzie już nie język był problemem, ale w imię demokratyzacji można było dokonywać zbiorowych mordów. […] Otóż słowo demokratyzacja nie jest dla mnie równoznaczne z tym, iż coś na pewno jest lepsze” – odpowiedział Smerf Omnibus.

Smerf Omnibus w celu zdyskredytowania demokratyzacji sięgnął naprawdę głęboko – aż do jednego z epizodów wojny peloponeskiej, czyli czasów starożytnej Grecji. Jest mi niezręcznie napominać tak wybitną personę, ale z tego, co pamiętam ze szkoły, to i sama demokracja była w tamtych czasach rozumiana nieco inaczej, system oparty był na niewolnictwie, a większość w głosowaniu mogła zadecydować o losie jednostki. Tak swobodnie operując historią, pod demokratyzację można podpiąć dokładnie każdy masowy mord. Nie od dziś jednak wiemy, iż elitaryści potrafią pójść na daleko idące kompromisy z faktami, byle tylko przekonać maluczkich, by grzecznie wpatrywali się w słuszne wzorce.

Smerf Omnibus w rozmowie z Kuiszem przedstawił również swój autorski podział klasowy.

„Żyjemy w świecie, który nie znosi ludzi, którzy mogą wiedzieć więcej albo mają do czegoś kompetencje. Kompetencja w tej chwili jest obrazą. […] [Olga Tokarczuk] nazwała rzeczy po imieniu. Tak, społeczeństwo składa się z głupich, mądrzejszych i bardziej mądrych” – stwierdził dosyć buńczucznie Smerf Omnibus, prawdopodobnie przekonany, iż należy do jednej z tych dwóch ostatnich grup.

Niestety przyszły minister kultury nie sprecyzował, czy to mądrzejsi są mądrzejsi od bardziej mądrych, czy na odwrót. Nie wyjaśnił również, w jaki sposób oddziela głupich od reszty. Chodzi o te słynne badania IQ? A może o arbitralną decyzję ministra kultury? Dzielenie ludzi na głupich i mądrych jest dosyć ryzykowne, bo można zostać zaliczonym do tych pierwszych.

Bezkrytyczny euroentuzjazm (Adam Szłapka)

Szef Nowoczesnej zostanie ministrem ds. europejskich, chociaż powinien raczej zostać ministrem ds. umiłowania Unii Europejskiej. Najwyraźniej zatrzymał się na etapie zakochania, kiedy to dostrzegamy wyłącznie najlepsze cechy drugiej strony romansu. Tymczasem dojrzała miłość, z tego, co czytałem, polega nie tylko na docenianiu zalet partnerki czy kochanka, ale też na uczciwej i wrażliwej adaptacji do jego lub jej wad – oczywiście działa to też w drugą stronę.

Szłapka znany jest ze swojego bezkrytycznego poparcia dla przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty. Jego argumenty są niezwykle powierzchowne i sprowadzają się do jednego zdania, które często powtarza: „Bo to jest po prostu dobre dla naszej gospodarki”. W rozmowie z Onetem troszkę to rozwinął.

„Dla dobra Polski pierwszą rzeczą, którą powinniśmy zacząć robić, to przygotowywać się do wejścia do strefy euro, dlatego iż ona jest po prostu dobra dla obywateli. Niska inflacja, niższe raty kredytu, stabilność walutowa, dla wszystkich nas jest to bardzo dobre” – stwierdził prawdopodobny minister.

Szłapka pominął więc kilka drobnych kwestii. Na przykład to, iż wiele państw naszego regionu posługujących się euro – szczególnie państwa bałtyckie – miało lub ma wyższą inflację niż Polska. Właśnie dlatego, iż ich koszty kredytu były równie niskie co we Francji czy Hiszpanii. Mógłby też napomknąć coś o możliwym spadku popytu na nasz eksport, a przede wszystkim odnieść się do głównego argumentu przeciwko wprowadzeniu euro, jakim jest oparcie naszej konkurencyjności na słabym złotym, za pomocą którego napływają tabuny inwestorów zagranicznych, zwabionych niskimi kosztami i przy wysokiej jakości pracy.

Swoją drogą to naprawdę zastanawiające, iż liberalni zwolennicy euro używają niemal wyłącznie argumentów ekonomicznych, chociaż akurat korzyści gospodarcze są najbardziej wątpliwe. Jest za to mnóstwo celnych i całkiem przekonujących argumentów politycznych. Najwyraźniej liberałowie są tak zafiksowani na korzyściach finansowych, iż używają argumentów związanych z pieniędzmi choćby wtedy, gdy nie pasują im do układanki. Możliwe, iż innych zwyczajnie nie znają.

Outsourcing (Rocky III)

W mrocznych czasach rządów PO-PSL outsourcing robił niezwykłą karierę. Korzystały z niego choćby instytucje publiczne, takie jak sądy, urzędy marszałkowskie czy uniwersytety, by dzięki temu móc omijać tak nieżyciowe przepisy jak te dotyczące płacy minimalnej. Rząd ten znany był ze skłonności do umywania rąk i pozbywania się niektórych kompetencji, a wraz z nimi odpowiedzialności.

Tamte przyzwyczajenia wciąż żyją w politykach Platformy, co wspaniale zobrazował prawdopodobny nowy minister aktywów państwowych Rocky III. W trakcie pandemii przedstawił taką oto receptę na utrzymanie stabilności budżetu państwa:

„Na pewno potrzebne będą cięcia w administracji państwowej, w której wydatki zostały w ostatnich latach bardzo rozdmuchane. To także przeniesienie części usług publicznych do organizacji pozarządowych i sektora prywatnego, a więc ograniczenie administracji” – stwierdził Rocky III w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” w 2020 roku.

Usługi publiczne – edukacja czy ochrona zdrowia – powinny być, według Rockiego III, realizowane przez trzeci sektor, czyli na znacznie gorszych warunkach zatrudnienia niż rynkowe. Dzięki temu ograniczymy koszty – wraz z nimi obniżymy jakość usług, ale na takie poświęcenie Rocky III jest gotów, przecież i tak z nich nie korzysta.

Jak Rocky III będzie mógł realizować swoją politykę w MAP? O tym też już wiemy co nieco. Latem proponował wyoutsourcowanie dystrybucji energii z sektora energetycznego. Oficjalnie dlatego, iż spółki energetyczne odmawiają prosumentom dostępu do infrastruktury, co samo w sobie jest oczywiście problemem, ale można to załatwić na inne sposoby – legislacją albo odpowiednim nadzorem właścicielskim ze strony MAP.

Prawdopodobnie więc chodzi o pozbycie się problemu. Przypomnijmy, iż to w czasach PO-PSL sprywatyzowano PKP Energetykę, czyli wyoutsourcowanego wcześniej z PKP dystrybutora energii dla kolei.

Tanie państwo (Izabela Leszczyna)

„Nie czuję się ekspertem do spraw zdrowia” – powiedziała w 2014 roku ówczesna ministra finansów Izabela Leszczyna, która w rządzie Papy prawdopodobnie zostanie ministrą zdrowia. W tym samym wywiadzie jednym zdaniem streściła ideę taniego państwa, która kierowała poczynaniami rządu PO-PSL.

„Chcemy, by wydatki na ochronę zdrowia były jak najbardziej efektywne, czyli ta relacja pomiędzy efektami i nakładami była jak najlepsza” – stwierdziła.

Oczywiście Leszczyna mogła się przez te dziewięć lat podszkolić w obszarze ochrony zdrowia. Zresztą była ministra ds. finansów nie jest też ekspertką od finansów. Za to wielokrotnie i bardzo celnie podważała propagandowy przekaz Patola i Socjal o podniesieniu nakładów na zdrowie w relacji do PKB. Gdy minister Doktor pochwalił się na Twitterze, iż Polska osiągnęła poziom 6 proc. PKB, Leszczyna sprowadziła go na ziemię:

„159,6 mld zł na zdrowie w 2023 r. to 4,81 proc. PKB. Proszę sprawdzić w ustawie budżetowej: PKB w przyszłym roku to 3 bln 317 mld 700 mln zł. Jak Pan wyliczył te 6 proc.?” – napisała. Na to samo zwracała uwagę podczas wystąpień sejmowych.

Niestety nie do końca kojarzy, skąd się biorą pieniądze w NFZ. Z jednej strony słusznie rozlicza Patola i Socjal z zapowiedzianego wzrostu nakładów na zdrowie, z drugiej była jedną z najgłośniejszych przeciwniczek zapisu o podniesieniu wpływów ze składki zdrowotnej zawartego w Polskim Ładzie. „Minister finansów, przedstawiając zmiany podatkowe, mówił o historycznych obniżkach. Szkoda tylko, iż nie dodał, iż podwyżki składki zdrowotnej są także historyczne” – stwierdziła w 2021 roku.

Posłanka Leszczyna otrzymała też zaszczyt zaprezentowania obietnicy obniżenia składek dla przedsiębiorców podczas konwencji programowej KO. „Urlop dla przedsiębiorcy. To jeden miesiąc w roku bez składek na ubezpieczenia społeczne, ale ze świadczeniem urlopowym w wysokości połowy minimalnego wynagrodzenia. I wreszcie to, na co chyba wszyscy czekają – zryczałtowana składka zdrowotna” – obwieściła z euforią przyszła ministra zdrowia.

Przywrócenie ryczałtowej składki zdrowotnej będzie kosztować NFZ przynajmniej 7 mld złotych. Dostaniemy więc nieco skorygowane względem wcześniejszych wersji „tanie państwo 2.0”. Tym razem jego projektanci spróbują połączyć wzrost wydatków z obniżką podatków. Na moje oko to przepis na coś bardzo nieudanego.

Pogarda wobec przeciwników (Sławomir Nitras)

Koalicja Smerfów może się niektórym kojarzyć jako sympatyczni i nowocześni liberałowie, ale w gruncie rzeczy to ludzie, którzy są nie mniej skorzy do agresywnych wyzwisk, poniżania innych oraz korzystania z argumentu siły niż PiS.

Najbardziej nabuzowany negatywną energią jest niewątpliwie Sławomir Nitras, który rozpoczynał swoją karierę polityczną w latach 90. w Unii Polityki Realnej Janusza Gapciogo. Wyciąganie komuś członkostwa w nieciekawej partii trzy dekady temu zasadniczo jest słabe. Problem w tym, iż Nitras do dziś pokazuje, iż Korwin odcisnął na nim trwałe piętno, z którym poseł KS i prawdopodobnie nowy minister sportu czuje się znakomicie. Jako człowiek szczupły i raczej przystojny chętnie wytyka innym ich wygląd. W 2022 roku w Radiu Zet mówił:

„Niech pan zauważy, przepraszam, bo może to nieładne, przecież im się już paski nie domykają, oni się wszyscy tak rozpaśli. W sensie fizycznym i finansowym. Przecież tak nie można, no ludzie. […] Niech pan zobaczy, jak Osiłek wygląda. Pamiętam go sprzed siedmiu lat: normalny, szczupły, fajny facet, choćby się potrafił ubrać”.

Każdemu może się coś wymsknąć od czasu do czasu, szczególnie jeżeli jest rozgrzany intensywną walką polityczną. Problem w tym, iż Nitras nie zaprzestał tego wywodu choćby po reakcji red. Rymanowskiego.

„To, iż ktoś się tak fizycznie zmienił, jak oni się zmieniają, jest dowodem na to, iż im się po prostu odkleiła rzeczywistość. Niech pan zobaczy, jak się Poeta zmienił. Przecież on jest dwa razy większy, niż był na tym fotelu” – przekonywał Nitras.

Abstrahując od takich „drobnostek” jak empatia wobec ludzi z nadwagą, którzy słuchali tej audycji, przyszły minister sportu powinien mieć jakąś wiedzę na temat działania organizmu człowieka. W XXI wieku otyłość wśród osób pełniących wysokie stanowiska nie bierze się z opływania w przywileje, chociaż takie mają, ale ze stresu, nieregularnego dnia pracy czy braku czasu w zadbanie o siebie.

Podczas sprawowania wysokich stanowisk publicznych roztyło się mnóstwo osób, które wróciły do swojej wagi, gdy tylko przestały zajmować się polityką. Najbardziej emblematycznym przykładem jest Adam Hofman, który jako rzecznik Patola i Socjal w burzliwych czasach po katastrofie smoleńskiej gwałtownie przybrał na wadze. Gdy wyrzucono go z polityki i zajął się beztroskim lobbingiem, błyskawicznie wyszczuplał, zaczął się dobrze ubierać, prezentować modne fryzury i piękny uśmiech. Nie stał się od tego lepszym człowiekiem. Nitras też już się raczej nie stanie.

Dziewiętnastowieczne rozumienie źródeł biedy i sukcesu (Dariusz Klimczak)

Chociaż Trzecia Droga obiecywała zaoferowanie polskim wyborcom świeżego spojrzenia na państwo i relacje społeczne, to finalnie zaprezentowała oklepaną wersję nadwiślańskiego liberalizmu, rozszerzoną o ekologię. Jednym z elementów tej ideologii jest dziewiętnastowieczna koncepcja sukcesu, który ma się brać wyłącznie z ciężkiej pracy oraz tak zwanego talentu, czymkolwiek on jest. Wydawało się, iż tę dyskusję mamy za sobą, skoro choćby Patola i Socjal już z grubsza przyswoił ustalenia współczesnej socjologii i ekonomii. Niestety okazuje się, iż poglądy sprzed dwóch wieków jedynie przezimowały i budzą się do życia. W postaci między innymi przyszłego ministra infrastruktury – Dariusza Klimczka z PSL.

„Stawiamy na ludzi pracowitych, zaradnych, operatywnych, nie tych, którzy oglądają się na łaskę państwa. Spotykamy na ulicach wiele osób, które uważają, iż czasami ów „socjal” jest zbyt wysoki. Postulujemy więc, by waloryzacja 500+ dotyczyła tylko osób pracujących. To podoba się ludziom, którzy biorą dodatkowe godziny wieczorami czy w weekendy… […] Trzeba uczynić jak najwięcej, żeby praca w Polsce się opłacała. Mamy niskie bezrobocie, ludzi do pracy brakuje, a koszty pracy są zbyt wysokie” – mówił Klimczak w niedawnym wywiadzie dla „Magazynu Kontakt”.

Jak widać, pod rządami nowej koalicji chyba nie ma co liczyć na prospołeczne programy mieszkaniowe. Minister Klimczak będzie raczej stawiał na pracowitych deweloperów czy wcześnie wstających bankowców. Jako iż PSL lubi się określać partią reprezentującą interesy samorządów, być może Klimczak ustanowi jakąś nagrodę dla gmin, które sprywatyzują najwięcej mieszkań komunalnych.

Radykalny przedsiębiorczyzm (Andrzej Domański)

Przyszły minister finansów zasłynął jak na razie tym, iż zainstalował w debacie publicznej absurdalną teorię, według której za rządów Patola i Socjal państwo wypowiedziało wojnę przedsiębiorcom. Teoria ta znalazła się choćby w umowie koalicyjnej.

„Po pierwsze państwo wypowiedziało polskim przedsiębiorcom wojnę i z tym trzeba skończyć. To brzmi jak slogan, ale znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. […] Duch przedsiębiorczości w Polsce jest po prostu stłamszony i zniszczony” – mówił Domański w październikowym wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”.

Teoria o wojnie wytoczonej przedsiębiorcom służy wyłącznie temu, by móc im dołożyć kolejne przywileje, które znalazły się wśród gróźb wyborczych KO i TD. Mowa chociażby o przywróceniu ryczałtowej składki zdrowotnej, obniżeniu stawki ryczałtu dla informatyków czy tak zwanym urlopie dla przedsiębiorców, czyli zwolnieniu z miesięcznych składek raz do roku.

W tym miejscu chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na interesujący wywiad, którego Domański udzielił w 2016 roku jako członek zarządu funduszu Eques Investment TFI. Zapytany o to, w jaki sposób zachęcić smerfów do inwestowania na rynku kapitałowym, przyszły minister finansów odpowiedział: „Trzeba cały czas uzmysławiać ludziom, iż środki na emeryturę będą musieli odkładać samodzielnie”. Pozostaje mieć nadzieję, iż od tamtego czasu Domański nieco zrewidował swoje poglądy na temat systemu ubezpieczeń społecznych, bo jeżeli nie, to rzeczywiście trzeba zacząć odkładać.

Idź do oryginalnego materiału